Kolejna ofiara przemocy seksualnej ze strony księdza katolickiego walczy o zadośćuczynienie przed wymiarem sprawiedliwości. W czwartek rozpoczął się proces w związku ze sprawą duchownego, który w latach 2000-09 dopuszczał się molestowania małoletniego wówczas Mariusza Milewskiego. Pozwana została diecezja toruńska.

Ta historia może stanowić symbol krzywdy i niesprawiedliwości, z jakimi spotykają się ofiary przemocy seksualnej ze strony funkcjonariuszy polskiego kościoła rzymskokatolickiego.

Zadośćuczynienia w wysokości 1 mln zł od diecezji toruńskiej domaga się w pozwie Mariusz Milewski, który był ofiarą molestowania przez księdza Jarosława P. Duchowny został w 2016 r. prawomocnie skazany przez sąd na trzy lata pozbawienia wolności.

Milewski przypomina, że  w 2015 r. trybunał diecezji toruńskiej, powołany przez ówczesnego ordynariusza toruńskiego biskupa Andrzeja Suskiego do zbadania nadużyć wobec niego jako osoby małoletniej, uniewinnił księdza Jarosława P.

Pierwszy krok na drodze do sprawiedliwości został wykonany rok później. Oczywiście, przed państwową, nie kościelną instancją. W 2016 r. Sąd Rejonowy w Nowym Mieście Lubawskim skazał Jarosława P. za molestowanie małoletniego w latach 2000-2009 na trzy lata więzienia. Według Milewskiego wyrok uprawomocnił się w 2107 r., a od 2018 r. ks. Jarosław P. odbywa wyrok. W zeszłym roku Sąd Najwyższy nie uwzględnił kasacji wniesionej przez skazanego.

Gdy ks. Jarosław P. miał przedstawione prokuratorskie zarzuty, został przeniesiony z parafii w Ostrowitem koło Jabłonowa Pomorskiego do rodzinnej parafii w Pucku. W odpowiedzi na pozew kuria  oświadczyła, że nie poczuwa się do odpowiedzialności, uważając, że postępowanie Jarosław P. obciąża księdza, a nie instytucje kościelne.

Teraz, przed Sądem Okręgowym w Toruniu Milewski domaga się miliona złotych od kurii, która kryła swojego pasterza.

Miałem 9 lat, gdy zaczęło się to dziać. Trwało to ok. 9 lat – mówił w marcu ubiegłego roku Mariusz Milewski. Sam musiałem dojść do tego, że to nie jest moja wina, że to wina księdza. Nawet gdybym wtedy powiedział, to podejrzewam, że nikt by nie uwierzył – tłumaczył.

– W 2012 roku próbowałem spotkać się z biskupem. Znał mnie, wiedział, kim jestem. Chciałem mu spojrzeć w oczy i powiedzieć, co się stało. Po 4 miesiącach próśb kierowanych do kurii udało mi się spotkać z biskupem. Biskup nie był zdziwiony. Ubolewał, powiedział, żebym w liście ze szczegółami opisał, co się działo. Ciężko było mi to opisać. Zbierałem się do tego tygodniami. W listopadzie 2012 roku list trafił do biskupa, zaczął się proces przygotowawczy w kurii – wspominał Milewski. -Byłem przekonany, że Kościół mi pomoże – dodawał.

Kler dopuszczał się wobec niego niegodziwości. Był oskarżany przez kurię, że chce wyłudzić pieniądze. Sąd biskupi uniewinnił księdza, co innego zdecydował sąd cywilny. Ostatecznie po kilkuletnim procesie Sąd Najwyższy przyznał rację Milewskiemu. – W końcu po 7 latach temu małemu chłopcu ktoś uwierzył, uwierzyła instytucja państwowa, nie kościelna – mówi Milewski.

 

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Mimo najlepszych chęci nie mogę wydobyć z siebie współczucia dla ofiar (a może „ofiar”) księżych molestunków. Pomijam już pytanie: gdzie byli rodzice molestowanego i czy oni też mu nie wierzyli?
    Ale głównym powodem braku mojego współczucia jest wysokość odszkodowania, jakiej żądają ofiary („ofiary”). Banalne jest stwierdzenie, że ludzie potrafią się zeszmacić za znacznie mniejsze pieniądze, niż ten milion, szczególnie gdy duży odłam mediów przekonuje ich, że walczą ze złem. Do tego dochodzi ten fakt, że to nie sami poszkodowani wychodzą z inicjatywą procesów odszkodowawczych, lecz adwokackie hieny, które zresztą kasują większość z zasądzonych odszkodowań.
    Jedno tylko by mnie przekonało do szlachetności intencji skarżących: gdyby żądali odszkodowania w wysokości symbolicznej złotówki. Przy milionie traktuję to jako prostytucja z odłożoną płatnością.

    1. Lubat.
      To w większości BYŁY DZIECI!
      Poza tym w wiekszości polskich domów ksiądz jest przedstawicielem wyznawanego bóstwa – i z tego powodu cześć chwały boskiej jest mu en bloc przypisywana. Poza tym rodzice najczęściej w takich przypadkach nie wierzą dzieciom, środowisko niszczy takich którzy skarzą do sadu ,,dobrodzieja” w kiecce. Tak to już jest z polskim katolicyzmem. Pamiętam bardzo nieliczne tego typu sprawy. z lat 80. Milicja, prokuratura, sądy…. wszyscy robili wszystko aby oczyścić kiecuna z zarzutów bo… przecież mamy papieża polaka wiec jak to tak???. Nie wspominam już o środowisku które traktowało takiego człowieka i jego rodzinę gorzej niż konfidenta SB. Dopiero dziś jest atmosfera sprzyjająca szukaniu sprawiedliwości bez obawy o całość własnych kości. (a i to nie wszędzie)

  2. Moim zdaniem – to właśnie kurie biskupie powinny być obciążane karami finansowymi za winy swoich pracowników! Może spadek poziomu kasy spowoduje otrzeźwienie i poważne traktowanie skarg wiernych na zachowanie niektórych ,,kapłanów”.

  3. Mnie tam bez całej tej edukacji seksualnej rodzice za młodu nauczyli, że jak ktoś cię dotyka albo daje cukierki, to uciekaj. Skuteczne. Nikt mnie nigdy nie molestował.

    1. Każdy ma inną swoją historię, każdy przypadek jest inny. Prymitywne rozumowanie że jak mnie coś nie dotyczy to albo sprawy nie ma, albo tamten głupek bo go to spotkało. Może jeszcze sam sobie winny.

    2. @ Fakuś!
      Po części – tak, jednak wynika to właśnie Z BRAKU WIEDZY I BAŁWOCHWALCZEGO STOSUNKU DO KIECUNÓW! Mnie przytrafiło się takie ,,cus” w wieku lat 16 w zatłoczonym pociągu. Próbujący mnie obmacywać typek w średnim wieku dostał z pantofla w pysk, wydarłem się, ,,ludzie ten ch… za jaja mnie łapie”, a o resztę zadbali wracający wówczas z pracy robotnicy Ursusa…

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej

Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…