Jens Stolteberg

W 1979 roku w Hawanie miałem okazję widzieć Fidela Castro przemawiającego na VII Konferencji Krajów Niezaangażowanych. Fidel mówił przez kilka godzin, a ja, nie znając słowa po hiszpańsku, nie byłem w stanie oderwać od niego oczu. Mówił tak, że niepotrzebna była znajomość języka. Mała trybuna zamieniła się dzięki niemu w scenę. Gestykulacja, mimika twarzy, modulacja głosu, wszystko to razem tworzyło doskonałą całość, dzięki czemu można było ten spektakl oglądać bez końca. Umiejętność przemawiania, gdy ma się coś ważnego do przekazania, jest jedną z ważniejszych w politycznej grze.

O tym właśnie pomyślałem, gdy widziałem dwa dni temu doprawdy żałosne podrygi Jensa Stoltenberga, szefa NATO, kiedy podejmował beznadziejną próbę nadania sensu interwencji NATO i spektakularnej porażki Sojuszu w Afganistanie. Machanie rączkami raz z jednej, raz z drugiej strony trybuny przypominały ruchy drewnianego pajacyka, pociąganego za sznurki. Znęcam się trochę nad Stoltenbergiem, choć pewnie powinienem rozumieć, że nie ma dobrej pory, ani formy, by przekazywać informacje o swojej klęsce. Do tej złej gry żadnej dobrej miny zrobić się nie da. Jednak ktoś taki, jak szef jednego z najbardziej agresywnych bloków militarnych, unurzanego po szyję w krwi niewinnych cywilów na całym świecie, mógłby nieco lepiej opanować sztukę oratorską, by nie dodawać zażenowania słuchaczy do i tak kompromitującej treści przekazu.

Kompromitującej, bo te wszystkie okrągłe, kompletnie nic nie znaczące słowa Stoltenberga każą się zastanowić nad tym, czy sekretarz generalny NATO w ogóle powinien zabierać publicznie głos. Teksty, o upadku, którego nikt się nie spodziewał”, „musimy być jednak świadomi także tego, co zyskaliśmy i czego się nauczyliśmy”, „rozumiem pani frustrację. (…) Będziemy nadal wspierać kobiety i rozliczać nowych przywódców z przestrzegania praw człowieka”, „w ciągu ostatnich 20 lat nastąpił postęp” – przecież to jakiś bełkot, który nie tylko nic nie znaczy, ale jest po prostu łgarstwem.

Nie było żadnego postępu, nie będą wspierać afgańskich kobiet, niczego nie zyskali i niczego się nie nauczyli.

Ze Stoltenbergiem współgrało wystąpienie Joe Bidena na ten sam temat. Amerykański przywódca przeszedł sam siebie i swoich poprzedników. Nikt tak jasno w najnowszej historii USA nie powiedział, że ich polityka opiera się na kłamstwie i przemocy. I to łgarstwie na rympał, na chama, w żywe oczy.

Nieuczciwość w polityce jest czymś oczywistym. Niestety. Uczyniono z tego rzecz zwyczajną, a nawet cnotę. Jednak ostatnio przoduje w tym anglosaska kultura polityczna. Tak, mówi teraz Biden, kłamaliśmy, kłamiemy i będziemy kłamać, bo chodzi o nasze – patrzcie na moje usta – nasze interesy. Nie wasze. Nasze. By je zrealizować oszukamy, naruszymy wszelkie normy i wartości, każde przykazanie, zabijemy każdego niezależnie od płci, wieku i statusu.

Od 1989 roku do tego systemu, z wyboru swoich elit politycznych, dołączyła Polska. Firmujemy swoją mordą te fałsze, nieprawdy i oszustwa. Pomijam tu sztukę kłamania własnym obywatelom, to temat na oddzielna rozmowę. Ale tego, że dołączyliśmy bezkrytycznie do tej parady krwawych bandytów, będziemy się wstydzić przez długie lata.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Syria, jaką znaliśmy, odchodzi

Właśnie żegnamy Syrię, kraj, który mimo wszystkich swoich olbrzymi funkcjonalnych wad był …