Dwie osoby zginęły, a dziewięć innych zostało rannych, gdy dziś rano w sądzie w Nikopolu wybuchły dwa granaty podczas rozprawy o podwójne morderstwo związane prawdopodobnie z handlem narkotykami. Sprawcą eksplozji był ojciec jednej z ofiar. Zabił się sam, pozbawił też życia jednego z oskarżonych. Problem nielegalnego handlu bronią na Ukrainie zatacza coraz szersze kręgi.

Nikopol. Wikimedia commons.

Nikopol leży daleko od objętego konfliktem zbrojnym Donbasu, ok. 250 km. W zeszłym roku ktoś zastrzelił tam dwóch młodych ludzi, co ukraińska policja zakwalifikowała jako porachunki w mafii zajmującej się dystrybucją narkotyków. W czasie rozprawy ojciec ofiary podszedł do ławy oskarżonych i wyciągnął zawleczki z granatów. Wśród rannych było trzech oskarżonych, jeden z nich zmarł później w szpitalu.

Ten nowy dramat wiąże się z bezprecedensowym na Ukrainie rozwojem nielegalnego handlu bronią. Od kwietnia 2014 r., tj. od wybuchu konfliktu na wschodzie kraju, który pochłonął już ponad 10 tys. ofiar, łatwo i stosunkowo tanio można na Ukrainie kupić broń i materiały wybuchowe. W tym miesiącu kijowska policja aresztowała dwóch mężczyzn, którzy zaparkowali samochód z 6,5 kg materiałów wybuchowych w pobliżu wypełnionego ludźmi centrum handlowego na przedmieściu stolicy kraju.

Jednocześnie w regionie Doniecka policja zatrzymała samochód wiozący setki magazynków z amunicją i granaty, a w Odessie służby bezpieczeństwa ogłosiły aresztowanie mężczyzny, który miał zajmować się hurtowym przemytem broni z regionu konfliktu na wschodzie, na użytek lokalnej, ukraińskiej mafii.

Siły bezpieczeństwa są często bezsilne wobec rozmiaru problemu. Władze ukraińskie już kilkakrotnie obiecywały rozbrojenie nielegalnych ugrupowań kryminalnych bądź politycznych, lecz handel bronią nie maleje.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
    1. Do tego jeszcze obywatele Gruzji i Mołdawii, a „byznesmeny” chciałyby jeszcze otworzyć Polskę dla pracowników z Bangladeszu i Indii. Azjaci już pracują u nas jako np. spawacze.
      Nie jestem faszystą- wręcz przeciwnie, ani nacjonalistą, ale taka polityka naszego kraju mi się bardzo nie podoba.Rządzący podlizują się biznesowi, a obywatel mało dla nich wszystkich znaczy i nie ma partii ani związków, które by protestowały w jego obronie. Jest za to propaganda sukcesu, przecież Polacy czują się bezpiecznie i są coraz bogatsi.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej

Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…