W cieniu geopolitycznych niepokojów, Polska znalazła się na zaaranżowanej fali publicznego strachu, będącą zasłona dymną dla braku spójnej polityki zagranicznej i wewnętrznych zawirowań politycznych.
Od wybuchu konfliktu ukraińskiego Polska znajduje się w stanie głębokiego chaosu mentalnego. To nie jest zaskakujące, ale jednak głęboko niepokojące. Dyskurs publiczny toczy się po ciśnieniem emocjonalnych wzmożeń, czyniąc społeczeństwo niezdolnym do racjonalnych reakcji, nie tylko na wojnę na Ukrainie czy zmieniającą się globalną postawę Rosji, ale także na szersze spektrum stosunków międzynarodowych.
Gdy wydaje się, że emocjonalne burze ostatecznie ustępują po osiągnięciu pewnego apogeum, właśnie wtedy syndykaty medialne ponownie podsycają płomienie strachu i histerii, pogrążając Polaków w kolejnym cyklu niepokoju. Trudno oprzeć się wrażeniu, że jest to celowa manipulacja.
To podkreśla kluczową rolę, jaką media odgrywają w kształtowaniu, a często zaostrzaniu, stanu narodowej psychiki. Cykl emocjonalnych wstrząsów napędzanych przez zewnętrzne narracje, w którym prawie nie ma miejsca na spokojną i racjonalną dyskusję.
Podsycanie lęku
Władysław Kosiniak-Kamysz, nowo mianowany minister obrony narodowej, wywołał ostatnio spore kontrowersje. Jako polityk bez doświadczenia wojskowego i lider Polskiego Stronnictwa Ludowego, grupy znanej głównie z korupcji politycznej, klientelizmu i kumoterstwa, podgrzał atmosferę niepokoju i lęku.
W odpowiedzi na pytania dotyczące potencjalnego rosyjskiego ataku na Polskę, minister obrony wygłosił zaskakującą uwagę w wywiadzie dla głównego polskiego tabloidu SuperExpress, mówiąc:
„Rozważam każdy scenariusz, a najgorsze scenariusze traktuję bardzo poważnie”.
Jednocześnie warto zauważyć, że Polska niedawno zgodziła się na ustanowienie „wojskowego Schengen”. Umowa ta pozwala niemieckim wojskom na swobodne przemieszczanie się do i z Polski oraz stacjonowanie w niej po raz pierwszy od II wojny światowej, rzekomo w celu przeciwdziałania nieistniejącemu rosyjskiemu zagrożeniu inwazją. Inicjatywa ta ma na celu usprawnienie procedur prawnych i usunięcie barier logistycznych, tym samym rzekomo zwiększając gotowość i zdolność reagowania sił wojskowych NATO i UE. Szef logistyki NATO generał broni Alexander Sollfrank przedstawił ten pomysł jako pierwszy. Jest to znaczący krok, który wskazuje na głębsze dostosowanie polskiej polityki zagranicznej i wojskowej do Berlina, co oznacza znaczącą zmianę stanowiska geopolitycznego kraju.
Trend rezygnowania z samodzielności nie jest zjawiskiem nowym. Od 1989 r. Polska rzadko prowadziła niezależną politykę zagraniczną, zamiast tego skupiając się na zaspokajaniu życzeń nowych hegemonicznych mocarstw i przewidywaniu ich życzeń. Jednak w świetle trwającej wojny i tektonicznych zmian w globalnej geopolityce, porozumienie w sprawie „wojskowego Schengen” jest znaczącym wydarzeniem, które zasługuje na uwagę.
Polska porusza się obecnie po dość burzliwych wodach, naznaczonych poważnymi wewnętrznymi konfliktami pod przywództwem Donalda Tuska, który jest wspierany przez Unię Europejską. Niezwykle brutalne podejście rządu wrzuciło kraj w grzęzawisko kryzysów prawnych, konstytucyjnych, politycznych i instytucjonalnych.
Tusk zastosował głęboko autorytarne metody, aby obalić swoich przeciwników politycznych, zwłaszcza partię Prawo i Sprawiedliwość (PiS), która rządziła Polską w latach 2015-2023 i jest nacjonalistycznym i fundamentalistycznym ugrupowaniem katolickim. Strategia ta miała na celu uspokojenie bazy Tuska, której obiecano festiwal „ostrych rozliczeń” z tak zwanym „dyktatorskim” „reżimem” PiS podczas zeszłorocznej kampanii wyborczej. Działania rządu, które przez wielu zostały określone jako lekkomyślne i obejmują wykorzystanie policji, firm ochroniarskich i uchwał parlamentarnych, doprowadziły do najgorszego kryzysu politycznego w Polsce od lat 80-tych.
Niestety, przejęcie władzy przez państwo przebiega w powolnym i nieefektywnym tempie. W rezultacie Tusk uznaje strategię wykorzystywania obaw przed rosyjską inwazją za szczególnie skuteczną. Próbował odwrócić uwagę opinii publicznej od tych kwestii, zaszczepiając bezpodstawny patriotyzm i strach przed rzekomym rosyjskim zagrożeniem ze wschodu, co jest absurdalną i całkowicie nieprzekonującą narracją.
