Podczas gdy lewica prowadzi zacięty spór o „pracę seksualną”, budzi się oddolny, feministyczny opór. Z byłą prostytutką, abolicjonistką, radykalną feministką Gabe Wilczyńską, rozmawia Rut Kurkiewicz-Grocholska.

Rut Kurkiewicz-Grocholska: Jakie są początki pracy seksualnej? Jak się wchodzi do tego świata?

Gabe Wilczyńska: Dziewczyny kusi kasa. Już jako nastolatka widziałam oferty sponsoringowe, faceci obiecywali miły układ, płatny związek. A dziewczyna myśli, że to łatwa kasa: ubierzesz się ładnie, zjesz sobie krewetki, ale to idzie dalej. Nawet jeśli faceci deklarują, że nie chodzi o seks. Zawsze o to chodzi.

Czyli sponsoring. A Ty czym się zajmowałaś?

Ja byłam tak zwaną escort. Sponsor ma teoretycznie jedną dziewczynę i stały układ, a escortka obsługuje wielu klientów. Przed spotkaniem ustalasz stawkę godzinową i ustalasz, co w ramach tych pieniędzy będziesz robić. Każda ma swój cennik i zakres usług. Standardowo seks waginalny, seks oralny, petting w obie strony. Niektóre dziewczyny uprawiają najdziwniejszy seks, ale nie chcą się całować, bo to dla nich jest zbyt intymne. Czasem się godzą za dopłatą, w trakcie często trwają negocjacje. Mnie kiedyś facet za całowanie chciał dopłacić, sporo, 200 zł, ale nie dałam rady.

Dziewczyny reklamują się na portalach i dają hasztagi, co mają w ofercie i po tym klienci wybierają, co chcą. BDSM, uległa suka, lodzik w samochodzie. To ostatnie jest super mało płatne i dla mnie zbyt obrzydliwe. 50 złotych. Dla niektórych szybka kasa.

Jakie to pieniądze?

Ja brałam 400 za godzinę. Zależy, ile czasu chcesz przeznaczać na spotkania, ile dasz radę fizycznie i psychicznie. Można wyciągnąć nawet 10 tys. miesięcznie. Sama decydujesz. Jest taka lansowana opowieść o niezależności finansowej. Jak któraś bardzo potrzebuje, to dziennie obsłuży dwóch klientów. W jakiej pracy masz 800 zł dniówki? Czasem klient zamawia dziewczynę na cały weekend, wtedy stawki idą w tysiące złotych. Ale niestety, „wypalenie zawodowe” przychodzi szybko.

W poradnikach dla pracownic seksualnych piszą; jeśli zaczynasz się brzydzić, jeśli masz dość, to zacznij dbać o siebie i robić „self care”. Opisują skutki przemocy seksualnej jako „wypalenie zawodowe”!

Skąd się wzięłaś w tej pracy? Jak tam trafiłaś?

Klasycznie. Bardzo potrzebowałam pieniędzy.

Wyprowadziłam się od rodziców do dużego miasta. Zaczął się lockdown. Ledwo dostałam pracę w gastro i zaraz ją straciłam, bo lokal zamknięto. Jak miałam 18 lat, wysyłałam zdjęcia typowi, który mi przelewał dolary za moje nagie zdjęcia. Tamta strona to było coś w rodzaju „sugar daters”. Dużo starsi kolesie zbierają zdjęcia młodych dziewczyn i obsypują złotem. Teraz Roxa (zagraniczny portal, na którym reklamują się osoby pracujące seksulanie) spadła, a założyciele idą do więzienia, więc ten rynek mocno ucierpiał, ale nadal jest pełno takich portali. Zaczynając pracę w Warszawie miałam już więc jakieś „doświadczenie” w tego typu pracy. Ale z bezpośrednia praca z klientem to jednak coś innego. Dobiłam do takiego momentu desperacji, to mimo, że to była dla mnie bardzo trudna decyzja i bardzo się bałam, postanowiłam spróbować. Już wcześniej wiedziałam, na czym to polega, bo w przeszłości prowadziłam też sex- rozmowy przez telefon. Równocześnie byłam świadoma, że jak tam wejdę, wyjdę w gorszym stanie. Pamiętam, jak jechałam gdzieś z kolega, chciałam mu powiedzieć, żeby to wyrzucić z siebie, żeby ktoś wiedział. Żałobny moment.

