Zupełnie nie śmieszy mnie okładka najnowszego „Newsweeka” z Donaldem Tuskiem na białym koniu, będąca metaforą tęsknoty zjednoczonej opozycji za powrotem lidera, który strąci z tronu złego króla Jarosława i jego pazia Mateusza. Oczywiście niektóre z internetowych żartów, które powstały z przeróbek okładki są wyśmienite (jak na przykład zestawienie ze słynnym zdjęciem Władimira Putina prężącym pierś na gniadym rumaku czy przerobienie Tuskowego wierzchowca w Photoshopie na Romana Giertycha). Ale generalnie ta tęsknota jest zbyt prawdziwa, by miała bawić.
W najnowszym sondażu IBRiS dla „Rzeczpospolitej” Donald Tusk zyskuje tyle samo poparcia, co obecna głowa państwa, Andrzej Duda. Gdyby były premier w nich wystartował, miałby realną szansę wygrać już w pierwszej turze. I to już mniej nastraja do internetowych żartów: bo razem z narastaniem legendy o wielkim powrocie obserwujemy powtórkę z politycznego wzmożenia z 2007, kiedy w przyspieszonych wyborach parlamentarnych druzgocące zwycięstwo odniosła nie tyle Platforma, co antypis. I scenariusz z takiej powtórki to zła wiadomość przede wszystkim dla ludzi lewicy.
Według informatorów, którzy wypowiadają się w tekście Renaty Grochal współgrającym z sensacyjną okładką, powrót do polityki krajowej ma odbyć się planowo, w porozumieniu z Koalicją Obywatelską i tak naprawdę pod kilkoma postawionymi przez Tuska warunkami: po pierwsze jeśli Schetyna wywiąże się z obietnicy rozpisania szerokich opozycyjnych list do PE, po drugie w przypadku zrobienia przez Platformę zadowalającego wyniku w wyborach parlamentarnych. Tusk gra więc na wzajemne wzmocnienie, a to z kolei oznacza, że nie ma zamiaru być panem żyrandolem zamkniętym na Krakowskim Przedmieściu, który będzie jedynie wspierał neoliberalny front. On tu nie przyjdzie wspierać, on tu przyjdzie nadawać ton.
Legenda Tuska przy ochranianiu jedności opozycyjnego elektoratu naprawdę jest nie do przecenienia. I to Czarzasty powinien bardziej się obawiać zagrania tą kartą niż Kaczyński. Kiedy szef Rady Europejskiej wjedzie tu „cały na biało”, możemy szykować się na kolejne kilka lat zarządzania krajem „jak firmą” i powodzi neoliberalnych reform, które w zbiorowej świadomości jeszcze długo będą wydawać się błogosławieństwem na fali niechęci do PiS. Aż do następnego wykrwawienia.
Właśnie, lewico, jak tam twoi potencjalni kandydaci na fotel prezydenta? Masz już kogoś na oku czy nadal jesteś na etapie chichrania się ze „snu o Donaldzie”? Czy może nadal nie rozwiązaliśmy dylematu, czy członkom byłego ugrupowania Leszka Millera można jednak podać rękę?
Assange o zagrożeniu wolności słowa
Twórca WikiLeaks Julian Assange po kilkunastu latach spędzonych w odosobnieniu i szczęśliw…
Najwidoczniej tłum nawiedzeńców zapomniał już był, ze Prezes jedynie robi w ,,wykończeniówce” reform Donalda-Pluska. Stad poparcie dla politycznej mendy.
cała nadzieja w III wojnie światowej, od której dzieli nas już tylko mały kroczek, a po której kraj między Bugiem a Odrą na dziesiątki lat stanie się jednym wielkim Czarnobylem, ku oczywistej uldze reszty świata…
Nie ma się co chichrać, bo my już tak mamy, że mocno personifikujemy politykę, a nawet historię. Nawet każde dziecko wie, że bolszewików pokonał Piłsudski (niektórzy tylko nie są pewni, czy zaraz po śniadaniu czy po obiedzie), komunę pokonał Wałęsa, są tylko wątpliwości, czy z pomocą matki boskiej czy świętego JPII. Teraz jest „Jarosław Polskę zbaw”, więc i za wodzem Donaldem jest tęsknota.
Kaczor Donald rożni się od Kaczora Kaczora tylko tym, że tam, gdzie Kaczor Kaczor używa pały, Donald wkłada białe rękawiczki.