Od niedawnego wznowienia gwałtownych walk na froncie w Idlibie, prowincji okupowanej jeszcze przez pronatowską Al-Kaidę, żołnierze syryjscy wspomagani przez rosyjskie lotnictwo wyzwolili co najmniej 25 miejscowości, zbliżając się do kluczowego miasta Maarat al-Nomene. W ciągu ostatnich dni ok. 30 tys. osób uciekło z regionu walk, kierując się z reguły na północ, w kierunku granicy tureckiej.
W piątek Rosja i Chiny postawiły swoje weto w Radzie Bezpieczeństwa ONZ na przedłużenie zachodniej pomocy humanitarnej dla Idlibu. Dzięki tej pomocy, lokalni dżihadyści od lat mają się świetnie, regularnie dozbrajani przez Turcję i kilka innych państw NATO. Od 10 stycznia nie będzie to już takie łatwe, ale może też pogorszyć ogólną sytuację humanitarną na terytorium, gdzie pozostaje ok. trzech milionów ludzi.
Syryjska ofensywa wyrzuciła na drogi rzesze cywilnych uciekinierów. Jadą z reguły do przeludnionych obozów pod turecką granicą (Turcy ich nie wpuszczają do siebie), zajmują nieczynne szkoły, wiejskie remizy i meczety. Tymczasem jest już zima, a tereny te nawiedziła powódź, co dodatkowo komplikuje sytuację.
Delegacja syryjska w Radzie Bezpieczeństwa wyraziła zdziwienie, że Stany Zjednoczone tak przejęły się kryzysem humanitarnym w Syrii, podczas gdy kraj jest ofiarą brutalnych sankcji gospodarczych Zachodu. Wojsko amerykańskie okupuje ciągle syryjskie złoża naftowe, nie pozwalając, by profity z nich przysłużyły się odbudowie zniszczonej infrastruktury państwa. Syryjczycy chcą odbić Idlib z rąk Al-Kaidy, by pozbyć się stałego ogniska
zapalnego, zbyt długo podsycanego przez obcych interwentów.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…