Wkrótce zacznie się kwiecień, który poza tym, że w ogóle jest ponoć najokrutniejszym miesiącem roku, dla milionów Polaków oznacza też okres składania PIT-ów. Przy rozliczaniu ogromna większość z nas będzie miała okazję odliczyć sobie „ulgę” w postaci 1 proc. naszego podatku, który może zostać przeznaczony na dowolną organizację pożytku publicznego – od Związku Szlachty Polskiej po subkonto dziecka sąsiadki, chorującego na autyzm.
Rozpoczyna się więc dzika walka o uwagę podatników – billboardy, reklamy telewizyjne i radiowe, kampanie w social media i w internecie. Czarno-białe zdjęcia smutnych dzieci, z pomocą którym trzeba zdążyć, bo bez Twoich kilkudziesięciu złotych czeka je smutny koniec, Jasio z rakiem rogówki, Damianek z autyzmem, Wiktoria bez nóg – wszystkie patrzą na nas i błagalnie proszą: „pomóż mi”. Niektóre przez fundacje, które stać na profesjonalną kampanię, inne gdzieś na fb, na zdjęciach robionych telefonem w brzydkim, szpitalnym oświetleniu. Nie mogą wyglądać na zbyt zdrowe, bo wtedy nikt nie będzie chciał im pomóc, ani na zbyt chore – bo brzydkie dzieci nikogo nie wzruszają. Przy tym opisy „daj mi szansę”, „nie chcę żyć w bólu”, „chcę iść do szkoły”, „chcę widzieć”, „chcę żyć”. Tekst musi być chwytliwy – jeśli nie złapie za serce dostatecznie mocno, 1 proc. dostanie inne dziecko. Do tej ostrej konkurencji dochodzą dorośli – przekonując nas do pomocy (która de facto nie kosztuje nas ani złotówki), uzasadniają, dlaczego nie chcą umrzeć na nowotwór czy inną śmiertelną chorobę – zwykle tłumacząc, że nie chcą, żeby ich dzieci straciły rodziców. Nie możesz po prostu dać ogłoszenia: „ludzie, to ja najbardziej potrzebuję tych pieniędzy, bo inaczej umrę”, z marketingowego punktu widzenia brzmi to, powiedzmy sobie szczerze, fatalnie. O wiele lepiej będzie się szerować zdjęcie małego synka, wtulonego w maminą pierś – nikt nie chce, żeby był sierotą. Jesteś dostatecznie dobra w marketing – Ty albo Twoje dziecko będziecie żyć, dostaniesz pieniądze na leczenie i rehabilitację. Nie jesteś – lepiej szybko się naucz.
Stworzyliśmy sobie system, w którym chorzy, niepełnosprawni i potrzebujący ludzie muszą co roku stawać do okrutnego wyścigu o to, kto wzbudzi więcej współczucia, kto zdaniem opinii społecznej bardziej na co zasługuje – Wiktoria na super protezę, Jasio na przeszczep czy Magda z białaczką, której synek Stać nie chce stracić mamy. Tak się składa, że ciocia Wiktorii pracuje w marketingu, tymczasem rodzice Jasia nie radzą sobie nawet z regularnym wrzucaniem zdjęć na fb, Magda ma akurat znajomych w mediach, a mama Damianka, która jest z nim sama, nie zdążyła wysłać tych cholernych papierów do fundacji na czas, bo fizycznie nie miała kiedy. Jest oczywiste, że opinia społeczna nie ma szans na dokonanie racjonalnej oceny – zresztą jedyną racjonalną odpowiedzią jest po prostu dobra i powszechna opieka medyczna. Oczywiście – tej nie da się zagwarantować za środki z 1 proc., zwłaszcza że trafiają one też do organizacji zajmujących się zupełnie innymi sprawami, które stają do tej samej konkurencji. Zamiast tego mamy więc ostrą selekcję i prawo dżungli – w wyścigu po niezbędną pomoc wygrywają najsilniejsi, najbogatsi, najsprytniejsi czy też najlepiej wykształceni, którzy są w stanie pozwolić sobie na najbardziej przekonującą kampanię i którzy będą w stanie kupić naszą empatię.
