Spektakularna konwencja wyborcza Wiosny Roberta Biedronia z szeregiem progresywnych postulatów i sondaże na poziomie kilkunastu procent stworzyły nadzieję na rozbicie politycznego monopolu dwóch głównych partii. Dwa miesiące później, z początkowego entuzjazmu zostało niewiele, a dyskusja dotyczy bardziej możliwości przekroczenia progu wyborczego przez nową inicjatywę, aniżeli realnego zagrożenia obozom Koalicji Obywatelskiej i Prawa i Sprawiedliwości. W sytuacji braku lewicy, elementy jej programu przejmowane są – doraźnie i koniunkturalnie – przez głównych graczy, w szczególności przez Platformę Obywatelską i jej satelity.

Rację ma więc Rafał Kalukin („Od lewa do lewa”, Polityka nr 13, 2019) kreśląc wizję lewicowości wyłącznie „kontekstowej”, bez oparcia w prawdziwej formacji politycznej. I to pomimo zmiany nastawienia Polek i Polaków – stajemy się przecież coraz bardziej progresywni, zarówno w sferze obyczajowości, jak i w nastawieniu do polityki społecznej państwa. Czy to oznacza, że wiosna lewicy nie nadejdzie? Może tylko tyle, że akurat Wiosna Biedronia nie trafiła w aktualne trendy. Dziś już nie wystarczy być nieco ładniejszą wersją ugrupowań centroprawicowych. To co napędza lewicowe ugrupowania na świecie, to odwaga mówienia własnym językiem. Tej odwagi brakuje w Polsce od lat.

Przejmowanie lewicowych postulatów zarówno przez partie mainstreamu, jak i te bardziej aspirujące nie zaskakuje. Aż do późnych lat 70. XX wieku, socjaldemokratyczny konsensus (duży udział państwa w gospodarce, szeroki wachlarz usług publicznych, silna pozycja związków zawodowych), stanowił fakt tak niepodważalny, że idea państwa dobrobytu realizowana była z powodzeniem przez wszystkie rządy od lewa do prawa. Paradoksalnie większość reform z repertuaru dawnych socjalistów było urzeczywistnianych przez stonowanych i konserwatywnych chadeków. Szereg czynników ekonomicznych, kulturowych i technologicznych, odwróciło ten trend i począwszy od lat 80. jesteśmy świadkami innego układu. Naszą politykę, filozofię, ekonomię i kulturę zdominował tzw. model neoliberalny.

Upadek Bloku Wschodniego pozostawił globalny kapitalizm bez konkurencji.

Zabrakło straszaka, który w większym lub mniejszym stopniu motywował do aktywnego reagowania na różnorakie oczekiwania społeczne.  Od tej chwili już niemal wszystkie partie, ze starymi europejskimi socjaldemokracjami na czele, realizowały politykę komercjalizacji, prywatyzacji, ograniczania usług publicznych i marginalizowania polityk społecznych we wszelkich ich odcieniach. Polska nie stanowiła wyjątku. Neoliberalne odrobienie lekcji z wywierania wpływu na sferę polityki i kultury sprowadzało się do konsekwentnego procesu sączenia nowych idei, począwszy od uniwersytetów, think-tanków, aż po gabinety polityków i wielkiego biznesu. W latach powojennych poglądy liberalnych ekonomistów pokroju Miltona Friedmana czy Friedricha von Hayeka, stanowiły ciekawą, acz dość ekstremistyczną i niszową egzotykę. Wystarczyło kilka dekad, aby świat stanął na głowie.

Wielki kryzys ekonomiczny stworzył podwaliny pod zjawisko alt-prawicy, ale w ostatnich kilku latach obserwujemy nowe życie również po lewej stronie. Nie o starą, dogorywającą socjaldemokrację chodzi ani tym bardziej tzw. nową lewicę, skupioną niemal wyłącznie na kwestiach tożsamościowych. Pojawiają się ruchy, które potrafią przekroczyć podział lewica-prawica, pokazując populistyczny pazur i antysystemowość (hiszpańskie Podemos, grecka Syriza). Wiekowe partie w nowej odsłonie (brytyjska Partia Pracy) rzucają skuteczne wyzwanie status quo, również w swoich własnych szeregach. Działają też pojedynczy aktorzy wewnątrz centrowych formacji, skutecznie inicjujący dyskusje programowe. Wątpienie w nieomylność kapitalizmu jest ponownie dopuszczalne, a nawet dość powszechne, nie tylko na lewicy.

