Niemal miesiąc temu miała miejsce rozmowa red. red. M.Wiśniowskiego i B.Stanisławskiego dotycząca obchodów Święta Niepodległości. Mimo upływu niemal miesiąca chcę się odnieść do niej, ponieważ uważam ją za ważną. Ze względu na to, co w niej powiedziano, jak i to, czego w niej nie powiedziano.

Racją jest poruszany przez obu Redaktorów Portalu problem przyjmowania przez działaczy polskiej lewicy en bloc narracji i symboliki prawicowej, a pomijanie całkowicie tematyki będącej istotą lewicowości jako takiej. Przede wszystkim w kontekście klasowym. Nawet nie starają się ci politycy i działacze podjąć tej problematyki choćby w dyskursie teoretycznym, intelektualnie. Czynią to zapewne z tchórzostwa, zaprzaństwa, intelektualnej miałkości i braku jakiejkolwiek wizji lewicowości na przyszłość. Bliskiej i dalszej. Polska lewica – lub inaczej: gremia kierownicze poszczególnych partyjek – chcą uchodzić jak najbardziej za politycznie poprawne i być akceptowane przez królujący w naszym kraju od ponad trzech dekad neoliberalny i prawicowy mainstream. Chcą być zarówno politycznie jak i tożsamościowo pospolitą dolewką do głównego neoliberalno-prawicowy sosu pokrywającego całą polską przestrzeń publiczną. Być wyłącznie akceptowanym i rozcieńczonym w owym nadwiślańskim daniu serwowanym nadwiślańskiej zbiorowości. Warto zaznaczyć, iż neoliberalizm jest nurtem i doktryną ze wszech miar prawicową. W tej przestrzeni zgadzam się z tezami postawionymi przez Redaktorów Portalu Strajk.eu.

Mam jednak diametralnie różne zdanie co do meritum takich zachowań i postaw polityków bądź co bądź kreujących się na lewicę. Moim zdaniem o przyszłości lewicy – w materii pojmowania suwerenności i niepodległości – nawet nie ma co myśleć, gdy patrzy się na nie wedle prawicowych, konserwatywnych, ale przede wszystkim wg XIX w. rudymentów. Chodzi o rozumienie pojęć kształtowanych w epoce Wiosny Ludów, romantycznego uniesienia i powstawania nowoczesnych narodów w zachodniej Europie. Lewica jako ruch wywodzący się z Oświecenia i racjonalizmu z nim bezpośrednio związanego, rozumieć winna (inaczej niż konserwatyści, tradycjonaliści, nawiedzeni patrioci) takie pojęcia jak niepodległość, suwerenność, wolność, a także rozróżniać terminy naród i społeczeństwo. Bo jak się ma właśnie owa odmieniana na tysiące sposobów wolność państwa narodowego z suwerennością w dzisiejszym zglobalizowanym, totalnie kapitalistycznym świecie ? Kapitalistycznym, by nie mówić o współczesności jako o królestwie imperializmu i rządów hiper-kapitału podlegającego coraz to większej koncentracji, a przez to skupiającego coraz większą zdolność do dominacji. Zwłaszcza nad człowiekiem, tak w jego jednostkowym jak i zbiorowym bycie oraz nad pracą. Czołowi politycy i działacze lewicy w Polsce nie chcą widzieć, iż konflikt praca vs kapitał ciągle się pogłębia, stając się coraz bardziej dramatycznym i owocującym efektami materializującymi się coraz bardziej na niekorzyść pracowników najemnych. Tego elementu też brakuje mi w dyskusji Wiśniowskiego i Stanisławskiego.

U nas cały czas, ku memu rozczarowaniu (to zapewne efekt kolosalnych braków intelektualnych liderów nadwiślańskiej lewicy) polscy topowi lewicowcy mówią w przedmiocie suwerenności i niepodległości językiem minionym. I tak też zapewne myślą. Próby odzyskiwania tożsamości przy użyciu języka i pojęć zapożyczonych z tradycji lewicy niosących wartości związanych z programem PPS-u (zasłużonego i godnego historycznie uznania) nie są dziś miarodajną wizją oraz nadzieją na przyszłość. Bo być nie mogą. Opierają się bowiem właśnie o wartości budowane w czasach przeszłych, absolutnie różnych od tego, z czym mamy dziś do czynienia. O perspektywie tego, co szykuje nam przyszłość, co nam ona niesie nie ma co nawet mówić.

