Polska rzeczywistość polityczna od dawna już ma więcej wspólnego z religią niż jakkolwiek rozumianym interesem państwowym, czy w ogóle jakimkolwiek interesem. To, co nazywa się debatą publiczną, jest w istocie kompletnie nierzeczową przepychanką pomiędzy różnymi kościołami.
Ich ewangelizatorzy, zarówno frontowi jak i poboczni, dbają niemal wyłącznie o to, by konsekrowane przez nie obiekty kultu otaczane były maksymalną czcią. Kościół transformacyjnego etosu stracił ostatnio wyznawców na rzecz bożka patriotyzmu, ale myli się ten, komu się wydaje, że tylko te dwie religie plus wyznawcy Jana Pawła II tworzą pełen zbiór sekt uprawiających obecnie w Polsce „politykę”.
W ramach tych religii powstają też wewnętrzne nurty, które często okazują się niezwykle elastyczne i politycznie – jak to się dziś pięknie mówi – intersekcjonalne.
Dobrym przykładem jest choćby kościół wolnych sądów. Jego uczestnicy zachowują się dokładnie tak jak fundamentalistyczni katoliccy dewoci. Nie potrafią powiedzieć niczego konkretnego na temat doktryny, której chętnie publicznie hołdują, wywrzaskują jedynie jakieś hasła i slogany. Nie pozwalają rzec ani jednego złego słowa o obiektach własnego kultu, wymagają bezwzględnego posłuszeństwa, źle widzą zadawanie pytań, a każdego powątpiewającego podejrzewają o herezję, albo od razu ekskomunikują. Mają swoich męczenników (Juszczyszyn), papieży (Gersdorf, Rzepliński) i kaznodziei (Żakowski, Janda). Wszystko się zgadza. No i jest tych trochę i u rodzimych socjalliberałów, i u konserwatystów spod znaku PO.
Wcale podobnie działa kościół 500 plus. Każdego, kto podniesie rękę na ten święty sakrament demograficzno-pieniężny, już nawet nie programowo, lecz choćby w żartach, tego system i podłączeni do niego wierni, natychmiast klasyfikują jako zdrajcę ludowego stanu, uprzywilejowanego i złego człowieka, niewrażliwego na powszechną ulgę, jaką rząd Beaty Szydło obdarował naród polski.
Część tego kościoła niemal otwarcie wspiera rząd, a druga w nieco zawoalowany sposób, a niektórzy go nawet nie lubią. Wszystkie sekcje jednak łączy nienawiść pierwsza, piękna i czysta do osób takich jak Robert Biedroń. Oni też mają swoje plugawe pisemka, propagatorów i ikony, które muszą ostentacyjnie całować w sieciach społecznościowych. W tym kościele są one jednak bardziej abstrakcyjne niż konkretne. Tę doktrynę konstytuuje bowiem totalitaryzm wyobrażeń – np. wyobrażona figura górnika, który na pewno nie jest gejem, czy kasjerki w hipermarkecie, która absolutnie nie może być lesbijką; obowiązkowo oboje silnie wierzący i intelektualnie nieelastyczni, potencjalnie zaniedbani. Dźwignią ewangelizacji jest tu lament wobec antyludowej pogardy i demonstracyjne, niekiedy groteskowe antyeliciarstwo. W tym nieustannym zawodzeniu zlewają się w oburzeniu bieda-influencerzy jak Okraska czy Markiewka. Niby różni, ale kościół wszak, wzorem rzymskiego, powszechny.
Myślenie aksjomatami i prostymi logicznymi równaniami daje dużo łatwiejszy i niewymagający refleksji obraz moralności. Stąd byty parareligijne, które już niemal doszczętnie zniszczyły życie i myślenie polityczne, pączkują.
Teraz wybił wielki kwiat kościoła epidemiologicznego podporządkowania, który jest z tych najnowszych najbardziej egalitarny, bo zdumiewająco skutecznie połączył wiernych ze wszystkich lub prawie wszystkich innych kościołów. Mało tego, jego przekaz okazał się tak silny, że nie tylko przykrył, ale wręcz wyciszył dotychczasowe teologiczne waśnie. Prezes Państwa i jego Morawiecki nagle stali się mężami opatrznościowymi, których choć można krytykować, to jednak trzeba słuchać. Można pisać sobie w internecie o tym, jak absurdalne i bezprawne zakazy wdrażają, i dopuszczalny jest nawet taki grzech myślą i słowem, ale już nie uczynkiem – bezwzględna uległość jest jedyną drogą.
Każdy, kto podważa jego sens lub namawia nawet nie do łamania tych w większości na pierwszy rzut oka kretyńskich restrykcji i obostrzeń, lecz choćby do puknięcia się w czoło, jest nikczemnikiem, który chce z ziemi włoskiej do Polski sprowadzić nie legiony, a zbrodniczego koronawirusa; jest szatanem, który pragnie powszechnej orgii śmierci na wirusowe zapalenie płuc. Oczywiście, kult ten ma również swoje obrzędy inkluzywne. Trzeba na przykład cały czas zamieszczać jakieś afirmatywne informacje i fotografie czy klipy wideo w sieciach społecznościowych, dokumentując codzienne rytuały kwarantannowe – a to ktoś pierwszy raz ogolił łonowce, a to ktoś zaczął ćwiczyć jogę.
I choć na pozór ewidencja ta jest optymistyczna, czy odkrywcza, to tuż pod płaszczykiem płaskiej ostentacji, którą żywią się sieci społecznościowe, widać, że ten właśnie kościół jest najbardziej patologiczny. Jest to kościół strachu. Jego rychłe założenie i dynamika rozwoju świadczą dobitnie o tym, że każdy, nawet bardzo żywy spór w polskim społeczeństwie, można odstawić na bocznicę dziejów, jeśli sprawnie przeprowadzić festiwal pornografii strachu. „Rugajet, znaczit praw” jak mawiali starożytni Rosjanie.
Szczęśliwie, ja jestem niewierzący i zachęcam do powszechnego odchodzenia od wiary. Każdej. Pilnie potrzebujemy wspólnoty ludzi przytomnych i krytycznych. Choćby niewielkiej.
Sutrykalia
Spektakularne zatrzymanie Prezydenta Wrocławia Jacka Sutryka przez funkcjonariuszy CBA w z…
Józef Piłsudski miał jednak rację mówiąc, że religia to wynalazek dla ludzi bez rozumu.
Robił to przyjmując komunię?
Ostatnio Strajk szoruje po dnie. Eksperci od wszystkiego po zaocznej filozofii. Dislike/unfollow/czy co to tam się w dzisiejszych czasach robi.
Przeczytałem artykuł i już wiem — wszyscy i wszystko do doopy jest tylko ja Stanisławski Bojan oraz Biedroń Robert fajowi jesteśmy!!!!! Wstępujta ciemny ludzie do naszego kościoła gdyż tylko nasza racja jest najmojsza!!!
Śmiszny i cudaczny artykuł o doopie Marynie, Bojan zaczyna pitolić jak Krypta Polityczna – „różowe stworki” z Placu Zbawiciela pewnie się zachwycą a prekariat niech rozdziawi gęby i podziwia następnego „kaznodzieję”.
Bojanie, jesteś wielki!
Ostatnie zdanie (a konkretnie dwa) na miarę złota. Będzie kolejna sekta :D :D Lecę po popcorn
jeśli będzie to sekta przytomnych i krytycznych, na pewno w Polsce mało popularna, ale chętnie do niej wstąpię