Mansur Abbas twierdzi, że jego rola w nowej izraelskiej koalicji jest „historyczna”. Ale większość obywateli narodowości palestyńskiej wybiera inny kierunek.

Po odłączeniu się od Wspólnej Listy przed ostatnimi wyborami w Izraelu, Zjednoczona Lista Arabska (Ra’am), islamska partia kierowana przez Mansoura Abbasa, prowadziła kampanię, w której starała się przedstawić swoją partię jako „konserwatywną”, jednocześnie oferując „nowe podejście” wobec arabskiej polityki w Izraelu. Zgodnie z tą strategią Ra’am mogła wejść do każdego nowego rządu izraelskiego, niezależnie od tego, czy był on lewicowy czy prawicowy, nawet jeśli oznaczało to zasiadanie w jednej koalicji z kahanistami. Oderwanie się Ra’am od pozostałych trzech arabskich partii Wspólnej Listy, jak podkreślał Abbas, miało być „historyczne”.

W zamian za aktywne wsparcie dla tej rzekomo przełomowej strategii, partia islamska obiecała swoim wyborcom kilka poważnych korzyści. Pierwszą z nich miały być znaczne wydatki budżetowe na cele ważne dla izraelskich Palestyńczyków; dalej – rządowy plan walki z szalejącą przestępczością i rosnącym wskaźnikiem morderstw w palestyńskich społecznościach w Izraelu; uznanie nieuznawanych palestyńskich wiosek beduińskich na pustyni Nakab/Negew wreszcie zniesienie dyskryminującego Prawa Kaminitza, które grozi wyburzeniem tysięcy arabskich domów za to, że zostały zbudowane bez zezwoleń, które nigdy nie zostałyby im przyznane. Innymi słowy, Abbas był gotów sprzedać zjednoczony palestyński front polityczny za podstawowe prawa, które już teraz powinny przysługiwać jego społeczności.

A co z izraelskim oblężeniem Gazy, atakami na meczet Al-Aksa, rozbudową osiedli na Zachodnim Brzegu czy judaizacją dwunarodowych miast w Izraelu? Według Abbasa, nie są to kwestie, które musi rozwiązać jego partia.

Mansur Abbas / fot. Wikimedia Commons

W środę wieczorem Abbas w końcu zapisał się w historii, dołączając do nowego rządu, na czele którego stanie skrajnie prawicowy Naftali Bennett, w zamian za żenująco niewiele: brak zniesienia jakichkolwiek dyskryminujących, przypominających apartheid praw (w tym ustawy o żydowskim państwie narodowym); obietnicę skierowania części budżetów do społeczności arabskich w przyszłości oraz utworzenie komisji w Knesecie w celu omówienia kwestii (!) uznania kilku beduińskich wiosek.

Na czym więc dokładnie polega nowe podejście Abbasa? Prawdą jest, że został on pierwszym liderem partii arabskiej, który wszedł w skład koalicji rządzącej – przynajmniej od czasów tzw. arabskich partii satelickich z początków państwa, które zobowiązały się do lojalności wobec rządzącej partii Mapai. Czy jednak jest to rzeczywiście znaczące wydarzenie, które warto świętować?

Nie jest to przełomowy moment, o którym mówi wielu – a powód jest dość prosty. My, obywatele palestyńscy, już wcześniej widywaliśmy mieliśmy takich „reprezentantów” – osoby pochodzenia arabskiego, które wchodziły w skład izraelskiej koalicji rządzącej. Izrael miał nawet arabskiego ministra nauki, kultury i sportu, Ghaliba Madżadlihę z Partii Pracy. Moim najżywszym wspomnieniem z jego kadencji jest to, gdy zasnął on w świetle kamer podczas jakiejś ceremonii.

Historia pełna jest tych tak zwanych przywódców palestyńskich, którzy skutecznie sprzedali sprawę swojego narodu dla własnych korzyści osobistych. Podczas wojskowych rządów nad palestyńskimi obywatelami państwa w latach 1948-1966, izraelski establishment mianował i wspierał „muchtarów” (przywódców tradycyjnej starszyzny) w wielu arabskich miastach i wsiach, dając władzę i prestiż takiej starszyźnie, która była lojalna wobec kolonialnego reżimu. W swojej książce „Dobrzy Arabowie”, opartej na wcześniej ukrytych archiwach państwowych i relacjach palestyńskich obywateli, izraelski historyk Hillel Cohen barwnie opisuje lata arabskiego sprzedawania się w pogoni za korzystnymi stanowiskami przyznawanymi przez reżim wojskowy. W tym za wpływowymi stanowiskami w szkołach, radach lokalnych i rządzie.

To podejście „dobrego Araba”, mającego nadzieję, że zostanie przyjęty przez izraelsko-żydowski establishment, jest uderzająco podobne do ostrego pojęcia wprowadzonego przez Malcolma X: „niewolnika domowego” .

Tak działacz nazwał daremne próby niektórych części  czarnej społeczności w Stanach Zjednoczonych, by „zintegrować się” i zostać „zaakceptowanym” przez białą większość. Palestyńscy obywatele wiedzą jednak, że nigdy nie mogą stać się całkowicie „izraelskimi”. Syjonistyczny establishment próbował narzucić nam ten mit poprzez wymazanie naszej kultury i tożsamości – w tym poprzez próby przekształcenia nas w „izraelskich Arabów” , gdy równocześnie mówią, że Izrael będzie to zawsze „państwo żydowskie”.

My, obywatele palestyńscy, wciąż jednak sprzeciwiamy się temu wymazywaniu i polityce „dziel i podbijaj”, którą Izrael praktykuje od 1948 roku. Palestyńczycy powinni być częścią procesu decyzyjnego w kraju, ale tylko wtedy, gdy Izrael przestanie oblegać, wypędzać i zabijać naszych ludzi. Wejście do rządu okupanta jest nie tylko koszerną pieczęcią dla jego zbrodni przeciwko naszym ludziom, ale także aktywnym wspieraniem prób państwa utrzymania naszej społeczności w stanie fragmentacji.

A jednak, pomimo „nowego” podejścia Abbasa, stało się jasne, że miliony Palestyńczyków w całym kraju wybierają inny kierunek – nie biorąc pod uwagę wskazówek od swoich politycznych przedstawicieli.

Od ramadanowych protestów we Wschodniej Jerozolimie, przez walki w Szajch Dżarrah, po obronę palestyńskich domów w miastach dwunarodowych przed żydowskimi osadnikami i policją, Palestyńczycy tworzą swoją własną historię.

Prawie każde palestyńskie miasto lub wioska w całym Izraelu zorganizowała protest w obronie Szajch Dżarrah, Al-Aksy, Gazy i samych siebie. Ten prawie bezprecedensowy pokaz jedności doprowadził do historycznego strajku generalnego w zeszłym miesiącu, w którym masowo uczestniczyli Palestyńczycy od rzeki Jordan do brzegów Morza Śródziemnego.

To, że kolejne pokolenie Palestyńczyków w Izraelu wyszło na ulice, aby odzyskać swoją godność, jest prawdziwym historycznym momentem. To oni pokazują światu, jak naprawdę może wyglądać „nowe podejście”.

Tekst ukazał się pierwotnie na portalu +972 Mag, antywojennym, lewicowym portalu tworzonym przez izraelskich i palestyńskich autorów. Tłumaczenie: Wojciech Łobodziński.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Argentyny neoliberalna droga przez mękę

 „Viva la libertad carajo!” (Niech żyje wolność, ch…ju!). Pod tak niezwykłym hasłem ultral…