Znamy już termin strajku nauczycieli – 8 kwietnia, początek egzaminów ósmych klas. ZNP zrobiło wszystko, co mogło, żeby uniknąć tak drastycznej formy protestu; po drugiej stronie obserwowaliśmy pokaz arogancji, buty i braku rozsądku. Minister Zalewska nie zrobiła nic, żeby uniknąć protestów i dogadać się ze środowiskiem – wręcz przeciwnie, nie sposób zliczyć przekłamań i pomówień, które padły, za część zresztą zapłacili podatnicy. Zmanipulowana kampania o niebotycznych zarobkach nauczycieli kosztowała nas wszystkich 64 tys. zł.
Tymczasem za strajkiem kryje się autentyczna troska, nie tylko o swoje kieszenie, ale także o jakość edukacji. Dobrze opłacani, szanowani nauczyciele, to lepsza szkoła, głodowe pensje to masowy odpływ z zawodu, który zresztą widzimy już dzisiaj. Jeśli natychmiast nie poprawi się sytuacja tej grupy zawodowej, zaraz nie będzie miał kto prowadzić lekcji. Już brakuje kilkudziesięciu tysięcy anglistek, matematyczek czy przedszkolanek.
Obecne klasy ósme, które będą zdawać egzaminy w czasie strajków, to rocznik, który na swoich młodych plecach od początku swojej kariery szkolnej dźwiga skłonność do „reformowania” szkoły. To jedne z pierwszych dzieci, które poszły do szkół w wieku 6 lat. Zamiast iść do gimnazjum zostały w szkołach podstawowych, gdzie w ciągu dwóch lat muszą zrealizować program z trzech lat gimnazjum – nie dają sobie z tym rady, nauki jest za dużo. Trafią do liceów, gdzie nie ma na nich miejsca – w pierwszych klasach liceum znajdą się dwa roczniki, ostatni absolwenci gimnazjów i właśnie nieszczęśni ósmoklasiści, którzy mieli rok mniej na opanowanie materiału, więc ciężko im będzie konkurować ze starszymi kolegami. Te dzieci mają 13 lat – trochę mało, żeby płacić za polityczne błędy rządu, prawda?
Problemem polskiej szkoły są oczywiście nie tylko zarobki nauczycieli i nie tylko reforma oświaty. Metody nauczania i wychowania zmieniają się znacznie wolniej niż świat wokół nas. Szkoła często nie ma żadnych narzędzi, żeby radzić sobie z nowymi formami rówieśniczej przemocy, która przeniosła się do internetu. System edukacji nie ma żadnej odpowiedzi na epidemię depresji i samobójstw wśród młodzieży – tylko w pierwszych trzech kwartałach 2017 roku zabiło się 66 nastolatków, 440 próbowało. Metody nauczania są przestarzałe i odklejone od rzeczywistości – tony prac domowych, czytanie tych samych opracowań i tych samych lektur od 30 lat, jedynka i uwaga jako narzędzia pracy z dziećmi, które sprawiają trudności.
MEN pod wodzą Zalewskiej pozbywa się ze szkół dzieci z niepełnosprawnością, nie ma żadnego pomysłu na integrację dzieci migrantów, chociażby z Ukrainy, których pojawia się w Polsce coraz więcej. Nie ma rozwiązań najprostszych problemów – jak choćby wykrzywiające dziecięce plecy ciężkie plecaki czy stan techniczny i rozmiar ławek, w których muszą siedzieć całymi dniami.
