Trudno oprzeć się wrażeniu, że propagandowa polityka USA zjada własny ogon. Najbardziej poszkodowana w całym tym galimatiasie jest, jak zwykle, prawda.
Od kilkunastu dni antychińska retoryka prezydenta Donalda Trumpa eskaluje. Wobec dramatycznego wzrostu wskaźników dotyczących zachorowań i nieustannie rosnącej liczby zgonów Donald Trump gorączkowo poszukuje winnego, którego może wskazać i odwrócić od siebie uzasadnione pretensje za wielodniowe zaniedbania z jego strony i lekceważenie zagrożenia.
Obecnie w USA zarażonych jest 1 226 000 ludzi, zmarło ponad 73 tysiące ludzi, dziennie umiera ponad 2 000 chorych. To najgorsze statystyki na świecie, udowadniające, że amerykański neoliberalny system ochrony zdrowia w godzinie próby okazał się całkowicie niewydolny.
Próba zepchnięcia z siebie odpowiedzialności poprzez wskazywanie Chin jako bezpośredniego sprawcy i twórcy wirusa poprzez umyślne manipulacje przy jego DNA, wybrzmiewają od dłuższego czasu.
Wprawdzie prezydent Trump, indagowany przez dziennikarzy nie był w stanie pokazać żadnych bezpośrednich dowodów, zadowalając się sformułowaniem, że „istnieje znaczna liczba dowodów na to, że wirus pochodził z laboratorium w Wuhan.” Padały też obietnice, że Pekin musi odpowiedzieć za swoje grzechy. Spowodowało to ostre reakcje chińskich władz i doprowadziło chińsko-amerykańskie stosunki do wyjątkowo niskiego poziomu.
Teraz sekretarz stanu Mike Pompeo ogłosił, że Waszyngton „nie ma pewności” co do tego, że wirus wyszedł z tego laboratorium. Dodał wprawdzie od razu, jak podaje CNN, że nie sprzeczności miedzy tym, co mówi, a wypowiedziami prezydenta, ponieważ USA wciąż próbują znaleźć prawdę. Z kolei w niedawnym wywiadzie dla Fox News, twierdził, że „widział dowody mówiące o tym, że wirus, prawdopodobnie pojawił się w instytucie wirusologii w Wuhan”.
Na konferencji w środę powiedział, że i jedno, i drugie twierdzenie może być prawdą.
Istota tego dość zawstydzającego slalomu może być zupełnie inna: Chiny po prostu nie cofnęły się, jak wiele innych krajów, pod naporem amerykańskich oskarżeń, lecz zareagowały równie agresywnie. Zatem cofnąć musiały się Stany Zjednoczone.
Polska trasa koncertowa probanderowskiego artysty
W Polsce szykuje się występ znanego, przynajmniej na Ukrainie artysty i szołmena Antona Mu…
Ale fiolką z białym proszkiem już nie machał? Bo parę lat temu taki kabotyn w generalskim mundurze się im trafił… Toż to zdarta aż człeszczy płyta amerykańskiej prowokacji.
Możliwie często należy powtarzać, aby w pamięć zapadło, bo kiedyś się to przyda.