Jean-Luc Mélenchon na manifestacji w Marsylii, 2018, lfilemedia

Ten sceptycyzm skupia się na dwóch głównych problemach: rosnących nierównościach jako zagrożeniu dla demokracji i wiszącej nad światem katastrofie ekologicznej. Przekaz ten łączy polityków tak różnych jak Jean-Luc Mélenchon (Już teraz musimy przygotować się do zmiany ludzkiej cywilizacji. Powinniśmy i możemy przejść na 100% energii odnawialnych) czy dość umiarkowana premier Nowej Zelandii Jacinda Ardern (kapitalizm stanowi rażącą porażkę w Nowej Zelandii, jeżeli mierzyć ubóstwem dzieci). Chyba najciekawsza postać nowej fali to Alexandria Ocasio-Cortez, świeżo upieczona amerykańska kongresmenka, jak o sobie mówi – demokratyczna socjalistka. Kilka miesięcy temu Ocasio-Cortez wywołała medialne trzęsienie ziemi, ogłaszając potrzebę wprowadzenia 70 proc. podatku od najwyższych dochodów oraz zdecydowaną reformę prawa spadkowego w kierunku większego opodatkowania i ograniczenia wpływów tzw. 1 proc. najbardziej zamożnych Amerykanów. Tutaj również nowe wpływy nie mają służyć bezsensownemu pompowaniu środków w „przejadanie” bogactwa narodowego, a raczej w wielki, cywilizacyjny projekt „Nowego Zielonego Ładu” (New Green Deal). Cel tej rewolucji społeczno-gospodarczej to nie tylko odbudowa dobrego rynku pracy i wzmocnienie gospodarki, ale przede wszystkim ich wielka transformacja. 

Nowa, asertywna lewica słusznie mówi: stawką jest przyszłość ludzkości.

Temu samemu celowi miałby posłużyć coraz głośniejszy pomysł opodatkowania samego kapitału, czyli po prostu stałego majątku tzw. superbogaczy. Ten niegdyś niszowy postulat, promuje dziś m.in. multimilioner Bill Gates. Założyciel Microsoftu twierdzi, że w przeciwieństwie do podatku dochodowego, dopiero ta danina ma charakter realnie proinwestycyjny i wygeneruje prawdziwy wzrost gospodarczy.

Kolejny interesujący punkt na mapie dyskutowanych idei, to tzw. gwarantowany dochód podstawowy. Koncepcja wypłacania powszechnego świadczenia wszystkim obywatelom nie jest nowa. Jak dowodzą jej zwolennicy, u progu zbliżającej się technologicznej rewolucji, automatyzacja pracy może spowodować całkowitą alienację całych grup społecznych, tym samym pogłębiając nierówności i trwający kryzys legitymacji władzy. Jednocześnie, te same nowe technologie, już dziś oferujące drukarkę 3D w każdym domu po coraz bardziej przystępnych cenach, powodują przeniesienie produkcji z wielkich hal epoki produkcyjnej wprost do zacisza domowego.

Jak zauważa Rutger Bregman w bestsellerowej „Utopii dla realistów” wielka marksowska idea robotników posiadających własne środki produkcji może stać się faktem szybciej niż nam się wydaje. Technologiczne przyspieszenie znajduje się tuż za rogiem, a powyższe pomysły to już nie fantastyka naukowa (warto zauważyć, że w polskiej polityce swoisty utopizm technologiczny występuje rzadko, a już na lewicy prawie wcale). Nowa polityka służyć ma zarówno tradycyjnie lewicowym celom egalitarnym (wedle autora „Utopii dla realistów”: bieda to nie braki w charakterze, a brak gotówki), jak i wielkiemu pobudzeniu gospodarki.

Te wszystkie ewolucje generują wciąż zbyt mało energii na zdobycie władzy politycznej, ale już wystarczając dużo, by współkształtować debatę publiczną. Nauczeni krótką historią neoliberalizmu, wiemy że właśnie tak się zaczynają rewolucje współczesności.

