Rozmowa redaktorów Portalu STRAJK.EU poświęcona materiałowi Dmitrija Miedwiediewa, wiceprzewodniczącego Rady Bezpieczeństwa FR w rządowym medium jakim jest „Rossijskaja Gazieta” wymaga jednak innej perspektywy spojrzenia na to, co mówi były Prezydent i premier Rosji. Polska, której w zasadzie poświęcono gros tego tekstu, jest jedynie przyczynkiem do zamanifestowania po raz kolejny drogowskazów, jakimi w najbliższych dekadach zamierza podążać Rosja. Taki przekaz od dość dawna był obecny w elitach rosyjskich, a w ostatnich 4-5 latach przybrał wyraźnie na sile. Znaleźć go można było w wypowiedziach, tekstach, wystąpieniach, wykładach, podczas wielu konferencji, wywiadów czy spotkań (typu np. Klub Wałdajski czy Petersburskie Forum Ekonomiczne). Choć na pewno nie w taki ostrej i agresywnej jak u Miediwiediewa formie. Taką retorykę i argumentację można już było niedawno spotkać w tekstach znaczącej persony rosyjskiego establishmentu jaką jest prof. Siergiej Karaganow. Z euro-entuzjasty i zwolennika bliskiej współpracy Rosji z Zachodem, stał się jastrzębiem nie stroniącym od debaty nad użyciem broni jądrowej przez FR, wymieniając np. Poznań jako jedno z miejsc użycia niewielkiej, taktycznej bomby atomowej. W podobnym tonie, choć już nie tak drastycznie i jednoznacznie, mówiąc o jakiejś formie Jałty (II) mającej zapobiec globalnemu konfliktowi, wypowiadali się też m.in. niezależny ekonomista Michaił Chazin, Fiodor Łukjanow, historyk Andriej Fursow czy politolog Siergiej Pieriesliegin. I w tej koncepcji rozmów o nowym systemie bezpieczeństwa na świecie miejsca dla Polski nikt nie przewiduje. To żadni jastrzębie czy zwolennicy powrotu do tradycji imperium carów bądź ZSRR, w przeciwieństwie do propagandzistów jak Władymir Sołowiow, Olga Skabieliewa, Siergiej Kurginian czy intelektualista, acz Wielkorus, Nikita Michałkow. Także w swoim czasie – do momentu zamknięcia na Ukrainie wszelkich niezależnych od rządu i ul. Bankowej (siedziba Prezydenta) kanałów i mediów – o zagrożeniach dla „ruskiego mira” (traktowanego nie tożsamo z aktualnymi granicami Federacji Rosyjskiej a raczej z przestrzenią rosyjskiej kultury) – wypowiadali się rosyjskojęzyczni ukraińscy politycy i komentatorzy w rodzaju Olega Buziny, Dmitrija Dżangirowa, Olega Cariewa, Diany Panczenko czy Myhaiło Pohrebińskiego. I tam Polska była zawsze ujmowana jako część wrogiego, opresyjnego Zachodu.
Poczucie porażki w zimnej wojnie, utrata znaczenia i degradacji z posiadanej mocarstwowości, upokorzenia i niemalże totalnego kolapsu w okresie „gorbaczowszczczyny” i „jelcynowszczyzny” cały czas są obecne w rosyjskich głowach rosyjskich elit. I trudno się temu dziwić bo czują się oszukani, niemalże zdradzeni. Zresztą sposób rozwiązania ZSRR, zapewnienia bezpieczeństwa Rosjanom i państwu przez ekipę Gorbaczowa a potem organizacja życia w poradzieckiej Rosji przez kolejne ekipy Jelcyn, dziś są w Rosji zdecydowanie negatywnie oceniane. Tak więc Bojan Stanisławski nie ma racji wskazując na brak refleksji establishmentu rosyjskiego w tym temacie. Pojęcia „gorbaczowszczyzny” i „jelcynowszczyzny” to synonimy jurgieltnictwa, oszustwa, nawet zdrady i są publicznie artykułowane.
