IPN odniósł „wspaniałe zwycięstwo”. Pokonał kamienny posąg generała Zygmunta Berlinga, który ma zniknąć z Warszawy. A przecież nie tylko o niego tu chodzi. Likwidując pomnik dowódcy, pokazują najgłębszą pogardę i skazują na zapomnienie żołnierzy, którymi dowodził. Plują w twarz ich rodzinom. Zapewne funkcjonariusze tego ponurego urzędu świętują. Bo też i powód jest, jak dla nich, znaczący. Akurat ta wygrana w wojnie o ludzką pamięć zauważalnie przybliża ostateczny cel, do którego dąży IPN i polityczne elity, które go powołały: stworzenie społeczeństwa wyznającego (trudno użyć innego słowa) zakłamaną, jątrzącą i nienawistną wizję historii, która pomoże dzielić obywateli na pod- i nadludzi.
Nie chce mi się unosić emocjonalnie nad małością argumentacji funkcjonariuszy tego ministerstwa prawdy. Nie ma też sensu przytaczanie argumentów, dowodzących ich jednostronnej, a przez to niemądrej interpretacji historii. Że w armii Zygmunta Berlinga, która dotrzymała danego słowa i od początku do końca stała ramię w ramię z Armią Czerwoną byli polscy więźniowie łagrów i ofiary zsyłek, że potrafili i oni, i kadra dowódcza wznieść się ponad wzajemne uprzedzenia, wrogość i często tragiczną historię po to, by iść do kraju. Nic nie da opowiadanie, że niemal 5 tysięcy żołnierzy I Armii Wojska Polskiego zginęło podczas forsowania Wisły i w walkach o przyczółek czerniakowski, gdy nieśli pomoc powstańcom warszawskim na rozkaz Berlinga. Na nic uzmysławianie, jak ginęli tysiącami podczas wyzwalania Polski i że byli współautorami największego zwycięstwa polskiego oręża, potwierdzonego zatknięciem polskiej flagi w Berlinie. Największego, bo jego owoce zostały zabezpieczone politycznie, na długie lata dając Polsce pokój, bezpieczne granice i rozwój. Bezskuteczne jest twierdzenie, że nie ma nic bardziej podłego niż dzielenie przelanej krwi na lepsza i gorszą. Wszystko to nie ma sensu, ponieważ strona przeciwna jest intelektualnie niezdolna do kontaktu.
Bez nadziei zatem na wysłuchanie, ale dla zgody z własnym przekonaniem oznajmię IPN-owskim policjantom myśli, że przyjdzie czas, kiedy społeczeństwo rozliczy ich z każdego podłego czynu. Przypomnimy każdą haniebną decyzję, pokażemy każdy zbezczeszczony grób i miejsce pamięci. Podetkamy pod twarze każdy dokument, w którym zaświadczali kłamstwo, obrażali pamięć poległych i okazywali lekceważenia dla ofiar oprawców, których dzisiaj wciągają na sztandary. I wyciągniemy konsekwencje. Surowe, ale sprawiedliwe, bo nie będziemy zniżać się do żałośnie niskiego poziomu moralnego, który oni dzisiaj prezentują. Potrafimy zważyć racje, wysłuchamy ich argumentów, czego oni dzisiaj odmawiają tym wszystkim, którzy mieli nieszczęście stać się obiektem nienawistnego zainteresowania. Nadejdzie kiedyś czas zapłaty.
Układ domknięty: Tusk – Trzaskowski
Wybór pomiędzy Panem na Chobielinie a Bonżurem jest wyborem czysto estetycznym. I nic w ty…