W przeciwieństwie do wielu krajów świata, rząd holenderski odmówił wprowadzenia noszenia maseczek jako obowiązku wychodząc z założenia, że noszenie ich na zewnątrz jest „absurdalne”, a w budynkach publicznych i innych powierzchniach zamkniętych ich domniemana skuteczność jest „nieudowodniona naukowo”. Takie same decyzje podjęły Norwegia, Dania, Szwecja i Finlandia. W Europie epidemia covid-19 skończyła się w kwietniu-maju, lecz w wielu krajach obawa przed wprowadzeniem kolejnej ślepej kwarantanny w razie hipotetycznej „drugiej fali” choroby spowodowała utrzymanie obostrzeń.
Przekonanie, że noszenie maseczek w przestrzeniach zamkniętych „może spowalniać krążenie koronawirusa” wzięło się z kilku badań prowadzonych w marcu, lecz żadne z nich nie było „randomizowane” tj. przeprowadzone według reguły grup porównawczych, co mogłoby dać jakiś ściśle naukowy punt widzenia na tę sprawę. Do marca zresztą Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) odradzała noszenie maseczek poza szpitalami zakaźnymi (gdzie groźne mogą być inne patogeny), gdyż randomizowane badania z ostatnich 10 lat wskazywały, że noszenie maseczek w powierzchniach zamkniętych nie ma żadnego wpływu na ochronę przed wirusowymi chorobami układu oddechowego (tylko „ubiór kosmonauty” miałby być skuteczny). Wówczas WHO twierdziła, że maseczki mogą dać jedynie „złudzenie bezpieczeństwa”, a ich długie noszenie (ponad 4 godziny) może być nawet mocno niebezpieczne dla zdrowia.
Mimo to, WHO w końcu zmieniła zdanie, co do powierzchni zamkniętych, utrzymując jednocześnie, że osoby zarażone, ale bez objawów choroby, nie zarażają innych (lub wyjątkowo). Wiele rządów uznało, że „złudzenie bezpieczeństwa” jest społecznie potrzebne w sytuacji kampanii medialnej związanej z epidemią, która przestraszyła miliony ludzi, a inne po prostu uwierzyły nowemu stanowisku WHO, choćby była to wyłącznie „recepta na strach”, pomoc natury psychologicznej. Należy pamiętać, że właściwie żaden kraj w Europie nie był przygotowany do masowego używania maseczek, a ich setki milionów pojawiły się w handlu dopiero po epidemii. W tej chwili kampanie prasowe na Zachodzie podtrzymują uczucie zagrożenia powołując się na „przypadki” zarażeń (w olbrzymiej większości bezobjawowych), co – w sensie naukowym – nie jest żadnym wskaźnikiem zagrożenia: jest nim jedynie proporcjonalna liczba śmierci.
Odrzucenie obowiązku noszenia maseczek przez Szwecję nie dziwi, gdyż odrzuciła ona już pomysł powszechnej ślepej kwarantanny (tzn. takiej, gdzie zarażeni i niezarażeni przebywają razem w zamknięciu, co może wpływać na wzrost zachorowań). W potępianej medialnie Szwecji liczba przypadków śmiertelnych była wyższa niż u sąsiadów, lecz dużo niższa niż w krajach z taką kwarantanną. Jeśli porównać ogólną śmiertelność w Szwecji w klasycznych okresach grypowych (od listopada do maja) była ona sporo niższa od większości lat bez epidemii. To główny powód utrzymania dotychczasowej polityki sanitarnej tego kraju. Psychologiczno-handlowo-polityczne przyczyny obowiązku noszenia maseczek (gdzieniegdzie wprowadzonego nawet na powierzchniach otwartych) pozostają jednak usprawiedliwione w krajach, gdzie epidemiczne kampanie prasowe poszły za daleko, wywołując również oddolny nacisk na utrzymanie obostrzeń.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
Zgadzam się z autorem. Wirus jest niebezpieczny (statystycznie) dla osób starszych i chorych na inne choroby układu oddechowego – trochę bardziej niebezpieczny niż grypa. Dla innych nie jest. Według mnie żadne dane dotyczące zachorowań nie usprawiedliwiają wprowadzenia tak drastycznych środków (lockdown) które zniszczyły gospodarki głównie krajów rozwiniętych. Więc musi to być plan wywołania totalnego (i totalitarnego) szoku w tych krajach i próba przemodelowania gospodarek tych krajów. Pierwsze skutki takiej doktryny widzimy już dzisiaj – np wielkie firmy zwalniają pracowników by potem przyjmować ich na nowych, niekorzystnych warunkach.
Maseczki które muszę nosić w pracy i sklepach (w Wielkiej Brytanii) nie chronią przed wirusem. To raczej oczywiste. Ale spełniają kilka innych funkcji. Np utrudniają komunikację między ludźmi, dzielą społeczeństwo na tych mądrych (w maskach-którzy słuchają rządu) i na tych głupich których tu nazywa się Covdiotami. Spełniają funkcję straszaka i cały czas uświadamiają społeczeństwo że żyjemy w stanie wyjątkowym. A na koniec dają poczucie że rząd „coś robi” i „walczy z pandemią”.
Zgadzam się z Tobą. Ponadto zamieszanie maseczkowe ma również drugie dno, o którym nikt nie mówi. Mianowicie, akademicka medycyna doznała potężnych strat wizerunkowych, nie mogąc wyklarować stanowiska w sprawie maseczek, co jest szczególnie dotkliwe wobec zalewu ziębizmu i pokrewnego znachorstwa. To naprawdę ogromna katastrofa, że z namordników uczyniono problem godny Nobla, którego nie są w stanie rozwiązać nawet profesorowie medycyny… Sygnał jest więc jasny – czy warto powierzać zdrowie i życie komuś, kogo przerasta kawałek szmaty na twarzy? Pseudonauka otrzymała w ten sposób istotne wsparcie.
hipoteza globalnej oszukańczej manipulacji jest wg mnie dopuszczalna, jednak plan totalnego szoku musi mieć autora, sprawcę, bo to plan a nie splot okoliczności.
media bym pominął bo ich rola jest stała, a pandemia to dla nich okazja (inna sprawa rola właścicieli mediów jako współautorów planu)
potrzebne konkrety, kto spiskował (ja nie jestem uprzedzony względem tzw teorii spiskowych)?, wielkie firmy – to za mało
inna kwestia; pogarszanie warunków pracy dla pracowników, to nie przemodelowanie gospodarek (co to by zresztą było?) tylko umacnianie funkcjonującego modelu
co do medycyny, o której Fauxpas napisał, to może straci na iluzyjnej boskości – nie tak mało nie wiedzą i jeszcze są posłuszni mediom i władzy politycznej, może będzie mniej niby naukowego „czarodzicielstwa”, niestety więcej ziębizmu
Fauxpas, 100/100!
Chyba projekt „koronaafera” w obliczu krytycyzmu społeczeństwa nie udał się (a ziębizm okazuje się w tym wszystkim nie aż tak groźny).