Arsenij Jaceniuk. Na zdjęciu jako jeden z wodzów Majdanu, dziś jego rząd broni się przed upadkiem / fot. Wikimedia Commons

Z dramatycznym apelem do prezydenta Ukrainy zwrócił się jej premier Arsenij Jaceniuk. Udowodnił przy okazji, że obecny ukraiński rząd nie ma najmniejszych szans na modernizowanie kraju.

Arsenij Jaceniuk. Na zdjęciu jako jeden z wodzów Majdanu, dziś jego rząd broni się przed upadkiem / fot. Wikimedia Commons
Arsenij Jaceniuk. Na zdjęciu jako jeden z wodzów Majdanu, dziś jego rząd broni się przed upadkiem / fot. Wikimedia Commons

Rząd Arsenija Jaceniuka z trudem przetrwał głosowanie nad wotum nieufności w połowie lutego. Przeciwko niemu wystąpił wówczas prezydent Petro Poroszenko, który w telewizyjnym orędziu nie pozostawił na rządzie (w którego skład, dodajmy, wchodzi jego własna partia) suchej nitki. Jaceniuk, okrzyknięty jednym z czołowych budowniczych nowej, europejskiej Ukrainy, utrzymał się tylko dlatego, że niektóre partie sponsorowane przez oligarchów nieprzychylnych prezydentowi bardzo nie chciały wcześniejszych wyborów parlamentarnych, toteż wolały nie głosować przeciw premierowi.

Poroszenko nie kryje się jednak z tym, że nie chce już widzieć Jaceniuka jako szefa rządu, a jego partia czynnie mu w tym pomaga. Żeby przepchnąć jakąkolwiek ustawę, Jaceniuk musi szukać głosów poparcia w najbardziej egzotycznych partiach opozycyjnych. Deputowani prezydenckiego Bloku Petra Poroszenki „Solidarność” otwarcie krytykują szefa rządu. W tej sytuacji premier wystosował do głowy państwa dramatyczny apel.

– Jeśli prezydent nie chce ze mną pracować i jeśli jego frakcja jest zdecydowanie przeciwna temu rządowi i temu premierowi, z całym szacunkiem proszę o wzięcie odpowiedzialności za sformowanie rządu – powiedział. To gest skierowany bardziej pod adresem zachodnich przyjaciół Ukrainy, niż samego Poroszenki. Jaceniuk mówi do Stanów Zjednoczonych i UE: chciałem dobrze, ale uniemożliwiono mi pracę. To, że Ukraina nie walczy z oligarchią i z korupcją, to nie moja wina. Gdyby doszło do ostrego konfliktu między ośrodkami władzy, poprzyjcie mnie.

Premier zasugerował równocześnie, że przedterminowe wybory na Ukrainie tym bardziej zrujnowałyby plany reform. Jego zdaniem nowa koalicja po wyborach mogłaby składać się nawet z dziesięciu partii o skrajnie różnych programach, niezdolnych do wypracowania wspólnej platformy. Zapewne ma rację. Nie wskazał jednak najważniejszego czynnika, który blokuje prawdziwą zmianę w Kijowie – elita władzy cały czas jest nadzorowana przez potężnych oligarchów. A czy w ich interesie jest walka z oligarchią? No właśnie.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej

Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…