Mając pełną świadomość tego, jak wielu osobom udało się pomóc dzięki 1 procentowi i doświadczając tego także na poziomie rodzinnym, mam wątpliwości, czy nie lepiej byłoby, żeby środki te trafiły po prostu do budżetu, gdzie – miejmy nadzieję – rozdzielane byłyby jednak według nieco bardziej sprawiedliwego klucza.
O co ma walczyć demokracja?
Doprawdy, pojęcie „demokracji walczącej” jest bodaj najbardziej perwersyjną nazwą na…
Nie rozumiem powodów dla których ten artykuł został napisany. Dzięki fundacji (nie wymienię nazwy) moja chora córka pojechała na turnus rehabilitacyjny, otrzymała potrzebny sprzęt do rehabilitacji w domu, na który nigdy w życiu nie byłoby mnie stać. Jeśli zaś chodzi o 1% do budżetu państwa to jest to idiotyczny pomysł. Zgadzam się z Tobą Daga. P.s.: Żadnych pieniędzy od fundacji nie otrzymałem i nie otrzymam, za wszystko płaci fundacja.
Trochę myli Pani pewne pojęcia. Możliwość przeznaczenia 1% podatku na wybrany cel nie powstała po to, żeby te pieniążki trafiały do chorych i niepełnosprawnych, ani do fundacji pomagających takowym. To wszystko jest po to, żeby pracujący człowiek mógł zadecydować, na jaki cel ma być przeznaczona część podatku, który płaci. Dlaczego ma o tym decydować? Bo to są jego pieniądze. Nie są to pieniądze z automatu należne chorym i niepełnosprawnym – jeden procent swojego podatku mogę przeznaczyć na DOWOLNĄ organizację pożytku publicznego. Włącznie z tą, która zajmuje się sadzeniem krzaków w miejscach, w których jest mało zieleni. Albo z tą, która wyłapuje i sterylizuje koty. Albo tą, która chce sfinansować darmowe wakacje w Polsce najbogatszym ludziom świata (uwaga, ironia). Fundacje i potrzebujący mogą zdobywać pieniądze również innymi drogami, chociażby poprzez rozmaite zbiórki, kiermasze i organizowanie innych akcji: jedynym organiczeniem jest własna pomysłowość. To przykre, że nie wszystkim udaje się tą drogą coś uzyskać, ale tak działa życie, a inne możliwości też istnieją.
Taka jest prawda. :( A najcięższe choroby, z których się nie wyzdrowieje i można co najwyżej zmniejszyć ból i inne objawy, są niemedialne, więc nikt nie chce na nie przeznaczać 1%. Obawiam się jednak, że państwo też nie rozdzielałoby tego sprawiedliwie. Wystarczy popatrzeć, jak to robi teraz – kompletnie olewa najciężej chorych na choroby ultrarzadkie. Wszelkie refundacje i zniżki są tylko na lżejsze choroby. Ciągle słyszę, że gdybym miała tylko toczeń, tylko padaczkę, tylko RZS, tylko narkolepsję itd., to miałabym refundowane leki. A że to są dla mnie jedynie objawy choroby podstawowej, to zniżki nie ma.
dobrze powiedziane P.Justyno, typowy wyścig szczurów, ciekawe jest która i ile fundacja przeznacza z darowizny na działalność tzw. biurową , tym fundacjom nie dałbym złamanego grosza. pierwszy raz dowiaduję się że istnieje coś takiego jak związek szlachty polskiej – jakaś nowa banda złodzieji ?
Tekst dobry i nie. Nie wskazuje beneficjentów tego bilbordow-telewizyjno-radiowego szaleństwa.
Bo wbrew pozorom beneficjentami tych zbiórek nie są konkretni chorzy a… fundacje równych Polsatów ITT, Agor etc…
Bo to doskonale PR-owo wygląda – to pierwsze.
Pozwala dzięki szwindlom zwiększyć dochody poprzez unikanie opodatkowania – to drugie.
Chorzy są gdzieś na końcu tej kolejki..
Skorpion 13 dokładnie to miałem na myśli !!!!!
Mam nadzieję, że to z tym „choruje na autyzm” to tak ironicznie ;)
Zapewne nie jest to powód, ale mój tata zawsze znajduje jakiś związek i na wszystkie rzeczy dotyczące darowizn mówi „dlatego tylko na zwierzątka”.