Potem skontaktowałam się też z Sex Work Polska, żeby mi powiedziały, co i jak. Chciałam poradzić się kogoś doświadczonego. Dostałam kondomy i żele, gąbeczki na okres, że można wtedy uprawiać seks. Bałam się tego i ostatecznie nigdy nie użyłam. Dziewczyna z Sex Work Polska na spotkaniu dawała mi dobre i równocześnie straszne rady. Na przykład: nigdy nie odwracaj się tyłem, uważaj co mówisz, bądź czujna. Zawsze podawaj fałszywe imię, bo mogą cię znaleźć i dojechać. I profesjonalne rady typu: ustawiaj wiek na najbardziej atrakcyjny, czyli 20-21, stwórz alter ego, kłam i nie mów nic o sobie. Zero zaufania. Zawsze udawaj młodszą, bo klienci to faceci 50+ . Głównie rozwodnicy, albo zdradzający swoje żony. Opowiadają smętne historie, że żony ich nie rozumieją.

Dziewczyna z SWP przez cały czas spotkania piła alkohol i mówiła o tym, że na trzeźwo już nie pracuje. Z kasą wychodzi na zero, bo dużo idzie na alko, dragi i mieszkanie. Ja korzystałam z hoteli, nie stać mnie było na mieszkanie i nie czułabym się bezpiecznie zapraszając obcych typów do domu.

www.flickr.com/photos/theevangelist/yorkmoore

Da się pracować na trzeźwo?

Alko i leki są raczej nieodłączne, spotkania na trzeźwo nie bardzo. Ja zawsze wypijałam kilka szotów i brałam tabletki, benzodiazepiny na stres albo atak paniki. Rozluźniało mnie to, pozwalało przesuwać swoje granice i stłumić obrzydzenie, które za każdym razem czułam.

Można dostać afirmację od klienta, przeżyć coś miłego, przyjemnego?

Kiedyś jeden klient zapytał, czy jestem lesbijką, bo byłam za mało zaangażowana, a nie byłam w stanie go dotykać, tak mnie brzydził.  Nie byłam w stanie zamknąć oczu i wyobrazić sobie, że jestem gdzie indziej, z kimś innym. Nie bardzo to jest afirmatywne.

Innym razem facet zrezygnował z seksu, chociaż zapłacił. Jakoś tak wyszło, że mu zaczęłam opowiadać o sobie i swoich doświadczeniach z tą pracą i on wymiękł. Nie chciał już ze mną spać, przygniotło go to. Spędziliśmy wieczór, wypiliśmy wino i tyle. Miał ok. 30 lat, konwencjonalnie atrakcyjny, znudzony życiem. Był w szoku, że mam ludzkie historie, przeszłość i doświadczenia… Zobaczył we mnie człowieka, a nie przedmiot. Potem zamówił mi taksówkę. Bałam się podać adresu, ale szczęśliwie nic złego się nie stało.

Ale ten strach pozostaje. Jeśli chodzi o wygląd, to do roboty musiałam być wyzywająca. Robić cały performens stereotypowej kobiecości. Koronki, dekolt, spódniczki, pończochy, podkolanówki. Normalnie tak się nie ubieram, ani nie maluję. Ciało trzeba mieć idealne, ale różne są preferencje. Klienci bywają fetyszystami. Ja byłam wtedy łysa i to ich jarało; kolczyki, tatuaże. Często wypytywali, czy mam też kolczyki w miejscach intymnych. Nietypowy wygląd sprawia, że się wyróżniasz i rośnie popyt. Niektórzy lubią nieogolone dziewczyny, to jest też bardzo popularny fetysz. Albo dziewczyny „plus size”.

Przychodził beztroski fajrant?

Po pracy zawsze czułam się brudno. Brałam długie prysznice, źle się czułam. Wiem, że bywa to przedstawiane jako praca jak każda inna, ale nie mam złudzeń, że można wyjść z tego bez szwanku. Skutki uboczne są fizyczne i psychiczne. Są problemy z granicami, intymnością. Ale w środowiskach postępowych mówi się, jak to wspaniale, gdy dziewczyny wracają po nocy z klientem z pełnym portfelem, po pracy, na swoich warunkach.

