Nie ma nic bardziej żałosnego, niż fałszywe bicie się we własne piersi. Jeden z popularnych motywów obecnej propagandy zachodniej, to motyw winy Zachodu. Tak, winy Zachodu. A czym tenże Zachód zawinił? Otóż tym, że zamiast izolować i na wszelkie sposoby dławić Rosję, bezczelnie z nią handlował, finansując rosyjską machinę wojenną.
Nasza wina, nasza wina, nasza bardzo wielka wina, czy jakoś tak. Tak już jest. Zachód ma tak, że jest po prostu dobry, a Rosja, tak się niefortunnie składa, jest zła, więc trzeba ją tępić. Człowiek rozumny nie może bredzić o pokoju w sytuacji, gdy po naszej planecie chodzi choćby jeden Rosjanin.
Dehumanizacja niektórych
Zmieńmy na chwilę temat. Jakiś czas temu zasoby leksykalne języka zachodniego mainstreamu wzbogaciły się o pojęcie dehumanizacji, w szczególności w zastosowaniu do osób LGBT. Słusznie twierdzi się, iż organizowanie rozmaitych nagonek na środowiska LGBT, w rodzaju naszych rodzimych „stref wolnych od LGBT”, jest dehumanizowaniem osób LGBT. Brawo. Amerykę zawsze warto odkrywać. Pozostaje jednakże wyrazić ubolewanie, iż z tego – jakże pomocnego – pojęcia nie czyni się użytku szerszego. Przede wszystkim nie dostrzega się tego, iż pozornie uniwersalistyczna ideologia Zachodu jest niczym innym, jak rytuałem dehumanizowania tych, którym odmawia prawa bycia człowiekiem. Teraz padło na Rosję.
Prawa człowieka nie dla wszystkich
Zachód szczyci się swoją demokracją i prawami człowieka. Jednakże zachodnie pojęcie praw człowieka może rodzić rozmaite nieporozumienia. Otóż, aby się do takich niebezpiecznych konkluzji nie zbliżać należałoby wyraźnie sprecyzować, że zachodnie prawa człowieka, to po prostu prawa człowieka nierosyjskiego i niedonbaskiego, co więcej, nie są to dowolne prawa takiegoż człowieka nierosyjskiego i niedonbaskiego, ale takie jego prawa, które naruszyć może jedynie Rosjanin albo Donbasczyk.
Podobnie jest z demokracją.
Wróćmy teraz do wyjściowego wątku winy Zachodu. Zachód kaja się żałośnie: tak, to nasza wina, byliśmy za miękcy wobec Rosji, dawaliśmy jej zarabiać pieniądze, powodowani chciwością zapomnieliśmy o wartościach europejskich, aż tu nagle za sprawą ich najodważniejszych szerzycieli z Pułku Azow, te wartości nam się doskonale przypomniały, i teraz już jesteśmy znowu dobrzy, kosimy ruskich równo z trawą, tyle tylko, że nasza broń trochę za wolno dociera na Ukrainę (więc proces wprowadzania demokracji i praw człowieka nie przebiega w tempie optymalnym, ale jednak przebiega). Oby tylko nie zabrakło Ukraińców do jej obsługi. Ale tym problemem nie musimy kłopotać opinii publicznej, bo oficjalna wersja jest przecież taka, że w tej wojnie giną tylko żołnierze rosyjscy i ukraińscy cywile.
Wojna o pokój
Należałoby pochwalić Zachód za samo to, że się kaja, czyli przyznaje, że może istnieć coś takiego, jak wina Zachodu. Należy go jednak zganić za kłamliwy kierunek owego kajania się. Zachód mógł łatwo zapobiec tej wojnie, nie dehumanizując Rosjan i ludzi prorosyjskich/prosowieckich, to jest uznając, że tego rodzaju ludzie są również podmiotami zasługującymi na ochronę przed przemocą. Ukraina musiałaby wówczas siąść do stołu z separatystami i zgodzić się na jakieś rozwiązanie kompromisowe. W grę mogłaby wchodzić np. daleko idąca autonomia Donbasu – taka, za jaką ok. 90% mieszkańców obwodów donieckiego i ługańskiego opowiedziało się w referendum konsultacyjnym z 1994 roku (zakładałoby to przekształcenie Ukrainy z państwa unitarnego w państwo federalne).
