Firmy zarejestrowane w Kalifornii mają czas do końca 2019 roku, aby zmienić składy zarządów. W przeciwnym razie zapłacą karę: 100 tys. dolarów. Natomiast za „notoryczne łamanie prawa” zapłacą trzy razy tyle.
Kalifornia wprowadziła taki zapis w swoim prawie jako pierwszy stan USA, co tamtejsze media śmiało nazywają „historyczną zmianą”. Tak naprawdę nie są to żadne rewolucyjne zapisy. W Europie od dawna kobiety obowiązkowo zasiadają w zarządach i radach nadzorczych, na przykład w Norwegii ich udział nie może być niższy niż 40 procent.
Jak podaje Puls Biznesu, kalifornijskie przepisy uchwalone w ostatnią niedzielę zakładają co najmniej jeden wakat dla kobiety w tzw. radzie dyrektorów do końca 2019 roku, natomiast do końca 2021 roku to będą musiały być już dwie kobiety (w radzie do 5 osób) bądź 3 (do 6 i więcej osób).
California becomes first state to require women on corporate boards
California has become the first state in the US to require publicly traded companies to include women on their board of directors. Governor Jerry Brown signed the new measure – which necessitates at least o…
— Sophia Beatrice (@fairy00753286) 1 października 2018
California makes history as 1st state to require women on corporate boards https://t.co/ommobPumER
— Charles D Weeden (@CharlesDWeeden2) 1 października 2018
Agencja Reutera podaje z kolei, że w Kalifornii swoje centrale zarejestrowane mają m.in. Apple, Alphabet i Facebook. Ci światowi giganci też będą musieli dostosować się do nowych standardów. Aż jedna czwarta spółek z siedzibą w tym stanie nie ma w radzie dyrektorów ani jednej kobiety,
Ustawę wprowadzono na podstawie wyników badań prowadzonych przez Credit Suisse przez 6 lat. Wykazały one, że udział kobiet we władzach np. spółek giełdowych najczęściej wiąże się z polepszeniem notowań i wzrostem cen akcji. Słowem – jest zbawienny.
Organizacje zrzeszające pracodawców protestowały przeciwko uchwaleniu nowej ustawy, argumentując, że władze stanowe nie mogą z zewnątrz narzucać składów władz prywatnych firm, ale ustępujący już z urzędu gubernator Jerry Brown z Partii Demokratycznej był nieugięty. Wprowadzenie regulacji zapowiedział już w sierpniu i spełnił obietnicę. Jak stwierdził, miał na to wpływ oddźwięk akcji #MeToo. Rzutem na taśmę wprowadził też obowiązkowe szkolenia antydyskryminacyjne w mniejszych firmach, a także odtajnienie wewnętrznych postępowań w sprawie molestowania seksualnego w pracy.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
Kalifornijskie firmy są tak głupie, że nie wiedzą, iż udział kobiet we władzach wiąże się z polepszeniem notowań i wzrostem cen akcji. Dopiero musi im to narzucić gubernator, który nigdy w życiu nie kierował żadnym biznesem.
PRL był pod względem naprawiania świata bardziej wstrzemięźliwy. Nie narzucał składu społecznego studentów, tylko dawał punkty za pochodzenie, i to nie za posiadanie pochwy, a za pochodzenie robotniczo-chłopskie:)