Progresywne środowiska bardzo fajnie przedstawiają prostytucję. Zachęcająco wręcz.  Praca seksualna jest tam nawet polecana dla osób uzależnionych od narkotyków. O tym mówią najsłynniejsze polskie sexworkerki w podcaście „Dwie dupy o dupie”. Masz problem z substancjami? Świetnie, to praca dla Ciebie. Szybko zarobisz na dragi. To jest chora propaganda. Kasa sprawia, że naginasz swoje granice, a potem przesuwasz je coraz bardziej.

www.flickr.com/photos/theevangelist/yorkmoore

No właśnie. Tyle się dzisiaj mówi o chronieniu swoich granic, przestrzeni i bezpieczeństwie. Nawet w bezpiecznej relacji w seksie łatwo jest przekroczyć granice, nawet nieświadomie, niechcący. Wystarczy naprawdę mało, żeby ktoś poczuł się źle. Jak to się ma do pracy seksualnej?

„Doświadczalnik”, czyli poradnik dla osób pracujących seksualnie wydany przez Sex Work Polska mówi nawet o tym. Osoby sojusznicze mówią, że my, byłe pracownice seksualne, abolicjonistki, nie rozumiemy pojęcia „świadomej zgody”, nie rozumiemy czym jest „consent”.

To one nie rozumieją. Bo czym jest zgoda, jeśli jest kupiona? Klienci to nie są osoby, z którymi byś poszła normalnie do łóżka i wyrywała na imprezie. Pieniądz określa zgodę. Ale zgoda nie jest na sprzedaż, nasze ciała nie są na sprzedaż. Tymczasem wynajmuje się nasze ciała na godziny, aby użyć je jako zabawki do masturbacji.

 Czy w pracy seksualnej można odczuwać przyjemność?

Są tacy, co piszą jak bardzo lubią zrobić ci dobrze, sprawić przyjemność. Ale to nieprawda i jest bardzo dalekie od doświadczenia normalnego seksu. Tu czujesz się jak robot, przedmiot, oddzielony od ciała. To nie jest sytuacja, w której możesz czerpać przyjemność.

To jest straszny teatr. Udajesz, że ci dobrze, że zaraz dojdziesz. Oni chcą widzieć, że sobie radzą, że potrafią, a jest zupełnie inaczej. Ty musisz dobrze udawać, odgrywać szopkę, jęczeć, zastanawiać się, czy już mogę udać, że skończyłam, czy jeszcze za wcześnie? Nie odczuwasz żadnej przyjemności, a jedynie kombinujesz jak i kiedy najlepiej udać orgazm. To jak kręcenie porno. Nic nie ma w tym przyjemnego. Jest przemoc.

“Me too” a praca seksualna. Te same środowiska, które piętnują przemoc wobec kobiet, chamskie seksistowskie żarty, fizyczne przekraczanie granic, uważają, że wystarczy zapłacić według cennika, a przemoc znika. Według nich pozorna zgoda i pieniądze dają przyzwolenie na zachowania powszechnie nieakceptowalne wobec drugiego człowieka.

Tak. Czy jeżeli ktoś Cię obraża na ulicy i wulgarnie „komplementuje”, to nie szkodzi, bo zaraz wyjmie portfel i zapłaci? Wtedy to będzie ok? Była taka sprawa- escort girl wstawiła screena z opisem fantazji erotycznej klienta, tego czego on oczekiwał od niej. Facet opisywał, co by chciał z nią robić. Nastąpiło wtedy wielkie oburzenie środowiska wspierającego prostytucję. To, co napisał było, owszem, obleśne, ale przecież na tym polega ta praca. W normalnej sytuacji blokujesz typa na messendżerze i dzwonisz na policje. Ale tu masz stosunek pracy, i to jest część twoich „obowiązków służbowych” –  prowadzenie takich rozmów, które kręcą twoich potencjalnych klientów. Część usługi. Więc to oburzenie środowiska jest totalną hipokryzją. „Osoby sojusznicze”, czyli propagujące prostytucję, zderzyły się z rzeczywistością i nie udźwignęły jej, nie zrozumiały. Dlaczego są zdziwione, skoro to jest właśnie kwintesencja pracy seksualnej? Tak wygląda 99 procent wiadomości od klientów, a często bywają dużo gorsze, bardziej brutalne i wulgarne. Taka jest rzeczywistość płatnego seksu.

