Wydawało mi się, że nie zobaczę w Polsce – przynajmniej przez jakiś czas – nic bardziej podłego od ulotek Kai Godek. Tych z martwym, rozerwanym płodem i tekstem po polsku i po ukraińsku. Nie wiem, jakim trzeba być człowiekiem i co mieć w głowie (bo serc nasi fundamentaliści nie mają), żeby wpaść na pomysł wychodzenia z makabrycznymi zdjęciami do walczących o przetrwanie Ukrainek. Żeby sugerować im dzwonienie na policję, jeśli spotkają aktywistkę proaborcyjną – zupełnie jakby te kobiety nie miały nic lepszego do zrobienia w Polsce, niż wspieranie fundamentalistycznej krucjaty.
Kaja Godek nie jest, niestety, jedyna.
19 marca, gdy tysiące Polaków poświęciło – kolejną – wolną sobotę na podawanie uchodźcom posiłków, szukanie mieszkań, organizowanie transportu, zabawę z dziećmi, pewna grupa udała się do miejsca, które uważa za święte. Cudotwórcze. A przynajmniej skłaniające do refleksji i moralnej odnowy. I tam, w tym chrześcijańskim sanktuarium, zamiast spełniać przykazanie miłości bliźniego (i bliźniej), zagrzewali się nawzajem w pogardzie do kobiet.
Polscy wrogowie kobiet, błędnie nazywani obrońcami życia, pojechali na specjalną pielgrzymkę na Jasną Górę. Zebrali się wokół następującego przesłania: chociaż wojna jest strasznym nieszczęściem, to jednak jeszcze większym złem jest aborcja. To przez aborcję ginie najwięcej ludzi. Dalsze wnioski są oczywiste: największymi zbrodniarzami nie są dyktatorzy, podżegacze wojenni, handlarze bronią.
Najgorsze są kobiety, które nie chcą być w ciąży.
Polscy zaślepieni fundamentaliści wysłuchali też kazania, w którym metropolita częstochowski szedł z duchem czasu. Zauważał, że zniknęła już w Polsce jedna z przesłanek dla usunięcia ciąży. Atakował następną. Zagrożenie życia i zdrowia matki, pouczał, to za szeroka kategoria. Na psychiatrów wywierane są naciski, alarmował, by potwierdzali, że ciąża pogorszy stan psychiczny kobiety. – Nie można zabijać dziecka z powodu złego samopoczucia matki i jej stresów – pouczał, dowodząc przy okazji, że nie odróżnia złego samopoczucia od poważnych zaburzeń i załamań. Nie dodał, że kobietę z kolei zabić można bez większych wątpliwości – ale właściwie nie musiał. Cała Polska już poznała historię Izabeli z Pszczyny.
Owszem, część polskiego Kościoła wykorzystała szansę, by w kryzysie pokazać, że swoje credo traktuje poważnie. Są księża, którzy otworzyli plebanie i klasztory dla przybyszów, zbierają dary. Są hierarchowie, którzy zmienili diecezjalne domy rekolekcyjne w schronienie dla uchodźczyń. I są na drugim biegunie tacy, jak metropolita Depo z Częstochowy. Z klapkami na oczach, odtwarzający niczym katarynki w kółko tę samą, podłą melodię. Upokorzyć kobiety. Poniżać przy każdej okazji. Wykorzystać wojenną tragedię kobiet do tego, by pouczać, że to nie tragedia – bo prawdziwa tragedia jest tam, gdzie zobaczy ją hierarcha-fanatyk.
Żeby nie było, że zobaczył tylko aborcję – metropolita wskazał jeszcze inne problemy gorsze niż wojna. Gorszy jest ekologizm. Gorsza jest dechrystianizacja i depopulacja, które zostały ponoć starannie zaplanowane i trwają, więc polski katolik nie może zajmować się tylko wojną i pomocą uchodźcom. Mógłby przegapić takie zagrożenia.
Mógłby jeszcze przypadkiem pójść na dworzec, pomagać Ukrainkom, zamiast na kolejne kazanie o grzesznych kobietach.
Polskiego Kościoła chyba jednak nie da się naprawić, skoro w obliczu potężnego humanitarnego kryzysu ciągle tkwi w nim myśl, że ideologiczna dominacja jest ważniejsza od prostego niesienia pomocy. Skoro ciągle są w nim mile widziani ludzie, którzy nie patrząc na nic sączą fundamentalizm w przestrzeń publiczną. Żeby przypadkiem nie poszedł w zapomnienie, gdy tak wiele się dzieje i tak wielu ludzi zwyczajnie boi się o swoje jutro.
W ich mniemaniu jutro ma być takie, jakie było wczoraj: ciemne, opresyjne, antykobiece. Nie mamy wyjść z tego kryzysu bardziej solidarni, empatyczni i otwarci na drugiego człowieka. Oni dołożą wszelkich starań, by tak się właśnie stało.
Assange o zagrożeniu wolności słowa
Twórca WikiLeaks Julian Assange po kilkunastu latach spędzonych w odosobnieniu i szczęśliw…