Tam, gdzie ten zbiór teorii przeradza się w polityczny konkret, jesteśmy świadkami hamowania rozwoju populistycznej prawicy.

To ważna lekcja dla kraju, w którym prawicowa hybryda nowego typu sprawuje rząd dusz nad znaczą częścią elektoratu. Niestety, bardzo mało z tej odwagi i pomysłowości odświeżonej lewicy znajduje odzwierciedlenie w działaniach polskich postępowców. Od samego zarania projekt Roberta Biedronia wydaje się podążać w całkowicie odwrotnym kierunku – zamiast rozbijać zastygłą debatę radykalnymi postulatami generującymi zainteresowanie i kontrowersje, gra zastany repertuar. Również wtedy, gdy Wiosna próbuje wyjść poza ten schemat, wydaje się trafiać w próżnię. Za mało w tych działaniach odwagi, zbyt wiele politycznej kalkulacji, może i słusznej w czasach spokojnych i przewidywalnych, ale potencjalnie zabójczej w obowiązującym od lat kontekście polityki plemiennej. Obrane płaszczyzny przekazu – społeczna i ekologiczna – to dobra droga na przyszłość, ale nawet tutaj popełniono kilka błędów.

Sośnica-Makoszowy, fot. wikimedia commons

Po pierwsze, twardo postawiona (jako jedna z nielicznych) zapowiedź likwidacji kopalń do roku 2035 to pomysł szczytny, ale bez szczegółowego planu zaspokojenia naszych potrzeb energetycznych niesie ryzyko zawiśnięcia w próżni. Razi również brak dyskusji o siatce zabezpieczeń dla tysięcy zwalnianych pracowników. Wydaje się, że Wiosna chce upiec dwie pieczenie na jednym ogniu: zaproponować coś w sam raz dla postępowych mieszczuchów, ale też rzucić coś wyborcom wiecznie narzekającym na roszczeniowych górników, żyjącym rzekomo jak pączki w maśle (jak nauczyły ich media głównego nurtu). Bez poznania szczegółów, pozostajemy wyłącznie z ogólnym hasłem, do tego takim, które antagonizuje ostatnie pozostałości klasy robotniczej. Protesty żółtych kamizelek we Francji, pokazują, że wprowadzanie proekologicznych rozwiązań kosztem słabszych grup społecznych niesie określone konsekwencje, w tym ryzyko społecznego odrzucenia tych niezbędnych przemian.

Po drugie, nie możemy rozmawiać o przywracaniu elementów państwa opiekuńczego i o zielonej rewolucji bez jednoczesnej dyskusji o podatkach. To właśnie reforma podatków bezpośrednich, najbardziej egalitarnych, ale też uderzających w interesy najbogatszych, stanowi clou przekazu takich gwiazd lewicy jak Ocasio-Cortez czy Bernie Sanders. U większości nowych progresywistów kwestia podatkowa jest stawiana mocno i wyraźnie, jako początek dyskusji o sprawiedliwym i egalitarnym społeczeństwie. To nie dodatek do programu, a jego fundament. Również w toku rozmów o transformacji ekologicznej. Ich argumentacja jest prosta: kilkadziesiąt lat cięć, zwolnień i prywatyzacji przechyliło łódź wyłącznie w jedną stronę, pozbawiając obywateli wpływu na politykę gospodarczą.

Kwestia opodatkowania stanowi dziś centralny punkt przekazu lewicy, nie tylko w kontekście samych dochodów pastwa, ale też istoty demokracji. 

Demokracja nie jest przecież możliwa bez utrzymania równowagi między interesami różnych grup społecznych.

