W 15-lecie zamachów na World Trade Center Stany płaczą i wspominają ofiary ataku z 11 września. Trudno jednak nie rozpatrywać tej tragicznej rocznicy bez postawienia pytań o wnioski i kształt dalszej imperialnej polityki Stanów na Bliskim Wschodzie. Bo że będzie imperialna, to wiemy na pewno. Ani Hillary Clinton ani Donald Trump – nie oszukujmy się – nie zdejmą z głowy czapki i nie przyznają, że dzisiejsza eskalacja radykalizmu islamskiego to wynik pełnego buty stwierdzenia „Ciąży na nas obowiązek przewodzenia”.
Żadne z nich nie powie: „To nasza wina – chcieliśmy być światowym policjantem. Chcieliśmy ukształtować sobie rzeczywistość geopolityczną jak plastelinę, aby odpowiadała naszym interesom. Niczego nie nauczył nas Wietnam. Po zimnej wojnie chcieliśmy z Bliskiego Wschodu wycisnąć ropę i laur przywódcy w regionie. Żeby raz na zawsze uciąć spekulacje, kto jest supermocarstwem: my czy Rosja Radziecka”.
Nie uderzą się w pierś: „Przepraszamy za Irak, Somalię, Haiti, Bośnię, Afganistan i znowu Irak. Zrobiliśmy wszystko, aby nie spełnił się scenariusz dzieci-kwiatów, aby użycie siły przy rozwiązywaniu konfliktów międzynarodowych stało się zbędnym przeżytkiem. Rościliśmy sobie prawo do bycia ze swoimi wojskami wszędzie. Stworzyliśmy i wynieśliśmy do potęgi potwora, Saddama, aby potem móc do woli przywracać demokrację. Nie przewidzieliśmy skutków takich działań, byliśmy ślepi. Pomogliśmy potworowi ISIS urosnąć i nabrać sił. Teraz Europa płaci cenę naszego wyimaginowanego przywództwa na Bliskim Wschodzie. Porzucamy nasze mrzonki, nigdy więcej wojen!”.
Tego nie usłyszycie od nich ani dzisiaj ani nigdy. Imperium nie ma zwyczaju przepraszać.
Syria, jaką znaliśmy, odchodzi
Właśnie żegnamy Syrię, kraj, który mimo wszystkich swoich olbrzymi funkcjonalnych wad był …
Czarny deszcz.
Władza żyje ponad prawem. W immunitetach, w odrealnieniu wyższych celów, które za nic mają życie jednostki, za nic mają Ciebie.
Z parlamentarnych olimpów patrzą na nas cyniczni bogowie, nadając nam prawa, kary i obowiązki, które samych twórców tego systemu nie obejmują. Żyjąc ponad prawem wytyczają kierunki rozwoju „stada”, zawsze w imię pokoju. Ach ta cicha chwila pokoju, wdzięczna pauza i nagroda dla stada, żyjącego w ciągłym stanie wojny o wszystko, ze sobą, ze wszystkimi.
Co sprawia, że godzimy się na taki stan rzeczy, na życie w tej ciemnej baśni, w której nasze prawo do szczęścia i spokoju jest codziennie niszczone?
Czarny deszcz.
Żyjemy w potokach czarnego deszczu lęku, który płynie do nas wszystkimi kanałami informacyjnymi. To jest propaganda ciągłego strachu, która czyni z nas posłuszne, przewidywalne, automatyczne w reakcjach roboty. Lęk żyje już w nas. Jakby krople lęku były nasionami czarnych chwastów, zarastających ogrody umysłu.
I ten ogród, pełen myśli z urodzenia czystych, prostych, pięknych i pełnych wiary w życie, w siebie – zmienia się nie do poznania.
Piękno świata znika. Różnobarwnego piękna ludzi i przyrody też już nie widać. Na pierwszym planie czarne pnącza obaw, interpretacji, zaprogramowane czarnym deszczem systemy skojarzeń oraz ideologie, które nazywają ten stan „normalnością” lub „karą za grzechy”, usypiając naszą czujność, świadomość i chęć zmiany.
Lęk wynika z nadmiernego napięcia, a ono zaburza procesy samo-regulacyjne ciała. Tak pojawia się stan dysharmonii, nazywany chorobą.
Przestań się bać, by wyjść poza tę chorą normalność i odzyskać siły do zmiany swojego życia. Zatrzymaj się. Rozluźnij się. Zrób krok w tył. Wyjdź na spacer po parku. Oprzyj się o drzewo. Pójdź popływać. Przytul bliską Ci osobę. Posłuchaj bicia swojego serca. Odetchnij głębiej. Zrób sobie przerwę. Zrób cokolwiek, by się zrelaksować, złapać dystans. Rozluźniaj się w każdej wolnej chwili. Wtedy przestaniesz się bać.
na szczęście wszystkie imperia w końcu upadają