Czym w tych ponurych okolicznościach zajmują się kadry? Anna Zalewska planuje kampanię do Parlamentu Europejskiego. Krzysztof Nowacki, kurator oświaty w woj. warmińsko-mazurskim, zorganizował już 10 kontroli w szkole, która w bibliotece miała książeczkę o Ślimaku Samie, sympatycznym zwierzątku, które podobnie jak wszystkie pozostałe ślimaki na świecie, jest obojnakiem; wiedza o tym mogłaby zgorszyć dzieci. Małopolska kurator, Barbara Nowak odkryła skandal – w ramach wymiany międzynarodowej dzieci w jednej ze szkół miały szansę pouczyć się arabskiego od algierskich studentów, na szczęście już nie mają, jeszcze by się czegoś dowiedziały o świecie! Nagrała też obszerny materiał i sporo bywała w mediach w związku z podpisaniem przez Rafała Trzaskowskiego karty LGBT dla Warszawy, zapewniającej rzetelną edukację seksualną – to z pewnością ważniejsza kwestia niż egzaminy w małopolskich szkołach i dalsze losy absolwentów podstawówek albo fakt, że w samej Małopolsce już po rozpoczęciu obecnego roku szkolnego brakowało 800 nauczycieli.
Trudno uwierzyć, żeby widząc pożar polskiej szkoły kuratorzy naprawdę martwili się o islamską inwazję albo homopropagandę. To raczej umyślny zabieg – krzyczmy dużo rasistowskich, homofobicznych haseł, niech prasa pisze o tym, że jesteśmy konserwatywni i oszołomscy. Może wtedy nikt nie zauważy, że jesteśmy bezradni i niekompetentni, że złamaliśmy życie tysiącom dzieci i nie mamy pojęcia, jak posprzątać ten burdel. Walka ze Ślimaczkiem ma za zadanie tworzenie pozoru, że kogokolwiek w kuratorium obchodzi szkoła i wartości, jakie prezentuje; że ktoś stara się chociaż mieć nad tym kontrolę.
Z takiej szkoły można wygonić świętym ogniem obojnaczego ślimaka, można wygnać z niej algierskich studentów. Mogą z niej uciec nauczyciele, którzy jak każdy człowiek chcą godnie zarabiać. Jeśli nie zaoferuje im tego państwo, znajdą inną robotę. Kiedy zmieni się władza, odejdą z niej pisowscy urzędnicy. Tylko dzieci nie mają gdzie uciec, a wszystkie błędy pani Zalewskiej, jej kolegów i koleżanek, poniosą w przeładowanych plecakach w życie.
Syria, jaką znaliśmy, odchodzi
Właśnie żegnamy Syrię, kraj, który mimo wszystkich swoich olbrzymi funkcjonalnych wad był …
Wiem że dwa lata temu pisano różne przerażające rzeczy o reformie, bo nikt nie wiedział co nas czeka. Ale teraz, gdy eksperymentalny rocznik ma już za sobą 7 klasę i prawie całą 8 klasę, już wiadomo że nikt nie przerabia 3-letniego programu w dwa lata. Publikacja tych bzdur to wstyd. Nie usuwanie ich mimo prośby by nie wprowadzać ludzi niepotrzebnie w błąd to wstyd do kwadratu.
„Znamy już termin strajku nauczycieli – 8 kwietnia, początek egzaminów ósmych klas.”
Strzał w stopę. O jakimkolwiek zrozumieniu społeczeństwa mogą zapomnieć.
„Dobrze opłacani, szanowani nauczyciele, to lepsza szkoła”
Zarobki swoją drogą, ale lepsza szkoła to przede wszystkim wysokie wymagania. Nie jak obecnie, kiedy byle podyplomówka wystarcza do nauki przedmiotu, w konsekwencji czego nauczyciele nierzadko w ogóle nie rozumieją „nauczanych” treści.
„Już brakuje kilkudziesięciu tysięcy anglistek, matematyczek czy przedszkolanek.”
Nie przesadzałbym z liczbą wakatów. Na przykład na stronie pomorskiego kuratorium widnieje dokładnie 96 ofert, zresztą nie tylko nauczycielskich, z których sporo dotyczy jedynie części etatu lub zastępstwa. Nie jest to dużo w skali ok. 2,5-milionowego województwa (mniej więcej 1/16 populacji kraju), co pokazuje, że szczgólnie poza większymi miastami, ciągle potrzebne są plecy.
