Krystyna Pawłowicz, posłanka PiS i profesor prawa zajęła się, w przerwach między rzucaniem wyzwisk wobec swoich oponentów, sztuką epistolograficzną. Napisała mianowicie list do Dudy Andrzeja, z zawodu prezydenta, na co dzień obiektu mniej lub bardziej wybrednych żartów jako polityka całkowicie ubezwłasnowolnionego.
Pawłowicz w swoim piśmie prezentuje wszystko, co czyni ją osobą tak ważną w ławach poselskich PiS: prymitywną plemienną mściwość, swobodne żonglowanie pojęciami prawnymi, umiejętność zmiany zdania o 180 stopni w zależności o politycznego zamówienia, rozumienie historii też sprzężone z kierunkiem politycznych wiatrów, a także wiedzę ogólną na płytkim dość poziomie. Nie chce mi się (i nie miejsce na to w komentarzu) polemizować szczegółowo z poglądami Pawłowicz, zresztą przecież nie ja jestem adresatem. Tylko tak dla porządku zaznaczę, że nieustająco dziwi ogromny ładunek nienawiści, jaki zgromadziła w sobie ta kobieta, przez całe swoje życie. Ktoś musiał ją bardzo skrzywdzić. Mniejsza o to, opowiadanie o nienawiści w polskim życiu publicznym to niekończąca się opowieść bez happy endu zresztą. Ważniejsze jest bowiem co innego.
Otóż na tle tego listu i wcześniejszego veta prezydenta Andrzeja Dudy spotykam się z mnożącymi się wokół tego poglądami, że oto następuje rozłam w PiS. Polegać ma on na tym, że Pawłowicz reprezentuje opcję radykalną (to bardzo delikatne sformułowanie), której reprezentantem obok niej jest niesławnej pamięci Macierewicz. Opcja ta, po przyjściu do władzy Morawieckiego, została odsunięta, ze szkoda dla wszystkich interesów jej i jej członków. Teraz zbiera siły i walczy z opcją, nazwijmy ją, liberalną, reprezentowaną jakoby przez Andrzeja Dudę, może premiera Morawieckiego. Optymistyczne scenariusze neoliberałów zakładają, że Macierewicz, wspierany przez najbardziej reakcyjne kręgi polskiego Kościoła katolickiego, dokona rozłamu w PiS, by szukać szczęścia w polityce na czele ugrupowania skrajnie radykalnego. I wtedy, wybrzmiewają marzenia wszystkich na to liczących, PiS przegra najbliższe wybory, albo nawet zmuszony będzie do poddania się wyrokom wyborów przedterminowych i też przerżnie. Nastąpi czas nieustającej szczęśliwości, bo oto droga do władzy stanie otworem przez PO i jej klonami. Oni dogadają się z liberalną częścią PiS i oto mamy nowy POPiS po drobnej renowacji, voilà! A tamtych się spacyfikuje i już. Nic z tego.
PiS, pragnę poinformować wyznawców cytowanych powyżej teorii, nie dzieli się na lepszy i gorszy. Tam gradacji nie ma. Całość jest skończonym złem. Ktoś ma nadzieję, że co? Że liberalny PiS przestanie opowiadać zakłamaną do szpiku kości historię, przestanie prowadzić politykę Berufsverbot, skończy ze składaniem kwiatów na mogiłach morderców i wspólników hitlerowców, odetnie się od chęci traktowania kobiet jak niewolnice, wyrzeknie się ksenofobii i rasizmu? Nic z tych rzeczy. Może nie będzie tego wprowadzał w towarzystwie wrzasków i marszów z pochodniami, ale cele będą takie same.
I tak samo będzie się zachowywać to ugrupowanie, które wejdzie z nimi w spółkę, mniejsza o nazwę. Bo popatrzcie, neoliberałowie tak naprawdę już są zafascynowani skutecznością rządów PiS, już przebierają nogami, żeby użyć takich samych argumentów, używać tej samej narracji. Władza to potężne lepiszcze, łączy najzagorzalszych wrogów, którzy gotowi są rzucić się sobie w objęcia, zapomnieć urazy, żeby tylko być przy paśniku. Oni wszyscy z jednego, neoliberalnego korzenia.
Syria, jaką znaliśmy, odchodzi
Właśnie żegnamy Syrię, kraj, który mimo wszystkich swoich olbrzymi funkcjonalnych wad był …
to wszystko są solidaruchy.Kaczyzm+michnikowszczyzna i jej wynalazki typu Zanderg Nowacka i Lubnauer.Zaraza nienawiści do PRL ,patologicznej rusofobi i psiego łaszenia się do zaoceanicznego troglodyty.Zapomniałem dodać kukizów
dokładnie… to nie są ani dobrzy ani porządni ludzie