W 2014 roku odbyła się na Ukrainie tzw. rewolucja godności, która (jeszcze dobitniej, niż wcześniejsza tzw. pomarańczowa rewolucja) podeptała godność obywateli Ukrainy nie identyfikujących się z ukraińskością (i narracją nacjonalizmu ukraińskiego, czyniącą Stiepana Banderę bohaterem pozytywnym), za to identyfikujących się z Rosją bądź wielonarodowym narodem radzieckim, dumnym ze zwycięstwa odniesionego nad faszyzmem w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej, ewentualnie z Donbasem (jako jedyną ojczyzną) albo tradycją kozaków dońskich. Ci wszyscy ludzie stali się – zupełnie oficjalnie – obywatelami trzeciej kategorii, materiałem do ukrainizacji albo utylizacji. Był to jeden wielki gwałt symboliczny dokonany na olbrzymiej części ludności Ukrainy, a jego utylizacyjny potencjał ujawnił się najdobitniej podczas mordu w Odessie, nad którym Zachód przeszedł do porządku dziennego. Po tym wszystkim, autonomia Donbasu, której domagano się już w latach 90., stała się moralną koniecznością. Gwałt wywołał reakcję w postaci zasadniczo bezkrwawego powstania separatystycznego, po części kontrolowanego przez Rosję, ale też przez Rosję ograniczanego – by nie przekreślać możliwości rozwiązań dyplomatycznych. Odpowiedzią władz w Kijowie była wojna. Rosja zachowywała się dość powściągliwie, nie uznając oficjalnie obydwu republik separatystycznych (aż do 2022 r.), i nie udzielając im wsparcia w takiej skali, jaka była konieczna do odniesienia zwycięstwa nad armią ukraińską i formacjami nacjonalistycznymi. Siły ukraińskie odbiły z rąk separatystów sporą część zajętych przez nie terytoriów, ale nie były w stanie odnieść pełnego zwycięstwa. Konflikt uległ pewnemu zamrożeniu, aczkolwiek ludzie ginęli w dalszym ciągu.
Zachód mógł wkroczyć do gry, przymuszając Ukrainę do rozmów pokojowych. Wymagałoby to jednak wyraźnego opowiedzenia się przez Zachód za prawem Donbasu do samostanowienia. Zachód tego nie uczynił. Owszem, politycy zachodni podejmowali działania na rzecz pokoju, ale cały czas trzymali się założenia, że ludność Donbasu nie ma żadnych praw, które mogłyby skutecznie godzić w terytorialną integralność i unitarność Ukrainy. Takie podejście, polegające na podtrzymywaniu paradygmatu dehumanizującego (nie identyfikującą się z Ukrainą) ludność Donbasu, nie mogło doprowadzić do żadnych pozytywnych rezultatów. A Putin czekał, i czekał, nie podejmując żadnych zdecydowanych działań w kierunku siłowego rozwiązania kwestii Donbasu. Dał Zachodowi 8 lat na zmianę stanowiska w wymiarze aksjologicznym. 8 lat na uznanie, że Rosjanie i ludzie prorosyjscy to też ludzie, a więc istoty, których dobrostan jest wartością. A mógł nie czekać, i rozwiązać problem w sposób siłowy – tym bardziej, że armia Ukrainy była na o wiele niższym poziomie, niż w początkach roku 2022, a żołnierze nie chcieli strzelać do swoich współobywateli. Spora część społeczeństwa i armii nie identyfikowała się z agresywnym kursem przeciwko separatystom (późniejsze zwycięstwo wyborcze Zełeńskiego było wyrazem zmęczenia części społeczeństwa ukraińskiego agresywną retoryką nacjonalistyczną; Zełeński jawił się bowiem jako człowiek pokoju, który dogada się z Putinem w kwestii Donbasu).
Putin mógł więc, być może, osiągnąć łatwe zwycięstwo, ale czekał, bo albo dbał o interesy ekonomiczne (które nakazywały nie pogarszanie relacji z Ukrainą), albo wierzył, że Zachód uzna Rosjan za ludzi. Nie doczekał się.
