93-letni Bruno Dey, który pojawiał się na rozprawach w wózku inwalidzkim, został dziś skazany przez sąd w Hamburgu na dwa lata więzienia w zawieszeniu za wspólnictwo w mordowaniu więźniów niemieckiego obozu koncentracyjnego Stutthof (dziś w województwie pomorskim, ok. 30 km na wschód od Gdańska). Proces, nazywany „ostatnim sądem nad nazistami”, ze względu na czas, który upłynął od II wojny światowej, trwał aż dziewięć miesięcy, budząc w Niemczech wiele emocji.
Dey został zmobilizowany w 1944 r., gdy miał 16 lat, więc sądzono go jako niepełnoletniego. W Stutthofie spędził osiem miesięcy, do kwietnia 1945 r., siedząc na szczycie jednej z wież strażniczych, gdzie jego rolą było zapobieganie buntom lub ucieczkom. Po wojnie nikt go nie niepokoił. W Hamburgu był piekarzem, potem kierowcą ciężarówki, założył rodzinę. Sąd uznał go dziś współwinnym śmierci 5232 więźniów, którzy zginęli od kul lub powieszeni, z głodu, chorób i przeciążenia pracą, w czasie, gdy pełnił swą służbę.
Jego adwokaci domagali się umorzenia sprawy, ze względu na młody wiek oskarżonego i „niemożliwość” uniknięcia przezeń przydziału do służby w obozie – gdyby się sprzeciwił, wysłano by go na front wschodni. On sam twierdzi, że „nikomu nie zrobił nic złego”, że nigdy nie zgłosił się do SS, ani do służby w obozie, ale nie miał wyboru. Sędzia zauważyła jednak, że „To było zło. Straszna niesprawiedliwość. Nie powinien pan był jechać do Stutthofu” (…) Uważa się pan za obserwatora, lecz wspomagał pan piekło stworzone przez ludzi.” Prokurator domagał się trzech lat bezwzględnego więzienia, lecz sąd uznał w końcu okoliczności łagodzące.
W poniedziałek, na ostatniej rozprawie przed ogłoszeniem wyroku, Dey przeprosił „wszystkich, którzy przeszli to piekielne szaleństwo”. Powiedział, że podczas długiego procesu zdał sobie sprawę ze „skali okrucieństwa” w obozie. W Niemczech jest jeszcze ok. 30 procedur wszczętym przeciw dawnym nazistom, ale szanse by któraś skończyła się sądzie są niewielkie. Byłe ofiary, jeśli jeszcze żyją, uważają te procesy za mocno spóźnione – minęło ponad 75 lat od końca wojny w Europie. Tym niemniej Christoph Rückel, adwokat pięciu ofiar, które dołączyły do oskarżenia, uznał, że „proces był ważnym sygnałem wskazującym, że nie ma przedawnienia dla takich zbrodni, nawet po 75 latach.”
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
Sędzia: „Nie powinien pan był jechać do Stutthofu”
USA – nastoletni Żyd, który usłyszał opowiadania dziadka, jak był prześladowany w III Rzeszy, zapytał: to dlaczego nie wziąłeś adwokata? Ta sędzia nie różni się intelektualnie od tego małolata.
PS. Ten „nazista” jest w takim samym stopniu winien śmierci więźniów, jak producenci drutu kolczastego, producenci mundurów czy dostawcy żywności dla załogi KZ.
PS2. Nadgorliwość sądu może być gorsza od przestępstwa.
Odnoszę wrażenie, że sędzia wydający ten wyrok nie bardzo mia pojęcie o tym jakie stosunki panują w armii w trakcie wojny. Ten szeregowy naprawdę miał g. do powiedzenia w sprawie przydziału, a odmowa stawienia się w jednostce=dezercja, a dalej to już tylko sąd polowy i rozwałka pod najbliższym płotem. Był tylko kogutkowym (strażnik na wieży) nie brał udziału w maltretowaniu więźniów, rozstrzeliwaniach. Miał jedynie pilnować, a strzelać jedynie w przypadku ucieczki. Wyrok polityczny, mający pokazać POlit POprawność władz Bundesrepubliki. Jak to się ma do niezawisłości i samorządności sądów którą nam się co i raz wciska? Chyba tak samo jak sędziowie sądu brytyjskiego przetrzymujący Juliana Asange w w areszcie deportacyjnym pomimo ciężkiej choroby. Przyszli panoie w czerni i wyjaśnili sędziemu że to dla dobra korony…
RFN nie przeszło i nie chciało przejść choćby minimalnej denazyfikacji, a teraz cynicznie udaje pogromcę nazizmu… Niedługo doczekamy się zapewne procesu nad leciwym starcem, który w wieku 10 lat kazano założyć mundur. Żenujące.