„Żyjemy w jakimś katomarksistowskim kraju, w którym ciągle powtarza się, że Jezus mówił, że trzeba kochać ubogich, a Marks, że należy nienawidzić bogatych. Ja uważam, że pensja menadżera powinna być skorelowana z wynikami firmy. (…)
Dlaczego my jako społeczeństwo mamy oceniać, co się dzieje w banku, który jest czyjąś prywatną własnością? (…)
To mit! Nie ma takiego cytatu w Ewangelii mówiącego, że Jezus kazał się dzielić. To jest właśnie taki katomarksizm, zbiór stereotypów, z których tworzy się religię. Jezus na temat podziału przychodu się nie wypowiadał. Pomagał biednym, ale miał wielu znajomych bogatych ludzi, którym wcale nie mówił: „ej, masz za dużo, podziel się”.
Nikt nie jest skazany na to miejsce pracy, w którym jest, a jeżeli czuje, że jest skazany na nie, to znaczy, że się zagubił, stał się niewolnikiem sytuacji, z której nie potrafi znaleźć wyjścia. Jeżeli w jego branży nie ma więcej pracy, powinien się przekwalifikować, stopniowo budować swoje kompetencje, żeby z czasem migrować na rynku pracy. A u nas w ramach właśnie tego katomarksizmu jest takie myślenie, że jeśli mi jako pracownikowi jest źle, to winni są wszyscy wokoło tylko nie ja sam”.
Pytanie konkursowe za punktów sto: kto jest autorem powyższych stwierdzeń? Ryszard Petru? Leszek Balcerowicz? Janusz Korwin-Mikke? To mądrości 30-letniego multimilionera, który „dorobił się” i wyrwał z rodzinnej Wólki pod Łodzią? Przegraliście! To cytaty z katolickiego księdza, przedsiębiorcy w koloratce, kolejnego podwładnego papieża Franciszka, który zdaje się nie do końca pojmować, o co w zasadzie biega szefowi. To fragmenty wywiadu, którego udzielił portalowi money.pl twórca Szlachetnej Paczki, ksiądz Jacek Stryczek. Trochę się chyba pospieszył. Pierwszy kwietnia dopiero za tydzień.
Ksiądz ów znany jest z tego, że słyszał wprawdzie kiedyś o kościele ubogim i dla ubogich, ale najwyraźniej nie do końca wie, gdzie dzwonią. Autor kultowego już podziału na „biednych dobrych” i „biednych złych” zanegował całą społeczną naukę Kościoła, określając ją mianem „katomarksizmu”. Na tak naszpikowany bzdurami tekst aktualny papież prawdopodobnie dostałby zawału. Dla księdza Stryczka bieda jest kategorią winy, którą należy odkupić. Jezus księdza Stryczka nie każe „się dzielić”, a każe biednym naśladować bogatych w gromadzeniu majątku. Owszem, protestancki szacunek dla pracy jest ideą cenną, należy go krzewić. Ale czasem brakuje nadziei. Brakuje sił, perspektyw, nie sposób wyrwać się z zamkniętego kręgu biedy, wykluczenia, patologii, kółka, w którym kręcimy się jak chomiki. Wtedy ratunek mogą nieść ludzie dobrej woli.
Ksiądz chciałby adresata, do którego kieruje swoją pomoc, widzieć jako inwestycję. Stąd konieczność bezustannego upewniania w tym, że będzie on zawsze wdzięczny, roztropny, schludny i pokorny w swojej chęci naśladowania bogatych dobroczyńców. Obiekt naszego pomagania nie zawsze jest taki, jakim chcielibyśmy go zaprogramować. Nie można dawać sobie do tego prawa. Wreszcie, cóż nam zostanie z nauki Kościoła, jeżeli „wyłączymy” jej społeczny, nowotestamentowy wymiar? Na co nam Kościół, który odmówi pomocy potrzebującym, bo w swoim moralizatorstwie dojdzie do wniosku, że stali się potrzebujący na własne życzenie? Wtedy to chyba już tylko stryczek.
AI – lęk czy nadzieja?
W jednym z programów „Rozmowy Strajku” na kanale strajk.eu na YouTube, w minionym tygodniu…
Proponuję zapoznać się z całym wywiadem z ks. Stryczkiem, nie wyłapywać tylko jego fragmentów, które „uderzają” autorkę tego tekstu. Należy spojrzeć na wypowiedź jako całość.