Nie należy również zapominač, że „odstraszaczem” od fachu nauczyciela jest brak rozwoju zawodowego. Szkoła w żaden sposób nie dostarcza kompetencji przydatnych na rynku, co powoduje olbrzymie trudności ze zmianą pracy.
„nie ma żadnego pomysłu na integrację dzieci migrantów, chociażby z Ukrainy”
Proimigrancki fanatyzm partii rządzącej prowadzi do postępującej gettoizacji.
Przede wszystkim W SZKOŁACH UCZĄ JEDYNIE ABSOLWENCI STUDIÓW MAGISTERSKICH.
Podyplomowo, pedagogikę muszą skończyć ci, którzy nie studiowali na kierunkach nauczycielskich.
Czyli – wszyscy dobrze wiedzą czego uczą, problem tkwi w UMIEJĘTNOŚCI PRZEKAZANIA WIEDZY.
Do momentu gdy zarobki nie będą porównywalne do zarobków przemysłowej kadry inżynierskiej – szkoła będzie zawodem OSTATNIEGO WYBORU.
I skutek obserwujemy – staczanie się kadry na dno…
Szkoła dba dość dobrze o rozwój zawodowy kadry – w kierunku… potrzebnym szkole! Stąd kłopoty chcących przejść do korporacji. Takie jest prawo buszu, płacący za kursy – nie będzie przecież szkolił pracowników dla kogo innego!
„W SZKOŁACH UCZĄ JEDYNIE ABSOLWENCI STUDIÓW MAGISTERSKICH.
Podyplomowo, pedagogikę muszą skończyć ci, którzy nie studiowali na kierunkach nauczycielskich.”
Nie mam na myśli podyplomowej pedagogiki. Gdyby chodziło tylko o nią, sytuacja byłaby wprost rewelacyjna. Gwoli przykładu – w czasie mojej edukacji w LO fizyki (o zgrozo rozszerzonej!) uczył mnie geograf po podyplomówce, którego wiedza, jak łatwo się domyślić, nie należała do obszernych :) Oczywiście zdarzają się dużo bardziej hardkorowe przypadki, o których szkoda się rozpisywać. W każdym razie ustawowe zrównanie kierunkowego magistra z przypadkową podyplomówką oznacza splunięcie w twarz temu pierwszemu.
„Do momentu gdy zarobki nie będą porównywalne do zarobków przemysłowej kadry inżynierskiej – szkoła będzie zawodem OSTATNIEGO WYBORU.
I skutek obserwujemy – staczanie się kadry na dno…”
Racja, ale niektórzy cenią sobie niższe wynagrodzenie kosztem mniejszych wymagań i większej ilości wolnego czasu. Inżynierowi na stanowisku umysłowym trudno przebić sufit nieco powyżej 4k na rękę, a do tego musi mieć odpowiednie doświadczenie i wykształcenie. Nie powie pracodawcy, że chociaż skończył powiedzmy historię, to podyplomówka sprawiła, iż zdobył kompetencje np. magistra inżyniera elektrotechniki.
Ależ tu się mylisz! Podyplomówka inżynierska różni się jedynie tym, że realizujesz ją zaocznie, a nie w cyklu dziennym i wszystko w tym samym zakresie powinieneś mieć opanowane. (tyle teoria) I do połowy lat 90 tak to działało. Później poszło wszystko na żywioł i otwarto ,,wyższe studia” w każdym powiecie, skazując na śmierć szkoły zawodowe, likwidując technika z zapleczem które wypuszczały dobry personel do realizacji tych bardziej złożonych zadań jak wbijanie gwoździ czy sztychowanie ścian wykopów… Zaoczne studia różnią sie jedynie brakiem,,michałów” od tych dziennych. Wykładają ci sami wykładowcy i na kierunkach obleganych wymagania są ,,z tej samej półki” co dla studiujących w normalnym trybie. Dyplom ma taka samą wartość. Powstało jednak kupa różnych ,,akademii gotowania-na-gazie” i te ,,produkują” w różnych Pułtuskach, Skoczowach, Skierniewicach, Radomiach i bóg wie gdzie jeszcze ,,magistrów” z przeróżnych dziedzin. Jednak w odróżnieniu od tych starych, które trzymają poziom, tam z profesorem prędzej spotkasz się na pivie niz na egzaminie i… wszyscy otrzymują dyplomy!