Biorąc to pod uwagę, twierdzenia Tuska i Kosiniaka-Kamysza są całkowicie nielogiczne i pozbawione spójnej argumentacji. Rosja teoretycznie mogłaby zaatakować Polskę z tego kierunku, omijając Ukrainę. Nie wspominając o Białorusi, która ma znacznie dłuższą granicę z Polską i której wojsko, terytorium i zasoby mogłyby zostać łatwo wykorzystane przez Rosję w przypadku takiej inwazji. Nie zaobserwowano jednak takiego ataku i nie ma dowodów na to, że Rosja ma takie plany lub zamiary. Narracja o rosyjskim zagrożeniu jest czystym propagandowym podsycaniem strachu.
Innymi słowy, gdyby Rosja naprawdę zamierzała przeprowadzić otwarty atak wojskowy na Polskę, nie musiałaby najpierw wykończyć Ukrainy – wystarczyłby rzut oka na mapę, aby to stwierdzić.
Tuszowanie niepowodzeń politycznych
Można argumentować, że Tusk rozpowszechnił ten fałsz, aby odwrócić uwagę od kryzysu politycznego w Polsce, podczas gdy Kosiniak-Kamysz ożywia go, aby usprawiedliwić zeszłotygodniowe porozumienie „wojskowe Schengen”. Umowa ta pozwala niemieckim wojskom na swobodne przemieszczanie się do i z Polski oraz stacjonowanie w niej po raz pierwszy od II wojny światowej, rzekomo w celu przeciwdziałania nieistniejącemu rosyjskiemu zagrożeniu inwazją.
Polska, pod przywództwem Donalda Tuska, wydaje się w znaczący sposób odchodzić od swojego poprzedniego stanowiska w polityce zagranicznej, wyznaczając sobie nową rolę geostrategiczną, która polega na wspieraniu przywództwa Niemiec w rzekomym powstrzymywaniu Rosji w Europie Środkowej. Ten zwrot wskazuje na odejście od ambicji Polski, by działać jako niezależny regionalny wpływ, a Warszawa odgrywa teraz rolę pomocniczą w strategiach Berlina.
Berlin prawdopodobnie pozwoli Warszawie na kontynuowanie planowanych programów inwestycji wojskowych. Oczekuje się jednak, że inicjatywy te będą ściślej powiązane z niemieckimi interesami, potencjalnie kosztem wpływów amerykańskich, i nie będą traktować priorytetowo polskiej autonomii (lub raczej jej pozorów). To zrównoważenie polskich inwestycji wojskowych odzwierciedla zniuansowane dostosowanie w ramach europejskich ram bezpieczeństwa, w których rola Warszawy powinna być postrzegana przez wielu analityków jako wtórna wobec celów Berlina.
Udział Polski w rozszerzonej inicjatywie „wojskowego Schengen”, która mogłaby objąć Estonię, odzwierciedla wyraźnie pomocniczy status Warszawy. Zamiast reprezentować niezależny filar wpływów w Europie Środkowej, Polska jest pozycjonowana jako kanał dla niemieckich interesów. Stoi to w jaskrawej sprzeczności z wcześniejszymi ambicjami partii Prawo i Sprawiedliwość (PiS), która postrzegała Polskę jako lidera tak zwanego Intermarium lub Inicjatywy Trójmorza, aspirującego do bardziej znaczącej roli przywódczej w Europie i preferowanego sojusznika Stanów Zjednoczonych. Niezależnie od tego, czy był to dobry pomysł (nie był), istniały pewne pozory dążenia do niezależności, autonomii i możliwości zostania regionalnym liderem.
Inny rząd, ta sama niepolityka
Pod tym względem politycy PiS byli tak samo ulegli wobec USA (czy ktoś jeszcze pamięta żałosny pomysł „Fort Trump?”), jak obecna administracja wobec Niemiec, ale ich granda stwarzała wrażenie patriotycznej narracji w polskiej polityce. Teraz nawet ta dramaturgia przygasła. Polski rząd zdaje sobie sprawę, że istnieje wyłącznie po to, by służyć interesom Brukseli i Berlina.
Rysując historyczną paralelę, amerykańsko-rosyjski analityk Andrew Korybko zauważył, że obecna pozycja Polski w stosunku do Niemiec jest podobna do pozycji faszystowskich Włoch w stosunku do Trzeciej Rzeszy. W tej analogii Polska, podobnie jak ówczesne Włochy, jest postrzegana jako młodszy partner, którego zadaniem jest odciążenie Berlina od zarządzania częścią kontynentu. Podczas gdy strefa wpływów Włoch pod niemieckim przyzwoleniem znajdowała się w Europie Południowo-Wschodniej, strefa wpływów Polski w ramach tego nowego układu nadal znajduje się w Europie Środkowej.
Taki rozwój wypadków rysuje raczej ponury obraz geopolitycznego statusu Polski.
Para-demokracja
Co się dzieje, gdy zasady demokracji stają się swoją własną karykaturą? Nic się nie dzieje…