„Organizowanie ćwiczeń NATO [„Defender 2020”] w XXI w., pod nosem Moskwy, ponad 30 lat po upadku ZSRR, jakby Układ Warszawski ciągle istniał, jest błędem politycznym i stanowi nieodpowiedzialną prowokację. Uczestniczenie w nich ujawnia ślepe naśladownictwo, które oznacza niepokojącą utratę naszej niezależności strategicznej” – tak zaczyna się opublikowany kilka dni temu we francuskiej prasie długi artykuł-apel podpisany przez Koło Refleksji Połączonych Sił Zbrojnych.
To Koło, wojskowy think tank grupujący generałów, admirałów i innych wysokich oficerów różnych rodzajów francuskich sił zbrojnych, jest czymś w rodzaju „politycznego głosu wojska”. Należą do niego tylko ci, którzy już skończyli służbę, bo służącym wojskowym nie wolno upubliczniać swych przemyśleń natury politycznej, lecz i tak uchodzi za nieoficjalnego reprezentanta generalicji służby czynnej. Publiczna wypowiedź Koła nie zatrzymuje się na krytyce przyszłych manewrów NATO w Polsce i krajach bałtyckich. Idzie dalej, proponując „zrównoważenie stosunków międzynarodowych”.
Według autorów, chęć „zbrojnej gestykulacji pod rozkazami Waszyngtonu przy granicy z Rosją, która od dawna nie stanowi bezpośredniego zagrożenia militarnego, jest przejawem intelektualnej katalepsji i utraty instynktu przeżycia.” Ich zdaniem nawet walka z epidemią covid-19 wskazuje na „jałowość dawnej rutyny zimnej wojny i przypomina wagę naszej przynależności do kontynentalnego zespołu eurazjatyckiego, którego Rosja jest odwiecznym sworzniem”.
Szef Koła, gen. Jean-Claude Allard, również dyrektor badań IRIS (francuskiego Instytutu Stosunków Międzynarodowych i Strategicznych) bronił się w mediach przed zarzutem „prorosyjskości”: „Nie wiem, czy to nas prowadzi do bycia prorosyjskimi: nasza idea polega raczej na zbadaniu, czy utrzymywanie napięcia między Zachodem a Rosją ma jeszcze jakiś sens.” W każdym razie publikacja Koła stawia pytanie „Co możemy zrobić, by wyzwolić Francję spod hegemonii amerykańskiej i zainicjować zbliżenie z Moskwą?”, podkreślając, że „polityczne zablokowanie się elit amerykańskich [Republikanów i Demokratów] w retoryce antyrosyjskiej owocuje strategiczną obsesją przedłużania istnienia NATO, jednego z wektorów hegemonii amerykańskiej od 1949 r.”
Gen. Allard zasugerował, jakoby podobne przemyślenia miały generalicje innych armii europejskich, lecz ich nie wymienił.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
Dopóki wojna będzie opłacalna dla idiotów, normalni nie mają szans.
Miło przeczytać, że nawet osoby szkolone w zabijaniu i dyscyplinowaniu społeczeństwa zachowują resztki instynktu samozachowawczego, a może i rozumu.
Choć oczywiście bardziej bym się cieszył, gdyby koło grupowało żołnierzy w stopniu najwyżej sierżanta. Do generalicji należy mieć ograniczone zaufanie. Można jednak mieć nadzieję, że o wielu procesach dziejących się podskórnie nie mamy wiedzy.
A jaki ogląd sytuacji militarnej ma taki sierżant, którego byś chciał wysłuchać??? Z poziomu okopu i magazynu broni???
Emerytowana generalicja to ludzie którzy jako oficerowie niskiej rangi brali udział we wszystkich współczesnych konfliktach, lub byli obserwatorami z ramienia armii konfliktów czy też ćwiczeń (własnych i sojuszniczych, jak też i uznawanych za konkurentów). Mają więc DOŚWIADCZENIE NA POZIOMIE ARMII a nie okopu i kompanii.
Możesz mi wierzyć – to zupełnie odmienna wiedza.
A teraz, jako emerytowani dowódcy – mogą śmiało mówić co myślą, a nie to co będzie dobrze widziane.
I to co mówią wie każdy kto umie liczyć i obserwował choćby z pozycji zupełnego laika współczesne konflikty.
Wniosek może być tylko jeden. Najgorszy pokój jest o niebo lepszy od wygranej wojny. Dziś aby tysiąc żołnierzy Mogło w swoich pancernych pojazdach uderzyć na wroga, musi na to pracować niejeden milion za linią frontu! I np obserwując całkiem niesymetryczny konflikt w Iraku można zauważyć, że USA co prawda zdobyło ten kiepsko broniony kraik i zamordowało circa milion jego mieszkańców, jednak na zabicie jednego żołnierza Sadama czy obecnie partyzanta zużywają przeciętnie 10 000 naboi do broni strzeleckiej!Nie mówiąc o innych kosztowniejszych zabawkach jak samonaprowadzające pociski wyrzutni Jawelin czy TOW, Pociski AMRAAM (300 000$) czy Maverick (130 000$) którymi niszczy się chałupy na ziemi podejrzewając ze ukrywają się tam partyzanci, Hellfire którymi strzela się nimi do pojedynczej furgonetki ze strzelcem na pace a jedna taka rakieta to blisko 180 000 papieru. WOJNA TO OKROPNIE KOSZTOWNA ZABAWA!