Dmytro ma 20 lat. Do Polski przyjechał pod koniec ubiegłego roku. Od tego czasu był bezlitośnie wyzyskiwany przed kapitalistów z Wielkopolski. Jeden z nich zrobił z niego niewolnika. Ukrainiec stracił w końcu rękę. Jego sprawę bada prokuratura i Państwowa Inspekcja Pracy.

Kartonowe pudełko na owoce - przy produkcji takiego towaru rękę stracił młody Ukrainiec /
Kartonowe pudełko na owoce – przy produkcji takiego towaru rękę stracił młody Ukrainiec / pixabay.com

Tragiczny przypadek Dimy Shutaka opisała „Gazeta Wyborcza”. 20-latek jest jednym z ponad miliona Ukraińców, którzy w ostatnich dwóch latach przyjechali do Polski uciekając przed niestabilną sytuacją polityczną i gospodarczą. Jego przygoda z naszym krajem zaczęła się od znalezienia w internecie agencji pracy tymczasowej „Kajan”, zarejestrowanej w wielkopolskim Wolsztynie. Właściciel tego przedsiębiorstwa, Jan K., skierował go do pracy przy produkcji owiewek samochodowych w Stęszewie pod Poznaniem. Dmytro zarabiał zaledwie 8 zł za godzinę. Nie wiadomo ile dokładnie inkasował pośrednik za dostarczanie siły roboczej młodego Ukraińca. Jak podaje „GW”, przed Wielkanocą Dima usłyszał, że jest możliwość podjęcia innej, lepiej płatnej pracy.

Przy produkcji kartonowych pudełek w firmie Wielpol, rodzinnym biznesie Roberta i Norberta S. miał inkasować 10 zł/h. Na miejscu okazało się jednak, że 2 zł odbiera mu wyzyskiwacz jako opłatę za mieszkanie. Dmytro wraz kolegą zostali zakwaterowani w obskurnym domu należącym do bossów. – Spaliśmy z Nazarem w jednym pokoju, mieliśmy kuchnię i łazienkę do dyspozycji. Wszędzie zalatywało stęchlizną – opowiada Dima. W nowym miejscu zatrudnienia wyzysk był jeszcze bardziej okrutny, a z czasem młody imigrant został również pozbawiony wolności. Zabrano mu paszport i zamykano na 24 godziny w pomieszczeniu, gdzie mieściła się również maszyna do produkcji kartonów. Ukrainiec pracował tam po 90 godzin tygodniowo. Kapitalista pokazał mu jak omijać zabezpieczenia maszyny, na wypadek gdyby się zacięła. 12 kwietnia rano urządzenie zmiażdżyło Dimę dłoń i poparzyło rękę. Od śmierci w katuszach uratował go esemes wysłany do kolegi. Przedsiębiorcy próbowali przekonać chłopaka do składania fałszywych zeznać, jednak prawda ostatecznie wyszła na jaw. – Prokuratura musi wszystko wyjaśnić. Teraz mnie atakują, a później ja będę atakował. Tak mnie, kur…, wrąbali. Polakom też się stają wypadki i są gorzej traktowani jak cudzoziemcy – irytuje się dobrodziej w rozmowie z „Wyborczą”. Wszystko wskazuje na to, że będzie musiał wypłacić swojemu byłemu niewolnikowi wysokie odszkodowanie. Adwokat ofiary chce uzyskać 235 tys. zł odszkodowania. Trzeba działać szybko, póki jest jeszcze szansa, ze nerwy w pozostałej części kończyny wciąż „pamiętają”, że Dima ma rękę.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Biednemu zawsze wieje wiatr prosto w nagi zad, od nadmiernej pracy człek niejeden już padł!
    Ku przestrodze!

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Polska trasa koncertowa probanderowskiego artysty

W Polsce szykuje się występ znanego, przynajmniej na Ukrainie artysty i szołmena Antona Mu…