W rozmowach o polskiej niepodległości brakuje mi krytyki – nawet we wspomnianych debatach teoretycznych prowadzonych „na lewicy” – dziewiętnastowiecznych paradygmatów rozumienia niepodległości. I na to też nie zwrócili uwagi Redaktorzy Portalu. Związany z nim bezpośrednio termin suwerenność rozumie się u nas powszechnie – i lewica temu trendowi się poddała – wedle wersalskich propozycji Woodrowa Wilsona (prezydenta USA przedstawiającego amerykańskie rozwiązania na konferencji pokojowej po I wojnie światowej). A to musi siłą rzeczy stawiać ją na pozycjach intelektualnie regresywnych. To nie są żadne propozycje dla Polek i Polaków, dla Polski na XXI wiek. Dziś, ponad 30 lat po upadku Muru Berlińskiego wraz z postępującą globalizacją gospodarek światowych (ale też i innych elementów przestrzeni publicznej, zwłaszcza kultury) nastąpiła kolosalna i niespotykana reorientacja i rozumienie tych pojęć. Nie bez znaczenia jest tu także rola rynku, jaką uzyskał on przez fetyszyzowanie tego znaczenia w przestrzeni publicznej. I nie zmieniają tego absolutnie ostatnie zapowiedzi – w krajach tzw. kolektywnego Zachodu – powrotu do dawnych, centralistyczno-państwowych rozwiązań w obliczu nadchodzącego strukturalnego załamania systemu, wymuszone niejako przez wydarzenia ostatnich lat oraz wspomniany, a nadciągający, kryzys. Wobec aktualnej i ciągle postępującej koncentracji kapitału światowego, narzędzia żadnego państwo nie są w stanie takim molochom się przeciwstawić. Nawet w USA czy Chinach. Dotyczy to zwłaszcza branży wirtualno-cyfrowych mediów i sprzężonego z nimi kapitału finansowego. Porzucił on tradycyjne rozumienie bankowości nastawionej na indywidualnego klienta, drobnego ciułacza czy tzw. kapitał wytwórczy, orientując się na sfery działań kapitałowo-spekulacyjnych. Zwłaszcza, iż elity polityczne czołowych krajów Zachodu – przed wszystkim w USA, Anglii, a także UE – są ściśle powiązane i dyspozycyjne wobec tej formy hiper-kapitału. Symbolami i twarzami tych właśnie sfer są tacy miliarderzy jak Gates, Musk, Zuckerberg etc, a w dalszym tle – spekulant i miliarder Georg Soros. Obok plasują się projekty promowane przez tzw. kulturę Davos, której główną twarzą jest Klaus Schwab i jego koncepcja czwartej rewolucji przemysłowej oraz elity związane z Wall Street czy londyńskim City.

Co lewica ma do zaproponowania ludziom pracy najemnej, bo do tej zbiorowości musi się ona odwoływać? Nadciągający kryzys strukturalny systemu, deklasujący mitologizowaną do tej pory tzw. klasę średnią (do której to lewica próbowała się zarówno politycznie, jak i teoretycznie, „przytulić”) odtworzy klasową strukturę będącą podmiotem rozważań Marksa i Engelsa. O tym Redaktorzy Portalu zapomnieli (?), nie chcieli (?), nie mogli (?) wspomnieć. Ale lewica o tym nie może nie mówić, nie może o tym nie myśleć, nie wolno jej o tym nie dyskutować.

Rosnąca polityczna hegemonia elit globalistycznych, podwiązanych pod wspomniane sfery finansowo-bankowe oraz kapitał cyfrowo-medialny (Microsofty, Google, Twiterry, Facebook, YT etc.) sprowadzają od 2-3 dekad państwo narodowe, jakie znamy we wspomnianej wersji „nocnego stróża”. Narzucono ją Europie, a potem wyeksportowano w świat. I nic nie pomogły wielotysięczne manifestacje w rodzaju Occupy Wall Street, Acta czy „żółtych kamizelek” ? Przekaz rzeczywistości przez uzależnione od wspomnianego kapitału media oraz ich wirtualne klony w zasadzie kształtuje określony obraz świata w świadomości bezrefleksyjnych konsumentów. To najczęściej czysta manipulacja, tworząca grunt pod gigantyczny chaos pojęciowy, potrzebny dla panowania i wzrastającej dominacji kapitału. Chaos sprawiający wrażenie, że nic de facto nie można zmienić, i że jest to naturalna, egzystencjalna forma bytu człowieka w XXI wieku. To utwierdzenie dominacji kapitału nad pracą i człowiekiem. Doskonale te procesy opisała Naomi Klein w >DOKTRYNIE SZOKU<. Ten aspekt też nie może umykać perspektywie lewicy, która chce odzyskiwać swoje miejsce na politycznej mapie nie tylko w Polsce.