To jest handel seksem i płatny gwałt. Propagatorzy pracy seksualnej mówią, że kupujesz usługę a nie osobę, ale to tak nie działa. Klient kupuje ciebie i widzi jak przedmiot. To, co klienci nam piszą, w normalnych warunkach byłoby uznane za obrzydliwość i mizoginię. Byłyby call out, sąd, więzienie, ostracyzm. Ale jeśli to się dzieje na portalu sex workingowym, to jest oferta pracy i nagle nie ma w tym nic złego. Klienci nas wyzywają, jeśli odmówisz jakiejś usługi. Czują nad nami wyższość, mimo że sami nas szukają i potrzebują, żeby sobie poużywać. Prostytucja, czy jak kto woli praca seksualna, to przymus ekonomiczny. Równocześnie środowiska sex work lansują klasistowską narrację, naśmiewając się z ludzi pracujących w sklepach, magazynach, że zapierdalają ciężko za niskie stawki, a wystarczy zacząć sprzedawać seks i mieć dużo lepsze pieniądze małym kosztem. Dla mnie to absurd, że oni nazywają się lewicowymi. Praca seksualna nagle ma cię stawiać wyżej w hierarchii społecznej? Absurd goni absurd.

Czy jest możliwa bezpieczna, dobra praca seksualna? I klienci, nieprzekraczający granic, tak jak postulują ruchy promujące sex work?

To jest niemożliwe. Nierealne. W idealnym systemie – a jestem osobą o zapędach marksistowskich  – dlaczego miałoby być możliwe i dobre sprzedawanie, kapitalizowanie ciała? To jest patriarchat w czystej postaci. I te akademickie dyskusje na leftawce, czy w socjalizmie praca seksualna by była, czy nie była. To są rozważania z sufitu, żeby nie powiedzieć dosadniej. A rzeczywistość jest taka, że korzystanie z prostytucji jest przemocą sama w sobie, a nadużycia są elementem tej pracy.

Kiedy słucham narracji, że prostytucja to praca jak każda inna, myślę o moich córkach. Czy mogłabym zaproponować mojej dorastającej córce taką pracę? „Drogie dziecko, możesz pójść dorabiać w kawiarni, w sklepie, ale możesz pójdziesz obciągać starym dziadom”? Czy tego chcemy dla naszych dzieci? Poleciłabyś tę pracę moim córkom?

Nigdy. Kazałabym uciekać. Jak mogłabym polecić płatny gwałt? To jest fałszywa narracja, że to praca jak każda inna. Może stać ci się krzywda i najprawdopodobniej ci się stanie. Nie jest to warte tych pieniędzy i bądź pewna, że wyjdziesz z tego okaleczona. W necie jest dużo treści od byłych prostytutek. Te świadectwa są przerażające, obciążające psychicznie. Gwałty, bicie, porwania, poniżanie są na porządku dziennym. Ale pieniądze kuszą, dlatego kobiety w to idą.

I tak, to jest dobre pytanie, czy to byłoby ok, gdyby Twoje dziecko wykonywało taką pracę. Postawienie sobie takiego pytania zmienia optykę, nagle coś zaczyna zgrzytać i to mocno. Druga kwestia jest taka, że mamy obecnie pokolenie chłopców, którzy dorastają na wszechobecnej pornografii, która jest inna niż 20 lat temu. Dziś masz brutalne porno na pierwszej stronie w Internecie. Jestem radykalną feministką, dla mnie pornografia to syf. Dziś jest wyjątkowo przepełniona przemocą, a ciągłe słyszymy o coraz młodszych dzieciach mających z tym styczność. Już w podstawówce dzieci to widzą i uczą się, że kobieta jest towarem, przedmiotem, a poniżanie jej i brutalność jest normą.

Czy praca odbiła się na twoim życiu erotycznym? To się jakoś łączy czy można zupełnie oddzielić?

