Najnowszy raport firmy Metrohouse dot. rynku nieruchomości zawiera wstrząsające doniesienia.
Średnia cena wynajmu dwupokojowego, 40-metrowego mieszkania w Warszawie to 2,3 tys złotych, w Gdańsku, który pod względem drożyzny w tym obszarze uplasował się na drugim miejscu, koszt ten to 2,1 tys zł. Na niechlubnym podium znalazł się jeszcze Wrocław. Tam mieszkanie w tym standardzie wynająć można za ok. 1,9 tys zł.
W ciągu minionego roku, jak stwierdzają autorzy raportu odnotowano wzrost o ponad 5 proc.
Jeśli przyłożyć te ceny do siatki wynagrodzeń sytuacja jest doprawdy zatrważająca. Z danych z Ogólnopolskiego Badania Wynagrodzeń wynika, że mediana wynagrodzenia brutto w Warszawie w 2018 r. wynosiła 6 tys. zł. To daje 4,2 tys. zł „na rękę”. To zaś oznacza, że koszt wynajmu kawalerki dla osoby zarabiającej stosunkowo dobrze w stolicy Polski przekracza 50 proc. miesięcznego zarobku.
W Krakowie mediana dochodów wynosi 4,9 tys. zł brutto, czyli 3,4 tys. zł netto. Średnia cena wynajmu mieszkania dwupokojowego o powierzchni nie przekraczającej 40 m2 to 1,8 tys. zł. To również ponad połowa miesięcznego dochodu.
Przyczyną tej patologii na rynku mieszkaniowym jest kompletny brak regulacji, W Berlinie np. najemcy lokali komunalnych nie mogą ponosić opłat czynszowych w rozmiarze przekraczającym 1/3 ich dochodu. W Wiedniu np. udział lokali komunalnych w rynku nieruchomości stanowi 70 proc. W Polsce lokali komunalnych prawie nie ma, nie buduje się też nowych. Deweloperom zaś pozwala się na zupełną wolną amerykankę. I nawet w tak „sprzyjających warunkach dla biznesu” prywatny sektor radzi sobie słabiutko. Na tle innych krajów UE mieszkań przeznaczonych do sprzedaży jest bardzo mało.
W 2017 r. w Polsce przypadało 327 mieszkań na 1 tys. mieszkańców przy średniej w Unii Europejskiej na poziomie 466. Warto dodać, że w 2015 r. w przeludnionych mieszkaniach – wg danych Eurostatu – żyło 16,7 proc. ludności całej Unii Europejskiej. Najwięcej w Rumunii – 49,7 proc. i w Polsce – 43,4 proc.
Polska trasa koncertowa probanderowskiego artysty
W Polsce szykuje się występ znanego, przynajmniej na Ukrainie artysty i szołmena Antona Mu…
Sytuację może uratować tylko rozwiązanie Pana Łukaszenki czyli jeden własciciel – jedno mieszkanie. Każde następne przechodzi na własnośc państwa po roku od niezamieszkania przez właściciela.
Białoruś jest daleko przed Polską w przypadku mieszkalnictwa. W tym kraju najemcy mają prawo do przydziału większego lokalu, jeżeli na osobę przypada… <15 m2. Tymczasem u nas żeby w ogóle móc starać się o lokal z zasobu gminy (żadna zamiana na większy jak na Białorusi), należy tłoczyć się na </5 lub 6 (zależne od miasta) m2/os.
„Przyczyną tej patologii na rynku mieszkaniowym jest kompletny brak regulacji,”
A brak regulacji jest możliwy tylko i wyłącznie dlatego, że polski rynek mieszkaniowy jest kompletnie rozdrobniony i niemal w całości znajduje się w rękach osób prywatnych, a nie korporacji jak w RFN. Dlatego żadna partia nie zaryzykuje odpływem elektoratu nieporównywalnie bardziej licznego od wąskiej rady nadzorczej jakiejś firmy, co doskonale widać w oporze wobec lajtowego przecież katastru. Dopóki karty rozdawać będą uwłaszczeni za darmoszkę janusze, dopóty żadnych zmian nie będzie.
PS: Fanom drobnoprywaciarstwa przypominam, że omijanie nakazów/zakazów jest domeną tych najmniejszych, a nie potężnych. Wystarczy spojrzeć na doskonale znany każdemu rynek pracy.
Błąd. Wielcy nie huczą w mediach, oni rzecz całą załatwiają pod stołem. To właśnie domena maluczkich Januszków.
W Bundesrepublice od 1945 obowiązywała ustawa antyspekulacyjna w sektorze mieszkaniowym i gruntów uzbrojonych. Ostatnie przedłużenie jej obowiązywania pamiętam z końcówki ub wieku.
W największym skrócie mówiła ona, że nabywając działkę uzbrojoną – w ciągu pięciu lat musisz rozpocząć inwestycję, w przeciwnym przypadku – kara. Nie można było wznosić budynków wielorodzinnych w rejonie przeznaczonym pod niską zabudowę – bo z automatu kara. Ceny obrotu nieruchomościami uzbrojonymi przeznaczonymi pod budownictwo były regulowane i w przypadku gdy odsprzedawało się kupioną od państwa działkę budowlaną po cenie spekulacyjnej – można było być pewnym że zapłaci się wysoki podatek. Dołóżmy do tego budownictwo komunalne o dużym zasięgu i znaczącej liczbie oddawanych lokali. I mamy obraz współczesnych Niemiec gdzie istnieje nadwyżka mieszkaniowa około 3-4 milionów lokali, co przekłada się na stabilność cen najmu. Porównajmy to z Polską, gdzie brakuje 3-5 milionów mieszkań i wiemy skąd biorą się takie ceny.
Oczywiście że regulacje są potrzebne i mieszkania komunalne też, czekam osobiście na efekty programu Mieszkanie+, w spokoju obserwuję jak się rozwija. Problemem jednak wydają się być władze samorządowe, bo nieprzypadkiem w 3 topowych miastach rządzi PO, a więc przypadek? nie sąąądzę… Zacząć by należało więc od wyrzucenia PO i ich popleczników do krajów pochodzenia (lub do krajów mocodawców). Inna sprawa, że jeśli państwo rzeczywiście ma sprawnie działać i zapewniać dobrobyt i godność obywatelom, to samorządy nie powinny mieć takiej swawoli.
Zastanawia mnie jednak taka uwaga w tekście:
„I nawet w tak „sprzyjających warunkach dla biznesu” prywatny sektor radzi sobie słabiutko.”
Kolejny „sukces wolnego rynku”, ale tego przecież nie wolno podważać – przecież załamałoby to gospodarkę, zupełnie jak polską gospodarkę zdążyło już zniszczyć 500+.
Przez „rozdawnictwo” kraj jest już w ruinie! Czytaj: jest lepiej niż było, ale to chyba szczegół…
Ale masz na to jakieś dowodziki? Choćby słabiutkie, czy tylko jak całemu PO zwieracze ci puszczają?
Nie jest oczywiste, że szydzę z całego durno-liberalnego toku rozumowania?
Może rzeczywiście jak ktoś czyta na szybko można nie wyłapać ironii.
W 89 roku – naród wybrał. Kapitalizm.
To teraz, jak mawiali starożytni – morda w kubeł i nie bulgotać!
A ino! O to wszak walczyliśmy w wredną komuną.