Lech Kołakowski opuścił klub parlamentarny Zjednoczonej Prawicy. Poseł stanął okoniem w sprawie ustawy o ochronie praw zwierząt. Co najważniejsze – dezerter zapowiada, że to dopiero początek rozpadu jedności obozu władzy.
Prezes Kaczyński ustawą o ochronie praw zwierząt próbował zrobić coś pożytecznego, co nie zdarza się często. Wygląda na to, że dobry uczynek obróci się przeciwko niemu. Zgodnie z zapowiedziami rozpoczął się exodus posłów z jego ugrupowania. Grupa polityków reprezentujących biznes bazujący na cierpieniu zwierząt opuści Zjednoczoną prawicę w geście protestu przeciwko ustawie zakładającej zakaz hodowli zwierząt na futra i wykorzystywania zwierząt w celach rozrywkowych, ograniczenie uboju rytualnego tylko do potrzeb krajowych związków wyznaniowych oraz zakaz trzymania psów na krótkich łańcuchach.
Pierwszym uciekinierem jest Lech Kołakowski, poseł wybrany z okręgu wyborczego Białystok. Dziś rano był gościem programu na żywo w RMF FM.
„Dziś odchodzę z Prawa i Sprawiedliwości” – ogłosił, kiedy prowadzący Robert Mazurek dopytał czy w ślad za nim pójdą inni uciekinierzy, odpowiedział” „To nie są uciekinierzy, to są bohaterowie, którzy walczą o polskie sprawy. Sprawy polskiej wsi są racją stanu. (…) Jest to grupa w tej chwili kilku osób. Rozmawiamy o nazwie koła – ale decyzje są już podjęte”.
Kilka tygodni temu grupa posłów PiS zagłosowała w Sejmie przeciwko „piątce dla zwierząt”. Ustawa przeszła w pierwszym czytaniu wyłącznie dzięki głosom opozycji. Kaczyński zareagował zawieszeniem 15 członków partii. W gronie buntowników znaleźli się m.in. ówczesny szef resortu rolnictwa i rozwoju wsi Jan Krzysztof Ardanowski, były minister środowiska Henryk Kowalczyk czy właśnie Lech Kołakowski. Ponadto zawieszeni zostali: Katarzyna Czochara, Zbigniew Dolata, Teresa Glenc, Agnieszka Górska, Teresa Hałas, Jerzy Małecki, Krzysztof Szulowski, Piotr Uściński, Marek Wesoły, Bartłomiej Wróblewski, Sławomir Zawiślak oraz Kazimierz Moskal.
Czy PIS straci większość? To bardzo prawdopodobne. Po odejściu Kołakowskiego w klubie Zjednoczonej Prawicy pozostanie 234 deputowanych. Wystarczy zatem ucieczka kolejnych czterech i prezes traci możliwość przepychania ustaw swoimi siłami. Kaczyński stanie się zależny od buntowników oraz od opozycji.
W tej sytuacji wyjściem z impasu mogłyby być przyspieszone wybory. Ale tych, podczas szalejącej epidemii przeprowadzić nie sposób. Nawet jeśli prezes zdecyduje się na nowe rozdanie wiosną, to szanse na to, że przyniesie ono samodzielną większość PiS są znikome. Obecnie partia może liczyć na poparcie 29-35 proc. wyborców. A należy pamiętać, że Kaczyński najchętniej pozbyłby się również Gowina, który stracił jego zaufanie kiedy zbuntował się przeciwko wyborom kopertowym wiosną, a także Ziobrę, który wymachuje szabelką w stronę Brukseli oraz prowadzi obóz władzy w stronę jeszcze skrajniejszego ideologicznego radykalizmu.
Koniec PiS może się więc okazać szybszy, niż by wynikało to z wyborczego kalendarza. Chyba, że prezes znów pójdzie na kompromisy, wybaczy buntownikom i przywróci chybotliwą większość.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…