Rosja i Stany Zjednoczone są głównymi stronami w Górskim Karabachu, Turcja jest graczem z drugiego szeregu, a Izrael nadal nie zajął jednoznacznego stanowiska w sprawie nowych napięć między Erywaniem a Baku – mówi Farszad Golzari, irański analityk polityki zagranicznej, dziennikarz specjalizujący się w sprawach bezpieczeństwa, w rozmowie z Władimirem Mitewem, redaktorem lewicowego portalu bułgarskiego Baricada.
Jakie są powody wybuchu konfliktu zbrojnego w Górskim Karabachu tej jesieni? W jakim stopniu chodzi tu o sprawy wewnętrzne (związane z dwoma krajami: Republiką Armenii i Republiką Azerbejdżanu), a w jakim regionalne i międzynarodowe?
Konflikt o Górski Karabach jest starą, historyczną raną. Ten problem tli się od czasów upadku państwa carów w 1917 roku i od wojny domowej w Rosji, po której Armenia i Azerbejdżan stały się ostatecznie republikami sowieckimi. Pod koniec lat 80., gdy władze tych republik zdały sobie sprawę, że Związek Radziecki wkrótce się rozpadnie, ponownie wybuchł kryzys. Ale typowo narodowościowe konflikty ciągle były sporadyczne. Po rozpadzie Związku Radzieckiego w 1991 r. ta stara rana odżyła, Azerbejdżan i Armenia stoczyły wojnę o Górski Karabach. Ostatecznie Armenii udało się przejąć nie tylko kontrolę nad samym regionem Górskiego Karabachu, ale także kilka prowincji Republiki Azerbejdżanu. W celu doprowadzenia do porozumienia utworzono Grupę Mińską, ale nie ma ona zbyt wielu osiągnięć. Natomiast w 1993 r., kiedy do władzy w Azerbejdżanie doszedł Hejdar Alijew (ojciec obecnego prezydenta Ilhama Alijewa), utworzone zostało Ministerstwo Niespodziewanych Wydarzeń, które było odpowiedzialne za prowadzenie sprawy Górskiego Karabachu. Konflikt wokół niego miał być narzędziem umacniania rządów rodziny Alijewów.
W ciągu siedemnastu lat prezydentury Ilhama Alijewa był prezydentem Azerbejdżanu, widzieliśmy, jak wielokrotnie podkreślał zagrożenie ze strony Górskiego Karabachu, utrzymywał armię w stanie gotowości. Trzymał mieszkańców kraju, w tym swoich przeciwników, azerskich nacjonalistów, w nieustannym cieniu wojny. Dlatego jedną z przyczyn nowego wybuchu starć są wysiłki samego Alijewa, który nie chce, by władza wymknęła mu się z rąk. Pojawiają się pogłoski, że Alijew chce zastąpić swoją żonę, a zarazem pierwszego wiceprezydenta Mehriban Alijewą swoim synem, gdy tylko ten będzie gotowy do wejścia do polityki. Zwycięstwo w Karabachu miałoby odwrócić uwagę opinii publicznej od tych manewrów. Z drugiej strony, jeśli przyjrzymy się sytuacji Alijewa, widzimy, że jego rząd był pod presją ludzi wysiedlonych z Karabachu oraz partii opozycyjnych. Członkowie partii Musawat, najstarszego ruchu politycznego Azerbejdżanu, założonego w 1911 roku, nieustannie naciskają Alijewa, pytają, co jego rząd zrobił, aby wyzwolić Górski Karabach, który stanowi 20 proc. terytorium kraju. Nie ma wątpliwości, że inicjatorem nowego konfliktu jest Azerbejdżan. Nie widzę powodów, by winić za niego Armenię.
W nowych napięciach uczestniczą oczywiście dwaj główni aktorzy, a mianowicie Rosja i Stany Zjednoczone. Graczem z drugiego szeregu jest Turcja, a Izrael odgrywa rolę ukrytego i uzupełniającego elementu, który nie zajął jeszcze oficjalnego stanowiska w sprawie nowych napięć. Działał inaczej, stosując naciski wspólnie ze Stanami Zjednoczonymi. Tel Awiw i Waszyngton mają znaczące interesy wojskowe i energetyczne w Azerbejdżanie i starają się przyciągnąć Baku do siebie bardziej niż kiedykolwiek. 20 proc. ropy z Baku trafia do Izraela, a Stany Zjednoczone również potrzebują Azerbejdżanu, aby rozwijać siły NATO wobec ambicji Moskwy. Zielone światło Stanów Zjednoczonych i Izraela skłoniło Ilhama Alijewa do natychmiastowego nakazania ataku na pozycje Armenii.
