Nie tylko Turcja nie widzi sprzeczności w by pozostaniu w sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi i równoczesnym wspieraniu Państwa Islamskiego. Wśród największych nabywców ropy z IS jest również Izrael.
Jak pisze portal „Al-Arabi al-Dżadid”, dziennie IS może wyprodukować nawet 40 tys. baryłek ropy, co przekłada się na zysk w granicach 1,5 mln dolarów. Wydobyta w regionie syryjskiego Dajr az-Zur ropa trafia do Zachu, miasta nad granicą syryjsko-turecką, zamieszkanego głównie przez Kurdów. Tam czekają już przedstawiciele izraelskich i tureckich nabywców, gotowi ustalić końcową cenę. Następnie ropa trafia przez porty tureckie, zwłaszcza Ceyhan, do docelowych odbiorców w Izraelu.
Biznes się kręci, bo baryłkę ropy od Państwa Islamskiego można kupić już za 18 dolarów. Zakup od zwykłego sprzedawcy wyniósłby natomiast Izrael i Turcję nawet trzy razy więcej. Gdyby oba państwa mimo wszystko uznały, że wspieranie terrorystów nie jest na dłuższą metę w ich interesie, IS straciłoby lwią część dochodów. Kapitalistyczna logika jest jednak bezwzględna.
Dziwicie się, że dwaj sojusznicy USA dają zarobić terrorystom? Ależ skąd, dziwnym byłoby raczej, gdyby ze względów ideowych postanowili przepłacać.
[crp]Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…