Zajmijmy się pominiętym – a szkoda – w ogóle w dyskusji Redaktorów Portalu, zapomnianym także przez lewicę (czy ona w takim razie lewicą jest ?) terminem, jakim jest internacjonalizm. Jest to idea międzynarodowej, ogólnoludzkiej solidarności wyzyskiwanych i uciśnionych towarzysząca zawsze wszelkim ruchom wolnościowym. To wyraz dążeń do równouprawnienia i przyjaźni wszystkich narodów, zbiorowości, klas i społeczności potępiających jednocześnie idee elitaryzmu, podziału na lepszych i gorszych, predestynowanych do celów wyższych i do poddaństwa. To przecież jest jeden z rudymentarnych kanonów lewicowości jako takiej. Dziś w epoce upojenia narodowymi, niemalże w XIX-wiecznym wymiarze, furiami warto, aby lewica o tym uniwersalnym i humanistycznym myśleniu nie zapominała. Lewica musi więc kibicować i działać w kierunku wzięcia mega-kapitału na smycz. A to może uczynić jednie ponadpaństwowa, silnie scentralizowana i decyzyjna struktura, oddana lewicowym, humanistycznym, anty-kapitalistycznym wartościom. Przeciwna fetyszyzacji pojęć takich jak rynek, zysk, naturalny charakter praw ekonomicznych głoszonych ex cathedra od 3-4 dekad z mainstreamowych ambon (czyli narracji o ich niezmiennym i objawionym obliczu). Tworząca coś na kształt nowej, XXI-wiecznej wersji imperium czy konfederacji kliku mniejszych państw. W takim ujęciu walka z hegemonią mega-kapitału jest priorytetem, a odbyć się to musi kosztem snów i miraży o minionych wersjach niepodległości bądź suwerenności. To Redaktorzy pominęli absolutnie w swej dyskusji, a co moim zdaniem jest paradygmatem dzisiejszych dyskusji na te tematy.

Bo co może wyniknąć, kiedy ilość organizmów quasi-państwowych (w rodzaju Kosowa, Czarnogóry, Timoru Wschodniego czy Kiribati) przekroczy 1000 krajów i każdy z nich będzie suwerennym, niepodległym, będzie szczycić się demokracją i wolnością ? Czy tak naprawdę będą w rzeczywistości suwerenne, wolne i niepodległe? Gdy decyzje odnośnie ich gospodarek i strategii rozwoju, ich kultury i zagadnień społecznych będą podejmowane w gremiach kierowniczych globalnych korporacji, głównie amerykańskiej proweniencji? Czy świat składający się z odpowiedników organizmów państwowych w rodzaju Saxe-Coburg-Gotha, Schwarzburg-Sonderhausen czy Anhalt-Dessau na terenie Niemiec sprzed zjednoczenia ich przez Prusy w XIX w. winien być modelem urządzania świata i ludzkości, pożądanym przez najszerzej rozumianą lewicę ? Taki świat może co najwyżej grać według partytury napisanej i dyrygowanej zgodnie z intencjami globalnego kapitału. Lewica, której priorytetem ma być realny człowiek, bez odnośników narodowych, rasowych, religijnych itd., taki model świata nie powinien absolutnie interesować. Ona powinna ten model i taką społeczną organizację bezapelacyjnie krytykować i zwalczać.

Lewicowy intelektualista, komentator polityczny, dziennikarz Roman Kurkiewicz napisał celnie: „Żadne państwo nie jest w stanie samo rozwiązać najpoważniejszych problemów własnych i współczesnych. Nawet gdy jest wyspą, to nie jest samotną wyspą. W kwestii katastrofy klimatycznej, kryzysu energetycznego, finansowego, żywnościowego, problemu końca pracy – żadna i niczyja niepodległość nie może podać recepty na ratunek, może co najwyżej być słabym hamulcem zmian” . To są elementy wzmacniające imperatyw przejścia lewicy na pozycje, których priorytetem jest przede wszystkim walka z kapitałem i jego dominacją. Z tej dominacji wynikają egzystencjalne problemy całej ludzkości, o których mówi Roman Kurkiewicz. I tego mi brakuje w ciekawej i inspirującej rozmowie Redaktorów Portalu strajk.eu. na temat polskich obchodów kolejnej rocznicy niepodległości w tym roku.

Zdaję sobie sprawę, iż to tematyka nie tylko nieobecna od dekad w publicznym dyskursie prowadzonym przez polską lewicę. Tych przyczyn nie będę pogłębiał. Stwierdzenia Redaktorów Portalu mówią o tym celnie. Ale to jest moim zdaniem drogowskaz dla lewicy, którym musi się ona kierować w swoich planach i narracji nakierowanych na cały XXI wiek. I na takich fundamentach budować swoje programy i doktrynę. I tego mi zabrakło w tej rozmowie.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Argentyny neoliberalna droga przez mękę

 „Viva la libertad carajo!” (Niech żyje wolność, ch…ju!). Pod tak niezwykłym hasłem ultral…