Niech giną Rosjanie (i Ukraińcy)
W tym miejscu trzeba wyjaśnić, że polityka Zachodu względem konfliktu rosyjsko-ukraińskiego była w niektórych aspektach spójna i konsekwentna, a w niektórych nie. Otóż, część Zachodu ewidentnie życzyła sobie pokoju na Ukrainie, bo jego brak godził w interesy ekonomiczne zachodnich, w pierwszym rzędzie niemieckich kapitalistów. Format Normandzki był, jak się wydaje, inicjatywą zmierzającą intencjonalnie do pokoju. Jednak Stany Zjednoczone, zwłaszcza po dojściu do władzy Bidena, wyraźnie orientowały się na wojnę z Rosją (prowadzoną rękami Ukraińców). Wojna z Rosją jest – z ekonomicznego punktu widzenia – wojną przeciwko kapitałowi niemieckiemu, który – za czasów Merkel – skutecznie hamował zapędy kapitału amerykańskiego do panowania nad Europą. Kluczem do rozłożenia kapitału niemieckiego na łopatki była oczywiście likwidacja niemiecko-rosyjskich powiązań ekonomicznych. I to się właśnie dzieje. Niemcy – działając pod silną presją USA i wschodnich jastrzębi Zachodu – zmuszone zostały do prowadzenia bardzo niekorzystnej dla siebie polityki. Jednym słowem, Niemcy są – na Zachodzie – głównymi przegranymi tej wojny. Niemiecki kapitał, co oczywiste, przerzuci koszty swej porażki na społeczeństwo. Zaznaczmy wyraźnie, że Niemcy, podobnie jak Francja, działały – dopóki to było możliwe – na rzecz pokoju nie dlatego, że przyświecały im jakieś szlachetne ideały, ale dlatego, że wojna Zachodu z Rosją była dla nich absolutnie nieopłacalna. Zupełnie inaczej, niż dla USA, które sabotowały Format Normandzki i dawały Ukrainie zielone światło na przemoc w Donbasie.
Tym niemniej polityka całego Zachodu, z wyjątkiem może Izraela, pozostawała spójna w płaszczyźnie ogólniejszej, aksjologicznej. Rosjanie i ludzie prorosyjscy nie mają żadnych praw do ochrony przed przemocą ze strony takich państw, jak Ukraina, Łotwa itd. Rosja i zbiorowość ludzi prorosyjskich z definicji nie ma racji. Wszelkie racje są zawsze po stronie prozachodniej. Konflikty w które zaangażowani są Rosjanie i ludzie prorosyjscy nie są nigdy konfliktami racji, które można ważyć. Jeżeli warto zabiegać o pokój, to nie dlatego, że Rosjanie mogą mieć choćby cień racji, ale dlatego, że wojna z nimi może być nieopłacalna. Rosjanie mają siedzieć cicho.
Putin poszedł na wojnę
Po 8 latach dotarło wreszcie do Putina, że niezależnie od tego, co by zrobił, Zachód i tak uzna, że nie ma racji. Gdyby zaatakował wcześniej, gdy było łatwiej, można by zasadnie mówić, że uniemożliwił próby dyplomatycznego rozwiązania. Zaatakował później, gdy mógł występować jako powściągliwy (do czasu) obrońca ludzi doświadczających długotrwałej przemocy. Cała ideologia legitymizująca ustroje krajów zachodnich opiera się na przeciwstawieniu zachodniego porządku dobra i rosyjskiego/radzieckiego imperium zła.
Zabawa w dyplomatyczne gry z Zachodem nie ma z punktu widzenia Rosji najmniejszego sensu. Nie warto zabiegać o dobrą opinię na Zachodzie.
Gdyby doszło do całkowitej porażki militarnej Rosji, prowadzącej do ukraińskiej okupacji całego Donbasu, z Donieckiem i Ługańskiem, separatyści i ich zwolennicy znajdą się w sytuacji tragicznej. Nie będą traktowani jak żołnierze przegranej strony. Przez Ukrainę i Zachód zostaną potraktowani, jak kryminaliści. Zgniją w więzieniach, albo zginą w obławach bądź podczas tortur. Dlatego nie mają wyboru. Muszą wygrać. Federacja Rosyjska jakoś sobie poradzi w przypadku porażki. Oni nie.
Papież Franciszek przeciw wojnie
Poza radykalną lewicą, jedynym człowiekiem na Zachodzie, który nie oblał moralnego, humanistycznego egzaminu, przed jakim stawia ludzi Zachodu obecna wojna, jest papież Franciszek. Mógł grać pod publiczkę, ciskać gromy na Rosję, straszyć Putina i Cyryla całym zestawem kar przewidzianych regulaminem piekła, uciszając tym samym swoich dotychczasowych krytyków. Ale Franciszek, na swoje nieszczęście, wybrał drogę prawdy i pokoju. Pożyteczni idioci Bidena wylewają na niego pomyje, wrzeszczą o ruskich agentach w Watykanie, albo o tym, że papież jest starym idiotą pozbawionym kontaktu z rzeczywistością, co wynika z jego latynoskiego pochodzenia. Papież jest albo agentem Putina, albo osobą – delikatnie mówiąc – źle poinformowaną.
