Francois Hollande w niesławie odchodzi z urzędu prezydenta Francji. Jeszcze bardziej żałośnie zachował się po wygranej neoliberała Emmanuela Macrona były premier, „socjalista” Manuel Valls.

fot. Wikimedia Commons

Manuel Valls od końca marca 2014 r. do grudnia 2016 r. był premierem Francji, a Emmanuel Macron w jego gabinecie pełnił obowiązki ministra gospodarki. Vallsowi może być więc cokolwiek przykro, że jego dawny podwładny zrobił na tyle oszałamiającą karierę, by dziś szykować się do wprowadzki do Pałacu Elizejskiego, podczas gdy on sam przepadł nawet w prawyborach w macierzystej Partii Socjalistycznej. Były premier, który pod względem poglądów gospodarczych zasadniczo nie różni się od Macrona, próbuje zatem wkupić się w łaski najjaśniejszej obecnie gwiazdy francuskiej polityki. Ogłosił, że Partia Socjalistyczna jest zasadniczo martwa, a on sam chętnie wystartowałby w wyborach parlamentarnych, zaplanowanych na czerwiec, z listy partii Macrona. – Najważniejsze dziś jest to, by dać Macronowi szeroką, koherentną większość parlamentarną – powiedział w telewizji RTL.

Zwycięski Macron nie pali się, by przyjmować pod swoje skrzydła skompromitowanego byłego premiera, z którego nazwiskiem kojarzone jest antypracownicze ustawodawstwo. Na ofertę Vallsa zareagował tylko rzecznik prasowy En Marche! Benjamin Griveaux. Poinformował, że Valls musi zgłosić swoją kandydaturę do komitetu ustalającego skład przyszłych list wyborczych i że na skompletowanie wniosku zostały mu 24 godziny. A potem pozostaje mu czekać na ogłoszenie 577 nazwisk szczęśliwców.

Degrengoladę „socjalistów” dokończył unijny komisarz Pierre Moscovici, w krajowej polityce również związany z PS. Wezwał on dawnych kolegów, by w żadnym wypadku nie wpadli na pomysł działania w opozycji wobec prezydenta. – On [Macron – przyp. AR] jest proeuropejski, ma postępowe pomysły i nie przedstawił wszystkich swoich planów ani wskazał członków rządu – powiedział na konferencji prasowej. Nie zająknął się nawet słowem, że „wszystkie plany Macrona” praktycznie na pewno nie będą miały nic wspólnego z choćby najszerzej rozumianą lewicowością. Wystarczy poczytać, co w gratulacjach wobec prezydenta napisał szef francuskiej konfederacji pracodawców Medef Pierre Gattaz. – [Wybór Macrona] oznacza uwolnienie kreatywnej energii bogactwa i miejsc pracy poprzez uproszczenie prawa pracy, ograniczenie obciążeń, zreformowanie systemu podatkowego – winszował z nieskrywanym entuzjazmem.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Le Pen była wentylem bezpieczeństwa. Trochę by „wyluzowała” po wybraniu. Paradoksalnie, upadek UE zostałby odroczony. Teraz w kotle ciśnienie będzie dalej rosnąć. I będzie BUM. Słaba Francja to w sumie dobrze dla nas. Niemcom znowu się wyda, że rządzą. Oni następni w kolejce na dno. Liczę na imigrację BIAŁYCH ludzi i firm do Polski.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej

Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…