Pracownicy PZL-Świdnik usłyszeli właśnie, że nie mogą być pewni stałego zatrudnienia. Część z nich odeszła już w ramach programu odejść dobrowolnych. Planowane są jednak kolejne zwolnienia. Na celowniku znaleźli się zwłaszcza ci, którzy głośno protestowali przeciwko poprzednim. Wczoraj pod lubelską fabryką odbył się protest zorganizowany przez NSZZ „Solidarność”
W demonstracji wzięło udział kilkuset członków załogi PZL-Świdnik, która liczy obecnie ok. 3 tys. zatrudnionych. Już niebawem ma zostać jednak okrojona. Zatrudnieni przyznają dziennikarzom „Kuriera Lubelskiego”, że w firmie panuje atmosfera zastraszania. – Boimy się, że z dnia na dzień stracimy pracę. Właściciel wymaga od nas, żebyśmy byli ze stali, nie chorowali i nie odpoczywali. A przecież nawet maszyny się psują, co mówić o człowieku – skarży się jedna z pracownic montażu.
Dlaczego koncern chce zwolnić pracowników? Władze w typowo neoliberalnym stylu tłumaczą to potrzebą optymalizacji zasobów kadrowych. Na miejsce stałych etatów mają zostać zatrudnieni pracownicy z agencji pracy tymczasowej, co ma umożliwić dopasowanie siły roboczej do bieżących potrzeb produkcji. Człowiek traktowany jest więc jak każdy inny czynnik w całej machinie akumulacji kapitału. Kierownictwo zakładu nie widzi jednak w tym najmniejszego problemu. – Outsourcing jest działaniem realizowanym w wielu nowoczesnych organizacjach – piszą członkowie zarządu w liście do „Dziennika Lubelskiego”.
Inaczej sprawę widzą reprezentanci załogi. – Większość przypadków dotyczy pracowników, którzy podpadli przełożonym lub zachorowali i musieli wziąć zwolnienie na podreperowanie zdrowia. Kiedy wrócili do pracy, czekało już na nich wypowiedzenie – mówi Andrzej Kuchta, przewodniczący NSZZ „Solidarność” w PZL-Świdnik. – Firma pozbywa się osób z dużym stażem pracy, a zatrudnia pracowników agencyjnych. To dezorganizuje produkcję – dodaje jeden z pracowników.
Problemy pracowników PZL-Świdnik zaczęły się w 2010 roku, kiedy zakład został sprywatyzowany, co zawdzięczają politycznej ekipie Platformy Obywatelskiej. – Po przejęciu przez Włochów wyniki finansowe PZL-Świdnik były bardzo dobre. Natomiast w 2016 roku odnotowaliśmy tąpnięcie, spowodowane problemami wewnątrz całej grupy i kryzysem na rynku ropy naftowej. Duża część produkcji szła do krajów arabskich. Teraz zamówień jest coraz mniej – tłumaczy Słotwiński, przedstawiciel załogi w radzie nadzorczej fabryki.
Co proponują związkowcy? Ich zdaniem zwolnienia nie będą konieczne, jeśli firma utrzyma bieżącą produkcje w oparciu o zamówienia od wielkich koncernów, z którymi kontakty z niewiadomych powodów były urywane w ostatnim czasie. Członkowie „S” domagają się również przeniesienia części produkcji z Włoch, gdzie siła robocza jest droższa.
Nadzieją dla spółki miał był kontrakt na dostawę śmigłowców dla rządu polskiego. Produkcja miała zapewnić firmie przychód rzędu 13,4 mld zł, co oczywiście byłoby ratunkiem dla finansów przedsiębiorstwa i pozwoliłoby zachować miejsca pracy. Niestety, rząd PO-PSL wybrał ofertę francuskiego Airbus Helicopters. PZL zaskarżył przetarg do sądu. Bezskutecznie.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
cierp ciało czegoś chciało dobrze już było tylko na bartkady i wyciac ta chołote
„Jeśli firma utrzyma bieżącą produkcje w oparciu o zamówienia od wielkich koncernów, z którymi kontakty z niewiadomych powodów były urywane w ostatnim czasie. ”
„Nadzieją dla spółki miał był kontrakt na dostawę śmigłowców dla rządu polskiego. Produkcja miała zapewnić firmie przychód rzędu 13,4 mld zł, co oczywiście byłoby ratunkiem dla finansów przedsiębiorstwa i pozwoliłoby zachować miejsca pracy.”
Prawda jest taka, że zagraniczny właściciel przeznaczył ten zakład na odstrzał, co było widać szczególnie wtedy, gdy do ww. przetargu wystawiono, coś co nie kompletnie nie spełniało warunków.