Ministerstwo nauki i szkolnictwa wyższego nie doczekało się podwyżki nakładów na poziomie, który pozwoliłby sfinansować podwyżki dla nauczycieli akademickich i doktorantów. Ci ostatni nadal będą otrzymywać głodowe pensje.

Jarosław Gowin. facebook.com

Pracownik hipermarketu zarabia obecnie w Polsce co najmniej 2200 złotych. Doktorant na publicznej uczelni wyższej nie osiąga nawet tej kwoty. Zmiana tego patologicznego porządku miała zostać zaprowadzona w ramach reformy szkolnictwa wyższego przygotowanej przez resort Jarosława Gowina. Uczelnie oczekiwały wzrostu nakładów przeznaczanych na działalność naukową. Najniższe wynagrodzenie profesorskie miało nie być niższe niż 150 proc. przeciętnego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw. Krajowa Rada Doktorantów mówiła natomiast o koniecznej podwyżce do wysokości 3,5 tys. zł miesięcznego stypendium.

Jarosławowi Gowinowi nie udało się wywalczyć większego udziału w budżetowym torcie dla jego resortu.  – Rozmawialiśmy o tym wzroście nakładów na naukę i szkolnictwo wyższe. Kwestie podwyżek na razie odłożyliśmy – powiedział wicepremier, minister nauki i szkolnictwa wyższego dla Money.pl. Po raz kolejny usłyszeliśmy również obietnicę podwyżek, która ma się urealnić w 2019 roku. Nie wiadomo jakiego rzędu będzie to wzrost. Gowin powiedział, że jest „za wcześnie, aby dzisiaj wyrokować”. – Zobaczymy, jak będzie się rozwijać nasza gospodarka, jaka będzie realizacja budżetu – oznajmił. 

Wzrost nakładów był jednym z kluczowych zapisów Konstytucji dla Nauki. W projekcie znalazła się propozycja znacznego zwiększenia finansowania nauki i szkolnictwa wyższego.  Środki miały być zwiększane stopniowo, a celem było 1,8 proc. PKB w 2025 roku. Ile udało się wywalczyć Gowinowi?  „W przyszłym roku dodatkowe 700 mln zł, oprócz tego 3 mld zł w obligacjach skarbu państwa plus podwyżki wynagrodzeń. Ale co do wysokości tych podwyżek, poczekajmy” – zakomunikował w rozmowie z portalem Money.pl

Jak zaklęcia i komunikaty ministra wyglądają w kontekście wiarygodności przygotowywanej przez niego reformy? – Działania ministra Gowina wyglądają obecnie na PR rządu dla części klasy średniej. Spod pozoru nowoczesnej ustawy i dialogu ze środowiskiem, wyłania się wydmuszka, która jest pozbawiona bazy materialnej – ocenia w rozmowie ze Strajkiem Mikołaj Ratajczak pracownik akademicki.  – Reforma szkolnictwa wyższego, podobnie jak reformy wielu innych sektorów usług publicznych, powinna zacząć się od zagwarantowania wzrostu nakładów. Coraz bardziej wydaje się, że min. Gowin tych gwarancji nie uzyskał i nie uzyska. W takiej sytuacji nie będzie w stanie zrealizować niektórych sensownych zapisów dot. pracowników i doktorantów, a ustawa ograniczy się do innej dystrybucji tej samej puli środków. Jeśliby do tego doszło, to efektem będzie najprawdopodobniej gwałtowny wzrost nierówności w sektorze – stwierdza Ratajczak.

– Ten rząd nie jest zainteresowany realnym wzrostem płac w żadnym obszarze gospodarki. Ta sprawa pokazuje to wyraźnie – zauważa dr Krystian Szadkowski z UAM. – Już wcześniej utrącony został jeden z nielicznych rzeczywiście postępowych elementów Konstytucji dla Nauki, czyli powiązanie wysokości płac pracowników w sektorze nauki i szkolnictwa wyższego z płacą minimalną w gospodarce. Miało to szansę wytworzyć poczucie wspólnego interesu pracowników akademii z pracownikami pozostałych sektorów. Szczególnie z tymi, którzy mają najmniejszą siłę przetargową na rynku pracy. Postulat ten został najpierw zastąpiony propozycją, aby wynagrodzenia były obliczane w relacji do średniej płacy w sektorze prywatnym, co choć było osłabieniem emancypacyjnego wymiaru pierwotnego projektu, to przynajmniej gwarantowało stały, realny wzrost wynagrodzeń w sektorze nauki i szkolnictwa wyższego. Dziś dowiadujemy się, że nawet ten pomysł nie doczeka się realizacji. Nie jest to niestety zaskoczenie – komentuje pracownik naukowy.

 

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Może Gowin zlikwiduje wszystkie studia oprócz biblijnych? I taniej, i dla zdrowia moralnego lepiej (hmmmm…, przypadek Lota?), a i dla wiedzy uszczerbek niewielki.

  2. Pensję to dostawał asystent. Doktorant dostaje stypendium, które odpracowuje dydaktyką.
    Taki pomysł feudalnej nauki polskiej na pańszczyznę.
    Ja to bym się raczej spodziewał po gowinie likwidacji stanowiska adiunkta i wprowadzenia studiów habilitacyjnych. (To się będzie nazywało „habilitant”.)

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej

Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…