Nie chodzi o to, że ktoś na pomoc nie zasługuje i są biedni gorsi i biedni lepsi, ale jak powiedział Jezus poznacie po owocach. Czy zatem każdy rodzaj pomocy jest dobry? Nie. Bo jaki owoc daje podarowanie kilku złotych człowiekowi na ulicy, który pójdzie i wyda te pieniądze na alkohol? Chyba tylko taki, że zaspokoimy swoje sumienie, że przecież pomagamy gdy ktoś nas prosi. Taki rodzaj pomocy to nie pomoc, a demoralizowanie. Dobra pomoc to taka, która daje szanse, nie rybę, a wędkę aby móc się usamodzielnić. Proszę zwrócić uwagę, że najwięcej o pomoc krzyczą Ci, którzy jej najmniej potrzebują. Czy mottem życia Jezusa było chodzenie i powtarzanie podziel się swoim majątkiem? Wydaje mi się, że nie i raczej by to nie zadziałało. Bardziej chodziło o to, że po spotkaniu z Jezusem ludzie chcieli i mieli pragnienie sami z siebie się dzielić. Nikt nie mówi, a w tym ks. Stryczek, że w dzieleniu się jest coś złego. Chodzi o to, że sednem jest przykazanie miłości wzajemnej, miłujcie się tak jak ja was umiłowałem. Dopowiadanie do tego, że drogą do miłowania jest dzielenie, jest dopisywaniem własnych przemyśleń do tego co powiedział Jezus. On nic nie narzucał jaką drogę do miłowania wybrać, bo jak wspomniałem wcale dzielenie nie musi być oznaką miłowania i może wyrządzić więcej szkody niż pożytku, nie można tego spłycać do stwierdzenia, że trzeba się dzielić, trzeba przede wszystkim być uważnym.
„Naród który będzie sprzedawał odrobinę wolności za odrobinę porządku, utraci obie te zalety, na obie bowiem nie zasługuje” Thomas Jefferson.
Do refleksji!
czytał mi to tablety, on pomija znaki cudzysłowu, więc na początku tekstu zgłupiałem
Po pierwsze katoliccy księża chodzą w celibacie, chyba już nikomu nie trzeba tłumaczyć, że dostają od tego kuku na muniu, a jednym z objawów jest niesamowite chciejstwo na kasę. Bo jak rzucasz palenie to aby zastąpić papierosy wcinasz tony dropsów, jak rzucasz seks, aby zastąpić pustkę emocjonalną rzucasz się na kasę. To samo u wysokich urzędników korporacji, maklerzy przypominają sekty katolickie, mają największe trudności z seksem, bo ich psychika pożąda ale kasy.
Tak więc zerwane więzi szukają zastępstwa, więc nie ma się co dziwić, że nagie kobiety i dzieci w kopalniach, w 19 wieku tak poniżali i tak wyli, że nic nie zmienisz, bozia tu ciebie umieściła. Tym samym Marks który był wrażliwcem, patrzył jak cierpią ci ludzi i tu można go porównać z Jezusem. Gdyż Jezus nie mówi, wyrzuć walizkę kasę, ale mówi że ludzie są ważni a nie dobra, bo możesz mieć tysiąc komputerów, ale co ci to da, jak pracując na nie 40 lat, nie widzisz rodziny i jak dorasta twoja córka. No mniej więcej o to mu szło i tu spotyka się ta wrażliwość na ludzi u Marksa i u Jezusa. Ale w komuniźmie mamy rewolucję, wściekłośf, a u Jezusa filozofię …pomyśl co jest ważniejsze, indywidualnie, kasa czy ludzie. Tak więc kler jest skrajnie antyJezusowy i antyludzki i chce biedy, bo biedni ludzie częściej chodzą do kościoła, dlatego caritasy i inne takie, to biznesy pod szyldem pomocy, a nie pomoc.