Potwarcom Franciszka nie przeszkadza okoliczność, iż instytucja na czele której stoi od wieków wspierała wszelki ucisk człowieka przez człowieka. Do ataku rzucili się wtedy, gdy szef tej instytucji zajął stanowisko prawdziwie humanistyczne i potępił – półgębkiem, ale jednak – szczekanie NATO. Franciszek odmówił legitymizowania instytucji jawnie zbrodniczej i przekładania jej propagandowych przekazów dnia na język „duchowy”.
Nie słuchajcie tych, którzy mówią, że papież jest źle poinformowany. Papież i dyplomacja watykańska mają o wiele lepszy dostęp do informacji o prawdziwym przebiegu obecnej wojny i jej genezie, niż propagandziści wszystkich mediów zachodnich razem wzięci, którzy od służb dostają tylko to, co – zdaniem tychże służb – nadaje się do upubliczniania. A ponieważ jest Latynosem, czyli wie co nieco o kapitalizmie i amerykańskim imperializmie, potrafi te informacje właściwie interpretować.
Stosunek obecnego polskiego mainstreamu do Franciszka pokazuje wyraźnie, w którym punkcie jesteśmy, jeżeli chodzi o proces faszyzacji Polski, trwający od 1989 roku. Otóż, jesteśmy w tym procesie dalece zaawansowani. Nie jestem zwolennikiem ślepej wiary w autorytety, ale ubolewam nad tym, że nie ma już żadnego autorytetu, który mógłby jakoś powstrzymywać wzbierającą falę antyrosyjskiego rasizmu. Nawet tak stonowane, zdawałoby się, periodyki, jak „Polityka”, nazywają Rosjan „orkami”, a Donbasczyków „leśnym, nieogolonym ludem z czerwonymi opaskami”. Zbiera się na pogromy.
Franciszek oburzył wojennych podżegaczy stwierdzeniem, iż Rosjanie również cierpią. Papież stanął na gruncie – wydawałoby się oczywistej – zasady humanistycznej, nakazującej – w kontekście konfliktów zbrojnych – działania zmierzające do minimalizacji ofiar i cierpień. Tymczasem mainstream jakoby cywilizowanego Zachodu stoi obecnie zupełnie jawnie na gruncie antyhumanistycznej zasady maksymalizacji ofiar rosyjskich.
Zwolennicy zasady maksymalizacji ofiar rosyjskich (przez dozbrajanie Ukrainy) udają, że nie zdają sobie sprawy z faktu, iż realizacja tej zasady jest tożsama z realizacją zasady maksymalizacji ofiar ukraińskich. Im więcej broni dotrze z Zachodu na Ukrainę, a więc, im dłużej będzie trwała ta wojna, tym więcej zginie ludzi, zarówno po stronie rosyjsko-separatystycznej, jak i po stronie ukraińskiej. Ukraińscy żołnierze, czego nie eksponuje wszechogarniająca propaganda wojenna, giną w tej wojnie na potęgę. Jedynym rozwiązaniem służącym ochronie ludzkiego życia, jest wycofanie wojsk ukraińskich z Donbasu i przystąpienie do prawdziwych rozmów pokojowych. Ktoś się oburzy: a dlaczego to Ukraina, a nie Rosja, ma wycofać swoje wojska z Donbasu? Otóż dlatego, że gdyby armia rosyjska nagle wycofała się z Donbasu, doszło by do zmasowanych działań odwetowych, polowań na tak zwanych kolaborantów i zdrajców (nie bardzo przy tym wiadomo, dokąd miały by się wycofać armie DRL i ŁRL) – jednym słowem, przemoc trwałaby w najlepsze.
Dochodzi tu do głosu przerażająca pogarda dla ludzkiego życia, także ukraińskiego. Zasada minimalizacji ofiar ukraińskich nie obowiązuje – Ukraińcy muszą ginąć po to, by zginęło jak najwięcej Rosjan. Chwała papieżowi Franciszkowi, że jako jedyny z wpływowych ludzi Zachodu nie chce firmować tej zbrodniczej aksjologii.
Seks biznes w Polsce mówi po ukraińsku
Ponad 9 milionów obywateli Ukrainy uciekających przed wojną wjechało do Polski od początku…