Beniamin Netanjahu / fot. Wikimedia Commons

Nie tylko Turcja nie widzi sprzeczności w by pozostaniu w sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi i równoczesnym wspieraniu Państwa Islamskiego. Wśród największych nabywców ropy z IS jest również Izrael.

Beniamin Netanjahu / fot. Wikimedia Commons
Beniamin Netanjahu – sojusznik USA szczęśliwy nabywca tańszej ropy z ISIS/ fot. Wikimedia Commons

Jak pisze portal „Al-Arabi al-Dżadid”, dziennie IS może wyprodukować nawet 40 tys. baryłek ropy, co przekłada się na zysk w granicach 1,5 mln dolarów. Wydobyta w regionie syryjskiego Dajr az-Zur ropa trafia do Zachu, miasta nad granicą syryjsko-turecką, zamieszkanego głównie przez Kurdów. Tam czekają już przedstawiciele izraelskich i tureckich nabywców, gotowi ustalić końcową cenę. Następnie ropa trafia przez porty tureckie, zwłaszcza Ceyhan, do docelowych odbiorców w Izraelu.

Biznes się kręci, bo baryłkę ropy od Państwa Islamskiego można kupić już za 18 dolarów. Zakup od zwykłego sprzedawcy wyniósłby natomiast Izrael i Turcję nawet trzy razy więcej. Gdyby oba państwa mimo wszystko uznały, że wspieranie terrorystów nie jest na dłuższą metę w ich interesie, IS straciłoby lwią część dochodów. Kapitalistyczna logika jest jednak bezwzględna.

Dziwicie się, że dwaj sojusznicy USA dają zarobić terrorystom? Ależ skąd, dziwnym byłoby raczej, gdyby ze względów ideowych postanowili przepłacać.

[crp]
Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej

Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…