Jednak placówki tego typu są menedżerom większych firm doskonale znane i takim ,,magistrom” proponuje sie zazwyczaj stanowisko magazyniera czy co najwyżej kontysty.
O sytuacji w takich ,,sorbonach” na poziomie technikum nie chcę mówić bo wszędzie jest to kryminał i prokurator nie powinien z tych ,,szkół” wychodzić.
Kolego Skorpsionie 13,5, Kolega się grubo mylisz. Wszystkie studia zaoczne różnią się od dziennych poziomem wiedzy. I co z tego, ze dorabiają na nich ci sami wykładowcy, co na dziennych? To tylko dla nich źródło szmalu, a nie rzeczywiste zaangażowanie naukowe. Owszem, ich uczestnicy mają sporo zajęć, ale to i tak nie to, co prawdziwe studia i nigdy prawdziwych studiów nie zastąpią. A te wszystkie wyższe szkoły seksu i biznesu skutecznie jeszcze wyrównują poziom nauki. Oczywiście w dół.
Za komuny studia były rzeczywiście studiami (nie wszystkie, ale średnia), ale przyjęcie cudownego systemu bolońskiego dla wyższych uczelni sprowadziło nasze uczelnie do porządnego poziomu ełropejskiego. Radykalnie w dół.
Jak w kraju transformacja ustrojowa, 20-to procentowe bezrobocie to trzymanie tych wszystkich młodych ludzi, poza tzw. rynkiem pracy, to wcale nie taki głupi pomysł.
Problem w tym, że jak młodzi wykombinują, że są lepiej wyedukowani niż ich rodzice, a pracę i start na początek mają gorszy, to trochę się wkurzą – patrz Francja.
„Szkoła często nie ma żadnych narzędzi, żeby radzić sobie z nowymi formami rówieśniczej przemocy”
Nie ma i nie będzie mieć. Występowanie przemocy najpewniej skorelowane jest z nierównościami społecznymi. By zredukować nierówności społeczne – nie zrobiono nic…
„System edukacji nie ma żadnej odpowiedzi na epidemię depresji…”
Nie ma i nie będzie mieć. Ilość osób chorujących na depresję najpewniej skorelowana jest z nierównościami społecznymi. By zredukować nierówności społeczne – nie zrobiono nic…
„i samobójstw wśród młodzieży”
Nie ma i nie będzie mieć. Ilość samobójstw i prób samobójczych najpewniej skorelowana jest z nierównościami społecznymi. By zredukować nierówności społeczne – nie zrobiono nic…
Dla mojej generacji nie ruszono nawet palcem. Z każdym rokiem, gdy nierówności rosną, powiększa się nóż, nóż nierówności społecznych, który wbiją mi w plecy, gdy nadejdzie czas!
Trzeba być w najbogatszych 10% by czuć się w miarę bezpiecznym…
No i po to robi się kapitalizm! By być w najbogatszych 10-ciu procentach.
Pani Justyno, trzeci paragraf to źle zrozumiana przez Panią reforma. Ósmoklasisci nie robią 3 lat w 2, ani nie idą do liceum z absolwentami gimnazjum( Wiem bo sprawa dotyczy mojego dziecka). To są bzdury powtarzane po stokroć, jak syndrom milenijny, lub słynna historia ze specjalnymi toaletami dla 6-latków, która powtórzona milion razy przyczyniła się do obalenia poprzedniej reformy. Od Pani oczekuję zdecydowanie więcej rzetelności. I wiedzy.