35 tys. ludzi, o wiele więcej niż spodziewali się organizatorzy, wzięło udział we wczorajszej manifestacji w Dreźnie przeciw rasizmowi. We wschodnich landach niemieckich podnosi się jednak również popularność skrajnie prawicowej, antyimigracyjnej AfD (Alternatywy dla Niemiec). Na tydzień przed wyborami regionalnymi sondaże wskazują na nawet podwojenie wyniku tego ugrupowania, w porównaniu do wyborów z 2014 r.
„Rasizm nie jest alternatywą”, „Nie ma miejsca na nazizm” – na transparentach w Dreźnie dominowały hasła ostrzegające przed popieraniem Alternatywy dla Niemiec. Organizatorzy oczekiwali góra 10 tys. manifestantów, a na ulice wyszło w końcu ponad trzy razy więcej. Pod gorącym słońcem defilowali w spokojnej, luźnej atmosferze ludzie z różnych nurtów politycznych, dominowała jednak lewica: były organizacje pozarządowe, artyści, związkowcy, politycy zjednoczeni w sojuszu #Unteilbar („Niepodzielny”) i zwykli mieszkańcy miasta z rodzinami.
Kontekst polityczny jest napięty, bo sondaże przed wyborami w landach 1 września wskazują na znaczny postęp AfD. W Saksonii, bastionie skrajnej prawicy, rasistowska Alternatywa dla Niemiec wysunęła się już na drugie miejsce, za konserwatywną CDU Angeli Merkel. Z wynikiem 24 proc. może podwoić swój wynik z 2014 r. W sąsiedniej Brandenburgii AfD idzie łeb w łeb z socjaldemokratami z SPD, którzy rządzili tam nieprzerwanie od zjednoczenia Niemiec w 1990 r.
Alternatywa dla Niemiec weszła do narodowego parlamentu dwa lata temu i od tego czasu nie przestaje skutecznie propagować swe mocno ksenofobiczne idee. Surfuje głównie na niepokoju społecznym wywołanym wielką falą imigrantów z 2015 i 2016 r. Każde najmniejsze wykroczenie z udziałem obcokrajowców jest pretekstem do krytykowania ówczesnej polityki imigracyjnej Angeli Merkel. Retoryka AfD znajduje najsilniejsze echo na terytoriach dawnej NRD, porzuconych przez znaczną część młodzieży i gospodarczo wyraźnie biedniejszych.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
Niemcy – przy swoich wszystkich autentycznych zaletach – mają jedną straszną wadę, która staje się czasami dla nich zabójcza: Bezkrytyczne posłuszeństwo wobec panującej władzy. Tak było w czasach Adolfa H., tak dzieje się i teraz. Władza nakazała kochać „ubogacaczy” więc każdy, kto myśli inaczej, to faszysta i wróg narodu. Jedyna nadzieja w byłej NRD. Tam komuniści zaszczepili ludzi sceptycyzmem i nauczyli trochę myśleć samodzielnie.
„Retoryka AfD znajduje najsilniejsze echo na terytoriach dawnej NRD, porzuconych przez znaczną część młodzieży i gospodarczo wyraźnie biedniejszych.”
Dawne NRD nie jest już biedniejsze od całego RFN, chociaż zawsze takie było w ujęciu historycznym. Jednak deindustrializacja + niekontrolowana imigracja niewykwalifikowanej siły roboczej sprawiły, że współczesnymi bastionami ubóstwa stały się regiony poprzemysłowe. Od Bremy przez Zagłębie Ruhry po Saarę. W tym pierwszym postoczniowym landzie skala wykluczenia bije kolejne rekordy. Wschód wyróżnia się na tle ogółu przede wszystkim mniej zróżnicowanym składem etnicznym.