Tak, bardzo. Problemem może być ustawianie i szanowanie granic. Można się potem krzywdzić w seksie, trudno jest czerpać z tego przyjemność. Dotyk brzydzi. Popęd się zmniejsza, albo odwrotnie, rośnie aż do uciążliwego poziomu. Prostytucja miała duży, negatywny wpływ na moje życie seksualne. Mózg jest wyprany, bo nie żyjemy w próżni i to odciska na nas piętno. Mam za złe lewicowemu środowisku promowanie „sex worku” jako czegoś normalnego. Nie mówią o przemocy, nie pokazują skali, a przecież na każdym spotkaniu jej doświadczasz. Dla mnie prostytucja jest płatnym gwałtem. Klienci nas traktują jak kawał mięsa, nazywają szmatami, kurwami, patrzą jak na rzecz. To jest na porządku dziennym. Zapomnij o swojej przyjemności. Nie ma mowy o żadnej konsensualnej wymianie, jak w normalnym seksie.

Co myślisz o pomysłach legalizacji? Czy to pomoże kobietom?

Jest abolicjonistka, jestem za karaniem klientów, bo to krzywda kobiet. W jakim świetle nas to stawia jako kobiety, feministki? Skoro jedna z nas ma cenę, to każda z nas ma cenę, i tak nas postrzegają mężczyźni. Wszystkie jesteśmy kobietami, i wszystkie w tej narracji jesteśmy na sprzedaż, jesteśmy przedmiotami. Określenie SWERF ( Sex Work Exclusionary Radical Feminist) to wytrych „postępowych środowisk”, żeby oczernić przeciwniczki prostytucji, zarzucając im pogardę dla prostytutek. A ten „ruch” mówi coś dokładnie odwrotnego: żeby karać i piętnować klientów, nie kobiety. Chciałabym żeby klienci zaczęli publicznie  pisać to, co piszą do dziewczyn „jako ogłoszenie o pracę”. To klienci nami pogardzają, a nie feministki.

Z tego wynika, że jestem dumną „SWERFKĄ”. Na świecie ruchy abolicjonistyczne, to są często ruchy czarnych, rdzennych kobiet, które najbardziej na tym cierpią, ale o tym się nie mówi na postępowej lewicy. To przeplata się z ruchami antyimperialistycznymi.

Legalizacja nie pomoże, a pogorszy sytuację. Rynek rośnie, a przemoc jest ta sama, a samo ubezpieczenie nie niweluje tragicznych skutków tej pracy. Emerytura nie wynagrodzi upodlenia, a legalizacja nie sprawi, że system handlu kobietami zniknie, tylko wprost przeciwnie. Organizacje promujące prostytucję mogą sprawić, że seks będzie bezpieczniejszy, ale nigdy nie będzie bezpieczny. Rozdawanie kondomów i badania ginekologiczne są ważne, ale nie rozwiązuje to problemu, bo problem jest nierozwiązywalny. Sex Work Polska zrobi dwie rzeczy dobre, i miliard szkodliwych, promując prostytucję i legalizację.

Co byś powiedziała mężczyznom którzy dziś agitują za legalizacją prostytucji? Tym progresywnym, wykształconym, którzy dziś „wspierają” kobiety?

Chciałabym, aby byli świadomi, że to oni są powodem, dla którego ten system istnieje. Prostytucja istnieje dla mężczyzn, tak samo pornografia. To oni są grupą docelową, to ich potrzeby się liczą. Nic dziwnego, że nie widzą w tym brutalnych realiów. Afirmacja prostytucji to napędzanie machiny handlu kobietami, przemocy, kobietobójstwa, przedmiotowego postrzegania kobiet w społeczeństwie. W skrócie: krzywdzicie kobiety, nie jesteście żadnymi sojusznikami, a sprawcami. Prawda jest niewygodna i niekomfortowa, wymaga czegoś więcej niż pławienia się w pudrowej rzeczywistości.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

„Twierdza Chiny. Dlaczego nie rozumiemy Chin”

Ta książka Leszka Ślazyka otworzy Wam oczy. Nie na wszystko, ale od czegoś trzeba zacząć. …