Królestwo Jezusa jest z nie tego świata. Jezus nie przyszedł zmienić świata, tylko wypełnić prawo (mojżeszowe) i pojednać ludzi z Bogiem. Jezus nie był rewolucjonistą bo nie chciał zburzyć zastanego systemu: „Oddajcie cesarzowi co cesarskie a Bogu co boskie”, „Błogosławieni cisi i pokornego serca, albowiem ich jest królestwo niebieskie”. Dodatkowo w katolicyzmie popularne jest przysłowie: „Bóg pomaga tym, którzy umieją sobie sami pomóc”. Jest nawet gminny żart o Bogu i graczu w totolotka, którym Balcerowicz mógłby otwierać każdy bankiet charytatywny.
Oczywiście obecne jest w chrześcijaństwie najważniejsze przykazanie – przykazanie miłości: „kochaj […] a bliźniego swego jak siebie samego”, ale równie dobrze je wypełnia i ks. Stryczek swoją działalnością charytatywną jak i szeroko rozumiana lewica (można się spierać o procenty kto lepiej wypełnia przykazanie miłości, ale to jest bez sensu, bo już od dawna każdy katolik tak naprawdę jest sobie sam własnym papieżem i sam sobie interpretuje swoja wiarę wg swojego sumienia).
Porzućcie spory teologiczne bo to jest bez sensu. Budujmy państwo świeckie. Budujmy państwo społecznie sprawiedliwe. Nie z powodu tego czy innego Boga, ale z bardzo prostego powodu – wszyscy jesteśmy ludźmi, którzy tylko przez przypadek zostali „uwięzieni” na planecie zwanej Ziemią.
Belzebub
Historia o bogaczu i łazarzu, jak wiele przypowieści ewangelicznych, ma nauczyć nas rozumienia prawdy o człowieku. Prawdy o nas samych. Ma stanowić dla nas impuls zmuszający do otwarcia oczu i spojrzenia wkoło siebie, zastanowienia się nad własnym życiem tu i teraz.
Czy nie zdarza się bowiem nam, że żyjemy, nie widząc ludzi którzy nas otaczają. Tak jesteśmy zajęci swoimi sprawami, że nie zauważmy nie tylko biedy i nieszczęścia w naszym dalszym otoczeniu. Bywa też, że nie zauważamy nawet najbliższych nam osób ? czy to matki, która się postarzała i która wymaga codziennej opieki, czy dzieci, które dorastając błądzą i potrzebują wsparcia i życzliwej porady. Tymczasem my koncentrujemy swoje wysiłki czy to na karierze zawodowej, czy na pomnażaniu majątku, albo, co jeszcze gorsze, na bezsensownej walce z najbliższymi o wpływy, o to, kto postawi na swoim. I tak przebiega nam nasze życie.
Tu mała uwaga! Nie chodzi wcale o to by tego wszystkiego nie robić! Do pomnażania majątku zachęca nas inna część Ewangelii ? o pomnażaniu talentów. Problem w tym, by zachować we wszystkim umiar, by żyć pełnią życia tu i teraz, nie odkładając rozmowy z dziećmi czy starszą matką na potem.
Kiedyś w czasie wakacji spotkałem Anglika, który prawie przez 20 lat pracował jako makler na londyńskiej giełdzie. Ponieważ mieszkał ze swoją rodziną w luksusowej dzielnicy na przedmieściach Londynu, wstawał codziennie o 6 rano by na czas dojechać do pracy. Wracał do domu przeważnie ok. 22.00. Ciężko pracował by zapewnić żonie i swoim trzem córkom jak najlepsze warunki materialne.
Pewnego razu źle się poczuł i wrócił wcześniej do domu. Ze zdumieniem trafił na urodzinowe przyjęcie swojej córki. Obchodziła właśnie 14 lat. To wydarzenie zmieniło zupełnie jego życie. Spowodowało, że jakby nagle obudził się z jakiegoś snu. Pytał samego siebie: jak to możliwe, że nie zauważyłem, że moja córka ma już 14 lat. Jak to możliwe, że nie widziałem jak moje dzieci wzrastały, gdzie ja właściwie byłem?
Zdając sobie sprawę z tego, że w jego życiu umknęła mu najważniejsza część ? bycie z rodziną, uczestniczenie w rozwoju i dojrzewaniu córek, postanowił to zmienić. Zapragnął mieć udział w tym, co najważniejsze ? w życiu rodzinnym. Zmienił pracę i rzeczywiście rozpoczął inne życie.
Niestety taka przemiana zdarza się nieczęsto. Bywa, że nie zauważamy znaków, które do nas przemawiają, starając się nas nakłonić do refleksji lub nawet zmiany życia. Do odkrycia jego pełni.