Brak jasnych deklaracji w bardziej kontrowersyjnych kwestiach pokazuje, że projekt byłego prezydenta Słupska chce toczyć bitwę w liberalnym centrum. Nie oszukujmy się, elektorat lewicowy to dziś margines wyborczego tortu, a wszelkie dyskusje o powstaniu czegoś nowego to pieśń przyszłości. W tym kontekście, strategia byłego prezydenta Słupska i jego doradców wydawała się słuszna – to strategia odbierania elektoratu Platformie Obywatelskiej, Nowoczesnej, ale również Pawłowi Kukizowi. W przekazie Wiosny przebija zniechęcenie instytucjami państwa, jest więc coś dla elektoratu antysystemowego. Również diagnoza odnośnie dotychczasowej opozycji – w dzisiejszej Polsce nie można prowadzić polityki tylko i wyłącznie dla sytej klasy średniej – wydawała się poprawna i bezpieczna. Niezbędna jest korekta, która wprowadzi w Polsce europejskie standardy, nie tylko na polu prawa i procedur, ale przede wszystkim w sferze społecznej. Politycy opozycji myślący o odsunięciu PiS od władzy, muszą być dziś trochę socjaldemokratami. Jest jeden problem. Wszystko to i więcej robi już teraz Koalicja Europejska.  Dla Platformy Obywatelskiej nowe idee z lewej strony to zagrożenie egzystencjalne, ale tylko wtedy, gdy prezentowane postulaty będą stanowiły realną alternatywę podgrzewającą emocje – inne niż obecnie.

Konferencja prasowa Lewica Razem, 28.02.2019/ fot. Paweł Jaworski

Trzeba przyznać, że przez ostatnie lata taką alternatywną wobec wszystkich ofertę próbowała tworzyć Partia Razem. Szereg błędów organizacyjnych (brak lidera lub liderki) i programowych (postawienie na niepopularną politykę tożsamościową) zaprzepaściła tę szansę. Czas pokaże, czy koalicyjny lifting w postaci Lewica Razem będzie w stanie wypracować nową ofertę, stając się zaczątkiem czegoś nowego. Przekroczenie granicy 3 proc. w wyborach europejskich dostarczyłoby odrobinę nowej energii. Wiadomo na pewno, że taką ofertą nigdy nie było i już na pewno nie będzie SLD. Wejście w koalicję z dawnymi przeciwnikami powoduje symboliczne wyprowadzenie sztandaru „starej lewicy”.

Na marginesie życia medialnego funkcjonuje spora grupa młodych, ambitnych publicystów, z potencjałem na zainicjowanie dyskusji o nowej inicjatywie. Może jeszcze nie teraz, ale z pewnością w najbliższych latach. Wiosna Biedronia, nawet jeśli ten projekt okaże się zjawiskiem krótkotrwałym, otwiera drzwi do zwiększonego zainteresowania całkiem nową, zdecydowanie nieprawicową wizją Polski. Widać to w ogromnym zaangażowaniu młodych ludzi, podczas spotkań w miastach i miasteczkach, a nawet w dyskusjach internetowych.   

Wedle badań CBOS z 2016 roku 66 proc. Polek i Polaków uważa, że osoby dużo zarabiające powinny płacić większy procent podatku od swoich dochodów, 68 proc. jest krytyczna wobec rejestrowania działalności w rajach podatkowych. 75 proc. rodaków uznaje, że zmiany klimatyczne są powodowane przez człowieka, 59 proc. uważa, że odpowiednie działania należy podjąć natychmiast, nawet jeżeli łączą się ze znacznymi kosztami. Jesteśmy coraz bardziej tolerancyjni i otwarci na różnorodność. Następuje zmiana w podejściu do roli kościoła. Pomimo tego tkwimy w więzieniu emocji duopolu, a rozstrzygnięcie wielkiego sporu PO PiS stanowi realną bodziec dla milionów Polaków. Ładne uśmiechy i miłe słowa Roberta Biedronia nie zniwelują tak silnych emocji. W prawdziwej polityce z silną emocją wygrywa wyłącznie emocja jeszcze silniejsza.

Według najbardziej pesymistycznych badań 15 proc. Polek i Polaków deklaruje poglądy lewicowe. Ci, którzy przedstawią im prawdziwie szczerą i zwartą opowieść o naszej teraźniejszości i przyszłości, dostaną szansę na przełamanie impasu polskiej polityki.

Autor jest aktywistą miejskim, działaczem ruchu Lepszy Gdańsk.

paypal

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. przestał wisieć nad nimi marksistowski miecz więc można zrzucić maski dobrodusznego kapitlizmu przywdziane po wojnie. Przykład żółtych kamizelek

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

BRICS jest sukcesem

Pamiętamy wszyscy znakomity film w reżyserii Juliusza Machulskiego „Szwadron” …