Z drugiej strony – kiedy Nikoł Paszynian miał zostać premierem Armenii, to zajmował stanowisko antyrosyjskie i przynajmniej starał się zmniejszyć wpływy Rosji w Erewaniu. Nie ma wątpliwości, że Moskwa dobrze pamięta jego uwagi. Stąd cisza ze strony Rosji w pierwszych dniach konfliktu. Myślę, że Kreml rozlicza się teraz z Paszynianem i dał mu jasno do zrozumienia, że musi złagodzić swoje antyrosyjskie stanowisko.
W przypadku Turcji uważam, że jej działania w Syrii i Libii znalazły się w impasie. Większość terrorystów, którzy nadal znajdują się w syryjskim regionie Idlib, została przeszkolona przez Turcję. Recep Tayyip Erdogan i tureckie służby wywiadowcze (MIT) doskonale zdają sobie sprawę z zagrożenia bezpieczeństwa narodowego USA, jeśli tylko terroryści z Idlibu zechcą wrócić do Turcji. To są ludzie o różnych osobowościach i przekonaniach, potencjalnie niebezpieczni dla Turcji, Stanów Zjednoczonych, a nawet Europy. Przerzucając ich w inne miejsce, Turcja z jednej strony unika potencjalnego zagrożenia, z drugiej prowokuje nowe konflikty w oparciu o „politykę osmańsko-islamską”. To jest dalszy ciąg tendencji, w którą wpisywało się już przekształcenie Hagii Sophii z muzeum w meczet. Fakty te pokazują, że obecny konflikt jest bardziej międzynarodowy, aniżeli regionalny i krajowy.
Jakie jest znaczenie Armenii i Azerbejdżanu dla Iranu jako partnerów gospodarczych i geopolitycznych?
Profesorowie historii i nauk politycznych w Iranie postrzegają Azerbejdżan i Armenię nie tylko jako potencjalnych partnerów Iranu, ale wręcz jako „dzieci oddzielone od matki”. Związki kulturowe, religijne, historyczne i społeczne między Teheranem, Baku i Erywaniem istnieją od wieków. Chociaż Ormianie są chrześcijanami, mogą mieć obywatelstwo Islamskiej Republiki Iranu, artykuł 13 konstytucji daje im wszelkie gwarancje. Zgodnie z artykułem 64 irańskiej konstytucji, chrześcijanie ormiańscy na południu i północy mają po jednym przedstawicielu w parlamencie. Azerowie są również obecni na najwyższych stanowiskach rządowych, państwowych, religijnych i stanowią znaczącą część polityków i osób odpowiedzialnych za bezpieczeństwo, działa wielu azerskich biznesmenów. Te powiązania są bardzo ważne, ale Republika Azerbejdżanu i tak uważa Iran za zagrożenie z trzech głównych powodów: dużego terytorium, większej armii i potencjału militarnego oraz przewagi demograficznej. Z tych powodów Baku skłania się ku Izraelowi, Stanom Zjednoczonym, Turcji i niektórym krajom europejskim. Azerbejdżan widzi w Iranie większe zagrożenie niż w Rosji.
Armenia w ogóle nie jest przedmiotem irańskiej strategii bezpieczeństwa i nie stanowi poważnego zagrożenia dla Teheranu. Z Iranem ma bardzo krótką granicę na rzece Aras. Z drugiej strony, Iran jest pomostem między Azerbejdżanem a Republiką Nachiczewanu, ma z Armenią żywe relacje handlowe.
Turcja jest głównym zwolennikiem Republiki Azerbejdżanu, Rosja, która ostatnio pośredniczyła między walczącymi stronami, eksportuje broń zarówno do Baku, jak i do Erywania. Iran również zaproponował, że będzie mediował między nimi, a kilka dni temu odrzucił zarzuty Baku, że dostarczył broń Armenii. Równocześnie Iran, Rosja i Turcja w trójstronnym formacie zajmowały się uregulowaniem konfliktu syryjskiego podczas rozmów w Astanie. Jak nowa eskalacja wpłynie na ich perspektywy współpracy?
Rola, jaką gra Ankara w relacjach ormiańsko-azerskich, jest dwuznaczna. Jeśli przyjrzeć się rynkom ormiańskim, można zauważyć, że bardzo duża część towarów importowana jest z Turcji, a armeńscy handlowcy nadal mają kontakt z Turcją. Ale jeśli zapytać władze tureckie, dlaczego w takim razie popierają Republikę Azerbejdżańską przeciwko Armenii, dają ci odpowiedź: polityka to jedna sprawa, a gospodarka to inna! Rosja? Tak, sprzedaje broń obu stronom, ale z racji bliskości religijnej zawsze będzie wspierała Armenię. Nie chce jednak za bardzo przechylić szali na jej korzyść, żeby być pewna, że za jakiś czas odzyska kontrolę nad władzami w Erywaniu.