Trwamy w swoich starych, często bezsensownych zwyczajach, odkładając wszystko na potem: teraz muszą zarobić na nowy telewizor, samochód, a potem porozmawiamy. I niestety zdarza się, że to ?potem? nie nadchodzi. I tak w tej gonitwie mija nam całe życie. Bywa, że dopiero śmierć najbliższej osoby jest sygnałem do zastanowienia się, do żalu że nie zdążyliśmy porozmawiać o tylu ważnych sprawach. Ale wtedy jest niestety za późno. I o tym właśnie mówi ta Ewangelia.
Pamiętajmy jednak, iż jest to jeden z paradoksów życia, że życie odnawia się poprzez stratę. Nie chcąc nic tracić, tracisz wszystko. Nadmiernie koncentrując się na jednym wymiarze życia, np. materialnym, tracisz całą resztę.
Wg Korwina SNK to lewacka fanaberia (przedtem – jeszcze przed Franciszkiem – na YouTube wyjaśniał, że SNK to tak naprawdę korwinizm).
Wg Macierewicza Teologia Wyzwolenia i SNK to komunistyczna piąta kolumna.
Wg Stryczka SNK to kato-marksizm.
Zagadka? Co łączy tych panów?
„(…) niech płacą tyle, ile uważają. Inaczej jest to zwykłe wyłudzenie, czyli grabież w majestacie prawa. ”
CAŁY KAPITALIZM TO KRADZIEŻ W MAJESTACIE PRAWA
CO TO JEST KAPITALIZM JAK NIE ZALEGALIZOWANA MAFIA?
Szacunek dla cudzej pracy wyraża się w konkretnych wartościach, między innymi w pieniądzu, więc jeśli pracodawca źle płaci (albo w ogóle), a państwo na to przyzwala, to znaczy, że nie wpojono nam, Polakom szacunku dla cudzej pracy. Kwoty przeznaczane na kościół rzymskokatolicki mogłyby być przekazane chociażby na publiczną służbę zdrowia, a przecież pochodzą w największej części z PODATKÓW tych osób, których na prywatne leczenie nie stać.
Z kolei księża są z punktu widzenia osób postronnych ludźmi całkowicie bezproduktywnymi. Jeżeli ich wierni – poddani uznają, że ta posługa jest coś warta, niech płacą tyle, ile uważają. Inaczej jest to zwykłe wyłudzenie, czyli grabież w majestacie prawa.
Więc zastosujmy argument neoliberalny – organizacje religijne powinny się same utrzymywać ze składek swoich członków. Wtedy ich duchowni nie będą mieć wyrzutów sumienia, że wyłudzają nienależne im pieniądze (sarkazm).
A któż miałby wpajać Polakom jakikolwiek szacunek i jakiekolwiek wartości? Państwo, którego środkiem do utrzymania swojej bytności jest właśnie ogłupienie mas, zaspokojenie ich prymitywnych ambicji a gdy trzeba, to także przekupienie? Nie! To, że Polakom czegoś nie wpojono nic nie znaczy; o wiele bardziej przerażające jest, że trzeba im coś wpajać, by jako tako mogli egzystować. Państwo burżuazyjne własnie na celu ma kształtowanie obywatela, który żyć będzie w samozadowoleniu, który nie będzie o nic pytał, który w bezmyślnej rywalizacji będzie pokonywał poszczególne szczeble kariery, nie zdając sobie sprawy z bezsensowności swoich działań – to wszystko jest na rękę Kapitałowi, tak silnie zżytemu z państwem! Dlatego nie dziw się, że państwo na coś przyzwala, bo właśnie ono tworzy atmosferę przyzwolenia po to, by realizować interesy Kapitału. Naród, któremu rzeczywiście trzeba coś wpajać (bo nic mu nie wpojono) jest marzeniem każdego wyzyskiwacza, złodzieja i oszusta. Com napisał, tom napisał.
Mnie wpojono pewne zasady w domu i ich się trzymam. A używanie tak bezosobowych określeń, jak państwo, kapitał rozmywa problem. To ludzie tworzą struktury i instytucje państwowe i to tym ludziom przede wszystkim nie wpojono prawidłowych zasad. I oni promują niskie standardy etyczne, więc na tym wygrywa szumowina.