W ciągu tych 7 miesięcy krążenia po Oceanie Indyjskim 54-letni Zbigniew dotarł na swej łodzi z Komorów u wschodnich wybrzeży Afryki aż w pobliże Indonezji, ale prądy morskie skierowały go niemal do punktu wyjścia. 24 grudnia wychudzonego mężczyznę z wychudzonym kotem uratowali marynarze z francuskiej wyspy Reunion, o 1,5 tys. km od Komorów.

Szalupa p. Zbigniewa. kadr z wideo

Wbrew temu, co podają nasze media, bezrobotny marynarz nie wypłynął z Komorów jachtem, tylko w wyremontowanej własnym sumptem starej szalupie ratunkowej z rozbitego statku pasażerskiego. Zabrał swego kota, zapas żywności na miesiąc (chińskie zupki w proszku), ale jego sekstans szybko się zepsuł, jak i ster, a żagiel zerwała burza. Odtąd dzielił zupki na coraz mniejsze porcje i łowił ryby. Twierdzi, że przemknęło mu przez głowę zjedzenie kota, ale się powstrzymał.

Pan Zbigniew zaciągał się na statki w Stanach Zjednoczonych, gdzie miał kartę pobytu. Był w Indiach, gdy ważność tej karty wygasła, więc postanowił wrócić do Polski. Jednak jego indyjska łódź straciła żagiel i zniosło ją na Komory, aż rozbiła się o tamtejsze skały. Postanowił wtedy dostać się porzuconą szalupą, którą remontował wiele miesięcy, do Afryki Południowej, w nadziei znalezienia jakiejś pracy, gdyż „z Polski to ludzie wyjeżdżają”.

Władze Reunion z pewnym sceptycyzmem przyjmują zamiar pana Zbigniewa, który chce ponownie wyremontować szalupę. Jednak nie zamierzają mu przeszkadzać. Będzie mógł zostać jakiś czas na wyspie, aż przyjdzie do siebie. Polskiego migranta przyjęła lokalna parafia, będzie dostawał pieniądze na żywność, a prefekt ma mu ułatwić legalizację tymczasowego pobytu. Udzielił wywiadów kilku miejscowym mediom, zapewniając, że dotrze kiedyś do RPA, gdzie ma rozpocząć „nowe, normalne życie”.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Przepiękna historia. i te marzenia o dzisiejszym raju w RPA. Tylko skąd ten tytił o bezrobotnym. Pan Zbigniew przez siedem miesięcy ciężko harował na własnym jachcie, utrzymując na dodatek kota. To w pełni zapracowany człowiek, a nie żaden potencjalny menel. Nie miał tylko szczęścia spotkania przyjaznych łodzi, które tak niedawno z Somali wypływały witać tankowce i drobnicowce. Jak pech to pech. Ale nie całkiem. Trafił do przyjaznej parafii, dostaje wsparcie i nadal marzy o afrykańskim raju. Aż strach pomyśleć, jak po przyjeździe miejscowi ze szczerego serca pomylą go z zapudełkowanym rodakiem, bezskutecznie zabiegającym o wyjazd z owego raju do porzuconej ongiś komunistycznej Polski. I pomyśleć, że nawet na antypodach, gdzie chodzą do góry nogami, Polacy potrafią się różnić. Tyle, że Waluś nie ma kota.

  2. Każdy statek napędzany żaglami a niewykorzystywany zawodowo lecz turystycznie/amatorsko/sportowo jest jachtem, to z definicji. Nie ma znaczenia z czego jest wykonany. Sporo jest jachtow bedacych przerobkami wiekowych lodzi rybackich i kutrow… Dlatego prawda jest ze plynal jachtem. Ale jak mozna w XXIw wyplywac z sekstansem i bez GPSa?

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej

Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…