W poniedziałek po południu Rafał Trzaskowski był gościem dyskusji wyborczej organizowanej w Warszawie przez Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych. Na spotkaniu ze związkowcami, dziennikarzami i mieszkańcami kandydat Koalicji Obywatelskiej na prezydenta stolicy czarował zgromadzonych wizją przekształcenia miasta w oazę szczęścia i dobrobytu dla każdego. Ma to w jego mniemaniu odpowiadać jego hasłu wyborczemu “Warszawa dla wszystkich”. Zachodzą niestety obawy, że skończyć się może tak jak realizacja niegdysiejszej maksymy PO: “Żeby żyło się lepiej. Wszystkim”. Widać, to po sposobie jego podejścia do problemów reprywatyzacji, za które odpowiada jego ekipa.
Obraz Warszawy, jaki wyłania się z deklaracji Trzaskowskiego jest zaskakująco równościowy. Wydaje się jakby specjalnie skrojony w odpowiedzi na zarzuty o niereformowalny neoliberalizm jego partii. Słuchacze otrzymali m.in. ogólną deklarację, że “nie ma powrotu do tego, co było”, czyli do prób modernizacyjnych o charakterze ściśle technokratycznym, bazujących wyłącznie na abstrakcyjnych planach ekspertów.
Kandydat oświadczył, że jego program jest budowany oddolnie i wynika z deklarowanych potrzeb mieszkańców. Trzaskowski mówił o potrzebie konsultacji społecznych przy wdrażaniu możliwie największej ilości projektów. Podkreślał rolę polityki senioralnej w polityce społecznej miasta, by uczynić Warszawę bardziej przyjazną dla osób w wieku emerytalnym (większe korzyści w ramach Karty Seniora i wsparcie uniwersytetów trzeciego wieku, remont i rozwój placówek opieki dla starszych). Zaskoczył też hojną deklaracją chęci budowy 1500 mieszkań komunalnych rocznie, w czym na razie spośród kontrkandydatów wyprzedza go tylko Jan Śpiewak (5000 rocznie).
Twierdził, że w polityce mieszkaniowej jest skłonny wyjść poza propozycję dopłat do czynszu dla osób ubogich, ponieważ powiększenie zasobu komunalnego wpłynie korzystnie, czyli zniżkowo, na komercyjne ceny najmu. Wyznał, że to nowe (faktycznie nie całkiem liberalne) podejście zawdzięcza doradcom i konsultantom o lewicowych poglądach.
Zdeklarował się jako zdecydowany zwolennik walki z “uśmieciowieniem” pracy w stołecznych spółkach i urzędach. Uznał, że normą powinno być zatrudnienie na umowę o pracę i Ratusz, o kontrolę nad którym się ubiega, powinien w tej mierze wyznaczać standardy. Przyznał jednak, że nie uważa, by outsourcing sam w sobie był czymś złym. Uważa tylko, że nie powinien być stosowany ponad miarę.
Chwalił się, że w przeciwieństwie do swojego głównego rywala Patryka Jakiego z PiS, planuje rozszerzenie dofinansowywania przez miasto szczepionek dla dzieci. Powiedział też, że tam gdzie samorządowcy PiS będą się wycofywać z określonych świadczeń medycznych z powodów ideologicznych, on pójdzie w przeciwnym kierunku. Nie sformułował tego wprost, ale można to uznać za ukłon w kierunku osób liczących na zwiększenie dostępności metody zapłodnienia in vitro.
Dał nawet do zrozumienia, że liczy się z koniecznością “zmniejszenia ilości aut w Centrum”. Jest to jednak plan na przyszłość, do którego “trzeba się przygotować”, głównie poprzez rozwój komunikacji miejskiej. Można do tego dodać plany rozbudowy infrastruktury komunikacyjnej wszelkiego rodzaju: tramwajowej, drogowej i kolejowej. Zdaniem Trzaskowskiego budowa metra postępuje znakomicie, a “niedługo rozpoczniemy budowę trzeciej linii”. Nie odniósł się nijak do faktu, że od kilku lat w stolicy nie powstała żadna nowa stacja kolejki podziemnej.
Wszystkie te propozycje Rafał Trzaskowski przedstawia jako “wizje”, “cele” i “marzenia”. Trafnie – nie towarzyszył im bowiem żaden harmonogram, plan czasowy i praktycznie żadne konkrety. Kandydat nie wspomniał ani słowem o sposobie sfinansowania swoich “wizji”, które zdecydowanie będą wymagać powiększenia stołecznego budżetu. Dał więc wszelkie powody, by te pomysły uznać za puste deklaracje, skrojone specjalnie pod kampanię wyborczą.
Powierzchowność podejścia Trzaskowskiego najlepiej jednak widać w sposobie potraktowania problemów reprywatyzacyjnych, których ogrom spowodowała ekipa PO od lat rządząca Warszawą, a której bezpośrednim spadkobiercą ma być właśnie Trzaskowski. Pytany o zagadnienia reprywatyzacyjne dawał do zrozumienia, że problem zwrotu kamienic razem z lokatorami praktycznie został już rozwiązany przez Hannę Gronkiewicz-Waltz, bo kolejnych zwrotów nie ma. Nie proponował jednak środków mogących wynagrodzić krzywdę 50 tys. mieszkańców pokrzywdzonych w wyniku bezprawnej reprywatyzacji. Poprzestawał na zapewnianiach o swoich najszczerszych chęciach pomocy. Twierdził, że nie można liczyć na trwałe rozwiązania bez ustawy reprywatyzacyjnej.
Unikał odpowiedzi na pytanie o to, jak ratusz zamierza wymóc na stołecznej policji, by przestała asystować przy przy bezprawnych eksmisjach i nielegalnych działaniach kamieniczników wobec lokatorów. Wymawiał się przy tym niemożliwością wkraczania w kompetencje policji. “Dociśnięty” przez dziennikarza Strajku.eu uznał w końcu, że samorząd ma jednak możliwość współpracy z policją dla określenia “kodeksu dobrych praktyk” postępowania funkcjonariuszy przy czynnościach podejmowanych wobec lokatorów – na wzór wytycznych wywalczonych przez działaczy lokatorskich na poziomie dzielnicowym (Wola).
W odpowiedzi na inne pytanie Trzaskowski zawalił jednak sprawę całkowicie. Chodziło o Ewę Malinowską-Grupińską. Jest to wieloletnia przewodnicząca Rady Miasta Warszawy, znana działaczom lokatorskim z konsekwentnego sabotowania prób wyjaśniania nieprawidłowości reprywatyzacyjnych. Osoba ta poświadczyła nieprawdę przed komisją weryfikacyjną, że do 2016 r. nie wiedziała nic o “indemnizacji”, której lekceważenie było podstawą wielu bezprawnych zwrotów. Malinowska-Grupińska znajduje się na liście wyborczej Koalicji Obywatelskiej mimo wcześniejszych obietnic liderów Koalicji, że wśród jej kandydatów nie znajdą się osoby zamieszane w reprywatyzację. Trzaskowski oświadczył tylko, że nie ma żadnej wiedzy o łamaniu prawa przez Malinowską-Grupińską i uznaje ją za osobę w pełni godną jego zaufania. I to mówi chyba więcej, niż ogólnikowe „wizje”.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
Pitoli jak pomylony. Albo takiego udaje. I to jedyne, co mu dobrze wychodzi.
Jaki był sens zapraszania libertariańskiego ekstremisty?