Rzeczniczka prasowa Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) dr Margaret Harris w wypowiedzi dla Sydney Morning Herald oświadczyła, że to nie jej organizacja odpowiada za restrykcyjne, totalne kwarantanny wprowadzone w niektórych krajach, gdzie potencjalni zarażeni przebywają razem ze zdrowymi. Jej zdaniem rządy tych krajów kierowały się częściowym naśladownictwem chińskich rozwiązań z Wuhan, a nie radami WHO.
„Nigdy nie zalecaliśmy totalnej kwarantanny. Mówiliśmy, że należy monitorować ogniska epidemii, diagnozować (testować), izolować osoby zarażone, a chorych leczyć” – tłumaczyła Harris. Jej zdaniem, „rządy posunęły się aż do wprowadzenia totalnej kwarantanny, bo nie miały pojęcia gdzie odbywa się większość zarażeń”, nie umiały zidentyfikować ich ognisk, co jest możliwe dzięki obserwacji medycznej populacji i testom.
Dr Harris przypuszcza, że rządy te, przekonane do skuteczności chińskich restrykcji, zdecydowały się je stosować przez naśladownictwo, lecz wprowadziły w życie jedynie surową kwarantannę rozszerzając ją na całe terytoria, by zrezygnować z innych elementów rozwiązania chińskiego, jak bardzo restrykcyjne śledzenie dróg zarażeń, ścisłą izolację zarażonych i ich kontaktów oraz masowe testowanie. Jej zdaniem totalna kwarantanna nie ma sensu: „Powinniście być zdolni do oddzielenia zarażonych od zdrowych”.
To dla WHO warunek udanego wychodzenia z kwarantanny. Dr Harris ostrzegła też, że pandemia jeszcze się nie skończyła. Według niej, koronawirus może jeszcze silniej dotknąć kraje Europy wschodniej i Rosję. Podkreśliła też, że choć WHO przeprowadzi własne śledztwo na temat skutków epidemii i metod jej zwalczania, nie sprzeciwia się żadnym analizom niezależnym.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
WHO powiedziało co innego niż miało na myśli, zostało to zrozumiane jeszcze inaczej, a zrealizowane w sposób opaczny. I pytanie: kto zawinił? Bo na pewno WHO też ponosi część winy, skoro 1. nie było w stanie w sposób zrozumiały zakomunikować tego co chciało, 2. niedawno zmieniło definicję pandemii. I o ile to pierwsze zdarza się każdemu (choć poważnej instytucji nie powinno), to to drugie to już kompromitacja i dyskwalifikacja.
a może mamy i mieliśmy do czynienia z typowym dla ludzi zarażeniem paniką?