Pan minister Antoni Macierewicz był 14 sierpnia niesłychanie aktywny. Najpierw udał się do podwarszawskiego Ossowa, gdzie złożył wieńce. W Warszawie, przed Grobem Nieznanego Żołnierza też złożył wieńce, a ponadto wręczył wyróżnienia i medale zasłużonym żołnierzom i pracownikom wojska podczas obchodów święta Wojska Polskiego i 96. rocznicy Cudu nad Wisłą. Pomijam nieco irytujące włączenie do oficjalnego obiegu nazwy „cud”. Jest to określenie pozaracjonalnego wydarzenia i stanowi przejaw lekceważenia polskiej myśli wojskowej w 1920 roku, bo skoro to jest cud, to znaczy, że nie miała ona wówczas żadnego znaczenia ani wpływu na efekt końcowy. Ale skoro ministerstwo średniego państwa europejskiego w XXI wieku chce do rangi oficjalnych obchodów podnosić niewyjaśnione naukowo wydarzenia, to jego problem, choć śmieszność dotyka także i mnie.
Ja w innej sprawie: chciałem tylko panu ministrowi Macierewiczowi podpowiedzieć, że w swoim przemówieniu powiedział rzecz niezwykle istotną. Mówiąc do wyróżnionych i awansowanych żołnierzy stwierdził, iż w każdym momencie służby powinni pamiętać, że są żołnierzami Wojska Polskiego. I dodał: „Nie ma chwalebniejszego zajęcia”. Nie chciałbym psuć panu ministrowi nastroju w te uroczyste dla niego dni, ale powiedzieć muszę, że udało mu się w tych czterech słowach zawrzeć piramidalną bzdurę.
I też chciałbym ministrowi obrony narodowej oznajmić, że w miarę cywilizowany człowiek, a rozumiem, że chciałby Macierewicz za takiego uchodzić, nigdy w życiu nie powinien sobie pozwalać na publiczne zachwycanie się tą funkcją państwa, której zadaniem jest zadawanie śmierci i zniszczenie. Z żalem można skonstatować, że ludzkość w swojej bezdennej głupocie nie pozbyła się jeszcze chęci rozstrzygania sporów drogą wzajemnego unicestwienia. Co gorsza, wciąż doskonaląc tę część swojej aktywności, doprowadziła do tego, że posiada broń, która nie tylko zwalcza przeciwnika, ale jest w stanie wywalić w powietrze cała planetę. Niemniej w towarzystwie ludzi, pragnących różnić się od troglodytów, komunikat, że zawód ludzi szkolonych do zabijania innych przedstawicieli swojego gatunku jest „chwalebny” – to jak publiczna defekacja podczas uroczystego obiadu u koronowanej głowy.
Jest milion zawodów bardziej „chwalebnych” niż żołnierz. To inżynier, który buduje mosty i domy, ułatwiające ludziom życie, lekarz, życie ratujący, murarz, rolnik. Mówiąc szczerze, każda profesja, której istotą nie jest myślenie o zabijaniu, stoi wyżej niż zawód żołnierza. Ludzie ci powinni być na najniższym szczeblu drabiny zawodów darzonych szacunkiem. Wojsko jest potrzebne, co stwierdzam z nieukrywanym żalem, ale nie ma co z żołnierzy czynić idoli, przed którymi Macierewicz i jemu podobni będą tłuc łbem o podłogę.
Syria, jaką znaliśmy, odchodzi
Właśnie żegnamy Syrię, kraj, który mimo wszystkich swoich olbrzymi funkcjonalnych wad był …
cud nie cud, ale kto zaczął tę wojnę?
Dobre i na czasie. Nazwa cud była początkowo wprowadzona w obieg tuz po bitwie, aby zdyskredytować Piłsudskiego. Po latach zmieniła diametralnie swoje znaczenie, a z perspektywy czasu, nie ujmując skuteczności manewru, ofiarności młodych studentow i gimnazjalistów, zaciągowi chłopów na apel Witosa, porównanie potencjalu obu stron zda się wskazywać, że było to cos wyjątkowego.
Dziwi natomiast, że w przededniu tak wyjątkowej rocznicy minister zapomnial o zasługach duchownych, którzy jak ksiądz Skorupka własnym życiem opłacili zwycięstwo. I to zaniedbanie ministrowi wypada wytykać. Prędzej do niego trafi!!!