Natomiast w kwestii oskarżeń pod adresem Teheranu o sprzedaż broni do Armenii uważa, że Azerbejdżan stosuje tutaj manewr z zakresu wojny psychologicznej, w celu zarządzania swoją wewnętrzną przestrzenią polityczną. To jest usprawiedliwianie własnych słabości poprzez akcentowanie, jak silny jest przeciwnik. Poza tym urabia się opinię publiczną na przyszłość: Azerowie mają uwierzyć, że Iran to ich wróg nr 1, jeżeli Stany Zjednoczone lub Izrael mają w przyszłości podjąć niebezpieczne działania przeciwko Teheranowi, opinia publiczna w Baku nie będzie się temu sprzeciwiać. To jest jeden polityczny plan!
Iran nie zerwie stosunków z Armenią dla dobra Azerbejdżanu, podobnie jak nie zerwie z Azerbejdżanem w imię relacji z Armenią. A format z Astany? Też nie sądzę, by te napięcia zmieniły współpracę Iranu z Turcją i Rosją. W obecnej sytuacji na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej, w interesie Turcji nie leży wyjście poza Astanę.
Pisał pan o terrorystycznych podmiotach politycznych takich jak Al-Kaida i ISIS. Jak przeniesienie z Syrii do Górnego Karabachu tureckich fundamentalistycznych bojowników/najemników zmienia stosunki międzynarodowe i bezpieczeństwo w regionie Kaukazu?
Większość dawnej tzw. Wolnej Armii Syryjskiej, jak również bojowników Al-Kaidy została przeniesiona do Azerbejdżanu. Z drugiej strony, według niepotwierdzonych informacji, część PKK znajduje się na terytorium Armenii, aby walczyć z siłami azerskimi.
Elementy tzw. brygady sułtana Murata, części dawnej Nusry (czyli Al-Kaidy w Syrii) zostały przerzucone do Baku przez Turkish Airlines. Lot nie odbył się bezpośrednio z Libii lub Syrii, lecz prawdopodobnie do Azerbejdżanu z Turcji. Syryjski oddział Al-Kaidy, który ma siedzibę w Idlibie i posługuje się obecnie nazwą Haras al-Din ma pochodzenie arabskie, członkowie jego rady centralnej są pochodzenia irackiego lub jordańskiego i wcale nie chcą opuszczać Syrii. Ale inni członkowie Al-Kaidy, którzy przybyli do Syrii z takich obszarów jak Czeczenia, Inguszetia, Dagestan, a nawet Uzbekistan i Tadżykistan, chcą walczyć na Kaukazie Południowym. To od 3 300 do 4 700 osób, a przekazanie tej ilości, a nawet połowy tej kwoty Azerbejdżanowi zmieni region Kaukazu w bombę zegarową.
Wiele krajów na całym świecie, w formie koalicji anty-ISIS lub indywidualnie, walczyło z terrorystami w Syrii z ziemi i z powietrza, a teraz Turcja transponuje to zagrożenie na Południowy Kaukaz. Będzie ono bardzo kosztowne i dla Iranu, i dla Rosji, Gruzji i Armenii, ale także dla Azerbejdżanu. Alijewowie konsekwentnie walczyli z ekstremistami i zamknęli budowane przez Saudyjczyków meczety wahhabickie, ale ta walka nie jest zakończona: nadal istnieją podziemne meczety. Islamski Emirat Kaukaski próbuje podnosić głowę w Czeczeni, od wahhabitów nie jest wolna Gruzja. Rosja i Iran mają doświadczenie w walce z terrorystami, ale nie sądzę, aby inne kraje Południowego Kaukazu były w stanie sobie z nimi poradzić. Tymczasem Ankara, jeśli nie osiągnie szybko spodziewanych sukcesów, może sprowadzić do Azerbejdżanu kolejną grupę ekstremistów, z obozu Orfa w południowo-wschodniej Turcji.
Jaka jest przyszłość dwustronnych stosunków turecko-irańskich po eskalacji konfliktu w Górskim Karabachu? Oba kraje mają dobre więzi gospodarcze, ale np. w Tebrizie protestowali Azerowie, którzy solidaryzowali się z Baku i chcieli zamknięcia granicy irańsko-armeńskiej…
Nie sądzę, aby te napięcia wpłynęły na stosunki między Ankarą a Teheranem, skoro do zerwania stosunków nie doprowadziły nawet dużo ostrzejsze różnice dotyczące Syrii. Co do tureckich Azerów, to ich protesty zostały rozdmuchane przez media, co uważam za prowokację mediów związanych z azerskim wywiadem (MTN). Azerów w Iranie o przekonaniach pantureckich, bliskich tureckim Szarym Wilkom, nie jest wielu.
