To, że „Gazeta Wyborcza” kibicuje zwycięstwu Joe Bidena, nie dziwi. Od początku kadencji Donalda Trumpa jednoznacznie zajmowała stanowisko zgodne z wytycznymi tej części amerykańskich elit, które związane były z Partią Demokratyczną i tak jak one jechała po Trumpie ile wlazło. Nie to, że nie zasadnie, Trumpa było za co deptać, ale podobno były kiedyś czasy, kiedy główne media w Polsce zachowywały choćby pozory obiektywizmu. Było, minęło, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem.
Teraz tytuł komentarza Macieja Jarkowca „Biden lepszy dla Polski”, wydawałoby się, nie powinien zachęcać do lektury, bo i po co, skoro wszystko jasne. Ale to złudzenie. Przeczytać tekst Jarkowca warto nie ze względu na argumentację, czemu Biden ma być lepszy dla Polski – jest dość toporna – ale ze względu na ostatni akapit.
„Badania historyczne przekonują, że moralność ma w polityce znaczenie. Książka „Do Morals Matter?” politologa Josepha Nye pokazuje, jak etyczny kompas prezydentów USA wpływał na losy Ameryki i świata. Nye opisuje np. sytuację Harry’ego Trumana w czasie wojny w Korei. Doradcy namawiali go do użycia broni jądrowej. O tym, że nie doszło wtedy do wojny nuklearnej, zdecydowały cechy osobowościowe Trumana. Dla całego świata, łącznie z Polską, przyzwoity człowiek na czele Ameryki jest sprawą fundamentalną”, pisze Jarkowiec.
Otóż, jak wszystkim w miarę przytomnym ludziom wiadomo, moralność jest tym, czym w polityce amerykańskiej (nie tylko amerykańskiej, ale dzisiaj patrzymy na USA) wycierają sobie usta wszyscy amerykańscy prezydenci i otaczające ich elity podczas swoich oficjalnych wystąpień. Jednocześnie od Harry’ego Trumana nie było kłamstwa, którego by nie wypowiedziała Ameryka, nie było obietnicy, której by nie złamała, nie było sojuszników, których by nie zostawiła na pastwę losu, nie było zbrodni, której by nie popełniła, i prawa, którego by nie naruszyła, kiedy tylko uznawała, że to odpowiada jej interesom. Mówienie w tym aspekcie „przyzwoitości” jest świadectwem pewnego zaczadzenia umysłowego.
Słowa Kennedy’wgo „sukinsyn, ale nasz sukinsyn” dobrze charakteryzowały wartości, których trzymała się Ameryka wspomagając dojście do władzy, a potem utrzymując największych dyktatorów i zbrodniarzy swoich narodów, jednocześnie bez pardonu zabijając lub skrytobójczo mordując tych, których uważała za przeszkody na drodze do swojego panowania nad światem.
Być może Truman nie zdecydował się na wojnę nuklearną z powodów swego krystalicznego charakteru, ale może też dlatego, że po prostu się bał, że ja przegra. Politykę amerykańską charakteryzują nie wzięte z sufitu zapewnienia, że wskazany przez „GW kandydat na prezydenta jest „przyzwoity”, lecz słowa Madeleine Albright, że w imię interesów USA warto było, by zmarło pół miliona irackich dzieci i upiorny śmieszek Hillary Clinton na wieść o śmierci Kadafiego.
Syria, jaką znaliśmy, odchodzi
Właśnie żegnamy Syrię, kraj, który mimo wszystkich swoich olbrzymi funkcjonalnych wad był …