Kim jest Dmitryi K., którego wydalono z Polski za to, że wprowadzał „elementy wojny hybrydowej”? Jakie kwity mają na niego polskie służby? Czy rzeczywiście naukowiec pracował dla obcego wywiadu? Tego nie wiadomo. Natomiast serwisy informujące o wydaleniu Rosjanina podały szczegółową listę jego grzechów: gromadził wokół siebie ludzi ze środowiska akademickiego i dziennikarskiego, organizował sprzeciw wobec niszczenia radzieckich pomników, organizował wyjazdy z ramienia rosyjskich fundacji i instytutów, szukał sojuszników podzielających jego niechęć do wspierania przez Polskę europejskich ambicji Kijowa. To wszystko na podstawie wypowiedzi rzecznika prasowego koordynatora służb specjalnych, p. Stanisława Żaryna.

Rozumiem, że dla ministra Gowina może być to niejaka nowość, jednak prawda jest taka, że są to aktywności, które podejmuje codziennie od poniedziałku do piątku, a bywa że nawet w weekendy, każdy absolwent kulturoznawstwa czy filologii, który zdecydował się kontynuować karierę akademicką. Niezależnie od tego, czy obszarem jego zainteresowań są Chiny, Rosja, zachodnia Kambodża czy Republika Południowej Afryki.

Ale to słowo „Kreml” wypowiadane ściszonym głosem elektryzuje władzę na tyle, że dziś każdy, kto potrafi przeczytać napis w cyrylicy, znaleźć się może w kręgu zainteresowania służb specjalnych. Pojechałeś na wakacje na Krym – masz pecha. Twoja siostra wyszła za krzepkiego Wanię z Kamczatki? Masz problem jak stąd na Księżyc. Ale antyrosyjska paranoja nie została rozpętana przypadkiem. To doskonały bat na wszystkich demonstrujących w przestrzeni publicznej poglądy znajdujące się w lewicowym spektrum: sprzeciw wobec szaleńczej dekomunizacji i wymazywania gumką kawałka historii. Władza udaje, że nie dopuszcza do siebie możliwości, aby jakiś obywatel RP nie popierał ciągnięcia Ukrainy za uszy do UE lub nie przyklaskiwał każdemu pierdnięciu NATO w obrębie naszych granic – i nie był przy tym finansowany przez wraże mocarstwo. Istnieją tylko dwie opcje uzasadniające takie postrzegania świata: bycie rosyjskim szpiegiem albo bycie rosyjskim szpiegiem.

Jest w tym swoją drogą coś deprymującego – i, podejrzewam – godzącego w ambicje prawdziwych szpiegów, którzy służą swojej sprawie profesjonalnie, od lat, pod najdoskonalszymi przykrywkami – i nagle dowiadują się, że do ich szlachetnego grona zaliczono byle profesorka, co zorganizował konferencję za hajs fundacji swojego kumpla z liceum. A jak muszą czuć się prawdziwi szpiedzy, czytając tekst Jakuba Wątora z „Wyborczej”? Dowiedzą się, że ich działalność sprowadzona została do trollowania grup różańcowych – bo przecież Władimir Władimirowicz nie ma nic lepszego do roboty poza sypaniem pieniędzmi w pryszczate dzieciaki, które założyły sobie na Fejsie grupę z cyrylicą w nazwie i chwalą się na cały internet tym, że wykopsały admina z rozmodlonego fanpejdża. Autor tekstu, który jest równie ignorancki, jak i pełen cynicznych niedopowiedzeń – zrobił prawicy prezent niemal tak cenny, jak Patryk Vega, kręcąc swój „Botoks”.

Do Polski zbliża się huragan „Władimir” – i bezpieczny nie może czuć się nikt, kto choćby pisnął słowo w obronie mogił żołnierzy armii radzieckiej. Nie dalej jak wczoraj redaktor naczelny Strajku wziął udział w evencie poświęconym szukaniu sposobów na zatrzymanie ich dewastacji. I mówiąc całkiem poważnie – nie mamy pewności, czy nie jest to dziś przesłanka, aby stać się drugim Mateuszem Piskorskim. Rosja stała się straszakiem na lewicę, co z punktu widzenia PiS jest wyśmienitym strategicznie zagraniem. Mam jednak do rządzących prośbę: szanujcie pracę prawdziwych szpiegów. Nie pozwólcie byle lewakowi paradować z plakietką „Aniołek Putina”. To po prostu cholernie nieuprzejme.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Ciekawe, jest autorka tylko 'pożyteczną idiotką’ (cytat z waszego mentora, Lenina, więc bez obrazy:))? Czy też już piątą kolumną?

    1. @szczurzec, ciekawe, czy ty jesteś tylko debilem, czy tylko wdałeś się w swoją mamusię – starą, polską k…

  2. Czy istnieją jakieś wydarzenia historyczne bądź katastrofy naturalne, o których wywołanie Rosja nie jest posądzana.

    1. Ostatnie huragany: Irma, Harvey czy Jose nie są dziełem Rosji lub Putina osobiście. Ale i w tej sprawie mogą wypłynąć dowody, że to rosyjscy hakerzy zamieszali:)

  3. Świetny artykuł P.Weroniko ja tylko mam nadzieje że rusofobia nie pozwoli dać spokoju pisuarowym bezmózgowcom co będzie skutkować np. zawałem a to b.pożądane

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Syria, jaką znaliśmy, odchodzi

Właśnie żegnamy Syrię, kraj, który mimo wszystkich swoich olbrzymi funkcjonalnych wad był …