Jak się bronić przed drapieżną dziczą imperium amerykańskiego? Kuba i inne nieposłuszne kraje Ameryki Łacińskiej nie mają zamiaru się poddać, podobnie jak Iran: połączą więc siły, by wzmocnić antyimperialistyczny ruch oporu. W Hawanie był wczoraj irański minister spraw zagranicznych Mohammad Zarif. Sojusz został zatwierdzony podpisaniem szeregu umów.

Teheran, 1992 r. Kuba w pełni poparła szyicką „teologię wyzwolenia” i rewolucję w Iranie.

„Iran i Kuba tworzą wspólny front obronny wobec nacisków USA, których nie można nazwać inaczej, niż terroryzmem gospodarczym” – mówił Zarif na wspólnej konferencji prasowej ze swym kubańskim odpowiednikiem Bruno Rodriguezem. Wyglądało to, jakby obie strony ignorowały żałosny przebieg amerykańskich wyborów, ale właściwie do nich się odnosiły. O ile obie strony wiedzą już czego spodziewać się po administracji Trumpa, to ewentualność przejęcia władzy przez Bidena nie napawa ich optymizmem.

Deklaracje Bidena z czasów kampanii wyborczej, że jego ewentualna przyszła administracja nie będzie „bawić się” z socjalistycznymi krajami latynoskimi Wenezuelą, Kubą, czy Nikaraguą, jak miał to czynić Donald Trump, naturalnie niepokoją nie tylko w Ameryce Łacińskiej. Amerykańska Partia Demokratyczna ogłosiła też, że nie będzie korygować żadnych dyplomatycznych prezentów Trumpa dla izraelskiego reżimu apartheidu, co oznacza utrzymanie ostrego kursu antyirańskiego i dalsze wspieranie saudyjskiej tyranii oraz barbarzyńskich dyktatur monarchicznych z Zatoki Perskiej.

Oba kraje obawiają się, że jeśli wygra Biden, zechce dość szybko wydać jakąś wojnę, by „zjednoczyć kraj” w sytuacji jego powyborczego pęknięcia politycznego. Amerykanie wybiorą na początek zapewne kogoś słabszego niż Iran, ale tak czy inaczej, „trędowaci” próbują zewrzeć szeregi. Współpraca irańsko-kubańska, podobnie jak irańsko-wenezuelska (Biden obiecał już wzmocnić obecność wojsk amerykańskich w sąsiedniej Kolumbii) ma być wielostronna: gospodarcza, handlowa, naukowa, kulturalna, z zachowaniem dyskrecji na temat współpracy wojskowej.

Zarif przyleciał na Kubę prosto z Caracas, by udać się na inaugurację prezydentury socjalisty Luisa Arce w Boliwii. Zainstalowanie tam przez CIA rasistowskiej dyktatury skończyło się niespodziewaną, wręcz żałosną kompromitacją amerykańskich speców od zamachów stanu, co daje międzynarodowemu ruchowi oporu nadzieję na powstrzymanie imperialnego terroryzmu.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej

Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…