Konflikt Armenii i Azerbejdżanu zdaje się tworzyć nieoczekiwane układy geopolityczne. Turcja i Izrael, które mają różne stanowiska w sprawie palestyńskiej i stoją po różnych stronach na Bliskim Wschodzie, wspierają Baku. Pakistan jest kolejną potęgą regionalną, która zadeklarowała wsparcie dla Republiki Azerbejdżanu, mimo że nie uznała państwa Izrael. Jednocześnie Armenia ma ogromną diasporę w Stanach Zjednoczonych, Francji, Rosji i na całym świecie. Jak wielkie jest niebezpieczeństwo dalszej eskalacji konfliktu i bezpośredniego zaangażowania militarnego Rosji, Turcji i innych państw w sposób, który już obecnie rozwija się w Syrii?
Wbrew powszechnemu przekonaniu, obecny spór izraelsko-turecki nie dotyczy Palestyny. Trzeba pamiętać, że w 2009 r. Erdogan, ówczesny premier Turcji, zaatakował prezydenta Izraela Szimona Peresa na szczycie gospodarczym w Davos i oskarżył go o zabijanie Palestyńczyków w Gazie. Wkrótce potem izraelscy komandosi przejęli turecki statek Marmara, który przewoził pomoc humanitarną dla ludności Gazy, i zabili około dziewięciu pasażerów. Abdullah Gul był w tym czasie prezydentem Turcji. On i Erdogan zwyczajnie wykorzystali ten epizod, by zyskać w oczach muzułmańskiej opinii publicznej. Wkrótce potem stosunki izraelsko-tureckie znowu stały się przyjazne, były przeprosiny i odszkodowanie. Dla Turcji kwestia palestyńska jest wyłącznie narzędziem. Ważniejsze są brak zgody Ankary wobec planów Tel Awiwu we wschodniej części basenu Morza Śródziemnego i współpraca Grecji z Izraelem. Dewaluacja liry tureckiej i inflacja skłaniają Turcję do poszukiwania basenów energetycznych we wschodniej części Morza Śródziemnego, które mogłyby stanowić zagrożenie dla Izraela i jego sojuszników.
Co się tyczy wsparcia Izraela dla Azerbejdżanu – Tel Awiw stara się pozyskiwać ropę naftową i gaz poza państwami arabskimi, aby móc polegać na Azerbejdżanie w razie przypadkowego lub celowego wejścia w spór z którymkolwiek z państw arabskich. Rozumie się samo przez się, że Izrael stara się wywierać presję na Iran z Azerbejdżanu. 60 proc. broni wykorzystywanych przez Baku zostało dostarczone przez Izrael. Azerbejdżan używał izraelskich samobójczych samolotów bezzałogowych Harop w zeszłym tygodniu. – Izraelscy inżynierowie powinni być dumni z takiego produktu – powiedział Hekmat Hadżijew, doradca ds. międzynarodowych Ilhama Alijewa.
Z drugiej strony – ormiańskie lobby w Kongresie USA zajmuje szczególne miejsce po lobby izraelskim, saudyjskim i irlandzkim. Zastanawiam się, czy nie jest nawet ważniejsze niż saudyjskie. We Francji i ogólnie w Europie Ormianie są znacznie bardziej wpływowi niż Azerowie. Powodem znaczenia Armenii jest jej pozycja w centrum energetycznym regionu Kaukazu. Jeśli wojna w Górskim Karabachu ulegnie eskalacji, Ormianie oczekują, że francuska broń znajdzie się w ich rękach. Na nic więcej nie pozwoli Rosja, która nie pozwala mocarstwom zachodnim wejść do żadnego regionu, którego eksport gazu jest przez nią monopolizowany. Także w postaci sił pokojowych. Dlatego uważam, że konflikt realnie rozstrzygną między sobą Rosja i Stany Zjednoczone. Nawet jeśli premier Armenii i prezydent Azerbejdżanu przez rok będą prowadzili prywatne rozmowy, nie uda się osiągnąć żadnego rezultatu. Górski Karabach jest szachownicą mocarstw, a Baku i Erywań pionkami.
Teheran chce pokoju i oczekuje, że Moskwa uruchomi plan rdzennej straży granicznej z udziałem swoich sił i Iranu. Jest to ten sam plan, który został wdrożony w Syrii z udziałem sił tureckich i rosyjskich, gdzie wprowadzono żandarmerię wojskową i patrole w celu zapewnienia bezpieczeństwa wokół Idlibu i autostrady M4. Na razie możemy być pewni jednego: ta wojna spowoduje, że mafia zbrojeniowa zarobi istne miliardy dolarów, jednak koszta tego będą przeogromne.
Rozmawiał Władimir Mitew. Tłumaczenie: Wojciech Łobodziński. Skróty pochodzą od redakcji.
Para-demokracja
Co się dzieje, gdy zasady demokracji stają się swoją własną karykaturą? Nic się nie dzieje…