„Co do cholery dowódca połączonych sztabów sił zbrojnych tu robi???” – pyta na Twitterze David Kaye, specjalny sprawozdawca ONZ ds. wolności wypowiedzi udostępniając nagranie wideo, na którym zarejestrowano jak najważniejszy wojskowy w Stanach, w polowym mundurze, z uwagą patroluje centrum Waszyngtonu. „Zachowuje się jakby planował wojskowy zamach” – komentuje w sieciach społecznościowych Sawyer Hackett, były doradca Baracka Obamy.

Dziwaczna i przerażająca jednocześnie scenka rodzajowa rozegrała się w poniedziałek (1 czerwca) późnym wieczorem lokalnego czasu, nieopodal Białego Domu, w centrum stolicy USA.

Generał Mark Milley, Przewodniczący Kolegium Połączonych Szefów Sztabów US Army, czyli – prościej mówiąc – dowódca wszystkich dowódców, powyżej którego w hierarchii stoi tylko prezydent, szwendał się po mieście sprawiając wrażanie, jakby się przygotowywał do jakiejś ważnej operacji. Wielu lewicowych komentatorów i dziennikarzy, podobnie jak niektórzy znani liberałowie, wyraziło poważne zaniepokojenie. Tym bardziej, że przyłapany na swojej osobliwej przechadzce generał Milley nie potrafił udzielić sensownej odpowiedzi zapytany, co właściwe wyczynia. Powiedział jedynie, że dokonuje „ewaluacji działań Gwardii Narodowej”.

Zaniepokojenie to wydaje się wcale słuszne, zważywszy że generał odbywał spacer uzbrojony, w mundurze polowym; zasadniczo ubrany był tak, jakby szedł na front. Został przyłapany na tym patrolu niedługo po tym, jak policja i żołnierze Gwardii Narodowej przypuścili bardzo brutalny rajd na zupełnie pokojową grupę demonstrantów zgromadzoną wcześniej tego dnia w okolicach siedziby prezydenta USA. Soldateska i gliniarze bili na oślep wszystkich jak leci, oddziały na koniach tratowały demonstrantów, a z daleka w tłum wystrzelono setki pojemników z gazem. Wszystko po to, aby oczyścić rejon z rozgniewanego pospólstwa, i aby Donald Trump mógł odegrać tani teatr wędrując powoli i w udawanej zadumie z Białego Domu do pobliskiego kościoła św. Jana, trzymając w ręku Biblię. Milley wziął udział w tej „pielgrzymce” Trumpa. Dołączyli też prokurator generalny USA William Barr i Mark Esper, szef jankeskiego ministerstwa wojny, czyli Departamentu Obrony. Solowy krindż generała Milleya miał miejsce nieco później tego samego wieczoru.

Postępowanie naczelnego amerykańskiego wojskowego spotkało się z masową krytyką w sieciach społecznościowych i w mediach. Prym wiedli oczywiście lewicowi dziennikarze i aktywiści, ale wielu działaczy związanych z Partią Demokratyczną i propagandyści obozu Clinton-Obama także formułowali celne uwagi. Zwracano przede wszystkim uwagę na tyleż brutalne, co infantylne prężenie muskułów. W ostatecznym rozrachunku jest ono oczywiście świadectwem upadku amerykańskiego państwa i amerykańskiego establishmentu, któremu nie pozostało nic poza demonstracyjnym straszeniem własnego społeczeństwa, które ma się uspokoić w obliczu „ultima ratio”.

Wyrazów oburzenia pojawiło się bardzo wiele. Wielką popularność zyskało oświadczenie Palm Center, think tanku zajmującego się badaniem jakości życia publicznego i kultury politycznej.

„Przywódcy wojskowi i cywilni, którzy dali zgodę na rozmieszczenie zwartych umundurowanych oddziałów i którzy kroczyli później po ulicach jak polu bitwy pokonawszy wroga, a nie miejscu, gdzie obywatele korzystają ze swojego prawa do zgromadzeń, ponoszą wielką odpowiedzialność” – napisali naukowcy w specjalnym oświadczeniu.

„Wojsko w USA nie jest narzędziem kontroli tłumu” – dodają. „Nie jest to także narzędzie rozstrzygania różnic politycznych, ani nie może być przedłużeniem kampanii wyborczej. Wzywamy wojskowych i polityków, by wykazali się mądrością i powstrzymali natychmiast rozmieszczanie oddziałów wojskowych w amerykańskich miastach (…) Jeśli postąpicie inaczej, ryzykujecie wieczną hańbę, która odnotowana zostanie w podręcznikach amerykańskiej historii” – czytamy także w oświadczeniu.

Eric Geller, dziennikarz Politico napisał na Twitterze, że najbardziej zdumiały go słowa Milleya, który indagowany o powód swojego indywidualnego patrolu wypalił, że „on i jego oddziały pozwolą na („will allow”) zgromadzenia i wolność słowa”.

Warto w tym kontekście przypomnieć, że podczas przemówienia w Rose Garden w poniedziałkowy wieczór Trump uczynił gen. Milleya „odpowiedzialnym” za reakcję władz federalnych na protesty po rasistowskim morderstwie George’a Floyda, które szybko objęły całe Stany. Trump ogłosił wówczas także:

„Wysyłam tysiące ciężko uzbrojonych żołnierzy, personelu wojskowego i funkcjonariuszy policji” przeciwko protestującym. Wielu oceniło to jako swoiste wypowiedzenie wojny własnemu społeczeństwu. Liberalno-demokratyczny kongresmen z Arizony Ruben Gallego wysłał specjalny list do gen. Milleya z pytaniem czy ten zamierza wykonać „nielegalne rozkazy Trumpa”.

Póki co nie jest jeszcze jasne, czy Milley odpowiedział na oficjalnie skierowane pismo skierowane do niego przez bądź co bądź deputowanego Izby Reprezentantów.

Common Defense, organizacja zrzeszająca ponad 150 tys. weteranów, opublikowała na swoim profilu na Twitterze wpis określający zaangażowanie wojska do tłumienia żołnierzy jako „faszyzm”.

Sytuacja w USA pozostaje bardzo napięta. Policyjna i wojskowa przemoc nie ustaje, trwają także masowe i gwałtowne protesty. Tylko minionej nocy policja aresztowała ponad 4,1 tys. osób.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej

Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…