A teraz o Polsce. Ona jest tu marginesem, choć nam może się wydawać w nadwiślańskiej megalomanii coś odwrotnego. Jako najdalej i najbardziej „ofensywnie” (delikatnie mówiąc) spozycjonowana część kolektywnego Zachodu – NATO i podpiętej obecnie pod ten militarny i agresywny alians, Unii Europejskiej – Polska musi ogniskować na sobie ataki w stylu Miediediewa. W globalnym starciu dwóch systemów i formacji cywilizacyjno – kulturowych, będącej w istocie walką „na śmierć i życie”, jesteśmy drobiazgiem. Tekst Miedwiediewa jest skierowany, moim zdaniem, właśnie z tego tytułu do kolektywnego Zachodu. I jest niejako uzupełnieniem tez zawartych w ostatnim artykule wspomnianego Karaganowa i jego sugestii o ewentualnym i dopuszczalnym użyciu broni jądrowej w przypadku otwartego,. zbrojnego konfliktu Rosji z NATO.
Zwłaszcza iż biorąc pod uwagę tylko ostatnie wypowiedzi polskich polityków (pomijając naszą postawę w ostatnich dwóch dekadach wobec Rosji) tych z najwyższej półki, pokazujących nasz triumfalizm, dążenia do upokorzenia i poniżenia Rosji takie niemądre i nie dyplomatyczne stwierdzenia jak w tekście Miedwiediewa samemu się prowokuje. Za przykład niech posłuży enuncjacja z charakterystycznym dyszkantem graniczącym z histerycznym krzykiem Prezydenta Andrzeja Dudy podczas jednego ze spotkań z Prezydentem Ukrainy Wołodymirem Zełeńskim gdzie polska głowa państwa nawoływała do upokorzenia, po zwycięstwie nad FR, Rosji i Rosjan, zmuszenia ich do czołgania się i proszenia o przebaczenie, klęczenia na kolanach przed zwycięzcami. A co myśleć mają elity rosyjskie np. o wypowiedzi Lecha Wałęsy (co prawda groteskowa to osoba lecz mimo wszystko to były Prezydent RP) o ograniczeniu liczby Rosjan w rozczłonkowanej Federacji Rosyjskiej do góra kilkudziesięciu milionów ?
Co niesie sobą wypowiedź gen. broni w st.spocz. byłego głównodowodzącego Sił Zbrojnych RP i znaczącej medialnie osoby, Waldemara Skrzypczaka, o „upomnieniu się Polski o obwód kaliningradzki” ? Albo o propozycjach kmdr prof. AMW w Gdyni Dariusza Bugajskiego o możliwości odcinaniu dostępu Rosji do enklawy królewieckiej (sprawa nazewnictwa jest kolejną kontrowersją, bo my chcemy Kaliningrad nazywać Królewcem, a gdy Rosjanie używają nazw Breslau, Stettin czy Danzig to się oburzamy).
Podsumowując trzeba stwierdzić, że cywilizacyjne starcie, znamionujące w pełni zmierzch hegemonii Zachodu nieść musi sobą przede wszystkim zagrożenia dla peryferii ścierających się cywilizacyjnych centrów. Jeżeli Polska stanie się krajem graniczącym od Wschodu z wrogim, nowym zimnowojennym podziałem Eurazji, czyli peryferią Zachodu, to będziemy się musieli liczyć z atakiem przy jakimkolwiek zakończeniu wojny zimnej i przejściu jej w stan wojny gorącej. III wojna światowa już trwa od dawna, zaś agresja Rosji na Ukrainę jest tylko jednym jej elementem sygnalizującym, że mocarstwo atomowe weszło aktywnie teraz do gry. Amerykanie na razie sposobią się (Afganistan i Irak to były elementy tej światowej wojny analogicznie z dzisiejszą sytuacją Ukrainy) do kolejnej aktywności militarnej, stosując na razie metodę „proxy war”. Nie wiemy jeszcze tylko, w jakiej części świata to nastąpi. A tekst Dmitrija Miediwiediewa trzeba traktować jako medialne ogłoszenie manifestu, bo wszystko dziś dzieje się medialnie i jest to przekaz dla szerokiej publiki. Natomiast układy i rozmowy poważni, możni tego świata będą załatwiać jak zawsze w ciszy kuluarów i politycznych gabinetów. Czyli jednak Jałta II?
Syria, jaką znaliśmy, odchodzi
Właśnie żegnamy Syrię, kraj, który mimo wszystkich swoich olbrzymi funkcjonalnych wad był …