„W sumie wystarczy przytakiwać i spokojnie robić mądre miny” – wysoki oficer armii szwedzkiej wyjaśnił, w jaki sposób oszukać władze swego kraju, ONZ i nawet najwyższe szarże NATO w belgijskiej siedzibie głównej tej organizacji. Szwedzki dziennik Dagens Nyheter ujawnił historię natowskiego Nikodema Dyzmy.
Przedwczoraj przed komisją obrony szwedzkiego parlamentu stanęli minister obrony Peter Hultqvist i dowódca naczelny armii szwedzkiej Micael Bydén, ale nie potrafili wytłumaczyć błyskotliwej, wojskowej kariery zwykłego fałszerza, na razie nie ujawnionego z nazwiska. Obaj stwierdzili, że chodzi o „b. poważną sytuację”, która mogła narazić Szwecję i NATO na „utratę bezpieczeństwa”.
W 1999 r. ze szkoły oficerskiej w Enköping wydalono delikwenta, który sfałszował wyniki swego wstępnego egzaminu. Anonimowy student postanowił wtedy pójść na skróty i z fałszywym dyplomem tej szkoły szybko wrócił do armii. Wkrótce wysłano go z misją do Kosowa, a później do Afganistanu. Przytakiwał tak wiarygodnie, że awansował na kapitana i później majora. Teoretycznie powinien był wtedy wrócić do szkoły, by zdać dodatkowe kursy, ale sfałszował odpowiednie świadectwa i dostał się do szwedzkiego wywiadu.
W 2012 r. dowództwo armii szwedzkiej wysłało go do siedziby głównej NATO (Szwecja nie należy do tego sojuszu, lecz z nim współpracuje) jako swego przedstawiciela, nie czytając jego fałszywego życiorysu. W belgijskim Mons też nikt tam nie zaglądał. Dwa lata temu, gdy już był w dowództwie szwedzkiej straży przybrzeżnej, zaczął się starać o jeszcze wyższe stanowisko i wtedy jego życiorys ktoś przypadkowo przeczytał. Nawet jego prawo jazdy było fałszywe. Zawiadomiono wywiad i najwyższe szarże, lecz nikt nie zwrócił na to uwagi. Wysłano go nawet z misją ONZ do Sahelu, gdzie miał „walczyć z terroryzmem”.
Dopiero dwa miesiące temu ktoś się w końcu przypadkowo zorientował i wyrzucono mężczyznę z wojska. Dla Dagens Nyheter powiedział, że według niego wielu ludzi „upiększa” swe życiorysy, by dostać dobrze płatną pracę. Śledztwo w jego sprawie prowadzi szwedzka armia i NATO w belgijskim Mons, gdzie pracował obrotny oszust.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
Gratuluję czujności oficerom NATO
Przede wszystkim – to lenistwo jakiegoś poruczniczyny z archiwum teczek osobowych wyłazi na wierzch. Taki facet jest od tego w kancelarii aby dokumenty WSZYSTKICH ASPIRUJĄCYCH DO PRACY W WOJU NA OFICERSKIM STANOWISKU zostały sprawdzone pod kątem kwalifikacji, ukończonych szkół. Wojsko to nie cywilbanda gdzie nie sprawdza się charakterystyki psychologicznej kandydata…
Później – w związku z awansem ze zwykłego sztabowego taboreta – do funkcji związanych z tajemnicą państwową/wojskową, powinien zostać prześwietlony ,,od gardziela do pier.dzi.ela i trzy pokolenia wstecz” – przez odpowiednią komórkę kontrwywiadu. I tu po raz kolejny inny mało-gwiazdkowy pier…stołek pokpił sprawę.
Wszystko to wygląda jak scenariusz marnej komedii klasy ,,C” gdyby nie miało miejsca w rzeczywistości.
I tu nasuwa mi się pewna myśl niewesoła… Skoro tak łatwo było zwykłemu kanciarzowi prześlizgać się do wywiadu armii Szwecji, to jaką wartość miały i mają jego raporty??? Być może to właśnie stąd brały się chmary radzieckich okrętów podwodnych cięgiem naruszających wody terytorialne królestwa… Przecież kontrwywiad Szwedzki wygląda w świetle tych faktów gorzej od polskiego po reformie Macierewicza…
Kasa wielokrotnie za duża w stosunku do kompetencji i obowiązków = budżetówkowa patologia.
A jak obiektywnie oceniać kompetencje?
Skoro osoba dosłownie z ulicy w praktyce sprawdziła się na stanowisku teoretycznie specjalistycznym i elitarnym (wysoki oficer), to znaczy, że czas najwyższy zdegradować takie stołki do niższego korpusu, a honory i prestiż oficera ograniczyć do wąskiego grona rzeczywistych specjalistów (np. fachowców od teleinformatyki, radioelektroniki, balistyki).
Nie znam szwedzkich realiów, ale sądząc po tej sprawie zapewne doświadczają problemów podobnych do naszych, czyli nadmiaru chętnych na łatwą kasę i ogromnych trudności z pozyskaniem specjalistów z wolnego rynku, którym płaci się tyle samo, co za pierd*enie w stołek.