2500 zł na rękę – tyle mają otrzymywać w ramach podstawowej pensji pielęgniarki zatrudnione w tymczasowym szpitalu covidowym w Białymstoku. Ogłoszenie zostało opisane w lokalnych mediach. Reakcji rządu – brak. Najwyraźniej władza uznała, że głodowe płace to dobry sposób na profesjonalną pomoc zakażonym.
W Białymstoku zaczyna brakować miejsc w szpitalach. Przed przepełnionymi placówkami tworzą się korki. Zatrudnieni do kierowania ruchem członkowie Wojsk Obrony Terytorialnej, jak donosi praca, nie wytrzymują psychicznie. Ratunkiem ma być lecznica tymczasowa, zlokalizowana w hali Uniwersytetu Medycznego.
Zapotrzebowanie na pracę jest spore.
– Obliczyliśmy, że potrzebnych będzie 34 lekarzy, 120 pielęgniarek i ratowników medycznych oraz ok. 80 osób z personelu dodatkowego, czyli: salowych, sanitariuszy i opiekunów medycznych – mówi Katarzyna Malinowska-Olczyk, rzeczniczka prasowa Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego. – Niewykluczone jednak, że być może tych pracowników z czasem potrzeba będzie więcej. To na razie wstępne wyliczenia.
Zarządcy tego projektu mają jednak problem ze znalezieniem pracowników. Nie powinno to budzić szczególnego zdziwienia – wynagrodzenia, jakie proponują za pracę przy zakażonych, która przecież stwarza zagrożenie dla życia, wynoszą w przypadku wielu stanowisk dokładnie tyle, ile wynosi płaca minimalna – 2600 zł brutto. Oznacza to, że taki pracownik dostanie na rękę 1900 zł.
W stolicy Podlasia najtańsze mieszkanie można wynająć za 1000 zł. Jak nietrudno policzyć – personel będzie złożony z osób żyjących w biedzie i niedostatku.
Płace w białostockiej lecznicy COVID-19 kształtują się na następującym poziomie:
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…