Jak nigdy stają się aktualne niedawne słowa Marii Janion – słowa krytyki w stosunku do polskiej martyrologii i polskiego przeświadczenia o tym, że “tylko poprzez śmierć wchodzi się do historii i zyskuje wielkość”.
Za chwilę rozjedziemy się w różne strony, żeby uczcić 1 listopada. Niektórzy pojadą myć pomniki i stawiać świeczki z obowiązku, inni z potrzeby. Jeszcze dla innych będzie to po prostu dzień wolny od pracy, może trochę inny niż wszystkie, bo z telewizji informacyjnych zamiast wypadków na autostradach reporterzy relacjonować będą kwesty na cmentarzach, być może na ekranie będzie migać galeria znanych osób, które zmarły w tym roku. Zawsze przy okazji tego święta mam refleksję, że śmierć nie tylko jest dla Polaków odwiecznym paliwem. Nie tylko narzędziem do okładania się po głowach – bo to truizm. Ale nastąpiła tu pewna znacząca zmiana, która upubliczniła i unarodowiła nawet czyjeś prywatne doświadczenie straty. Tak jak rekiny wyczuwają krew a sępy zgniliznę, tak wielcy wysłannicy narodu wyczuli, że nawet czyjaś osobista żałoba może się im na coś przydać.
Widać to zarówno w ostatniej desperackiej szarpaninie o ekshumacje ofiar Smoleńska, jak i w walce, którą kobiety musiały stoczyć z rządem dobrej zmiany, aby przestał rościć sobie prawo do decydowania o życiu i śmierci w ich własnych macicach. Okazuje się, że masakrycznie pokawałkowane i wypatroszone ciała tych, którzy zginęli w katastrofie nie należą do ich bliskich, a do Władzy. I chociaż 200 osób, a z nimi Rzecznik Praw Obywatelskich sprzeciwiło się robieniu z ich cierpienia teatru groteski – to zgodnie z kafkowską logiką nie mają nic do gadania.
Okazuje się, że kobiecie, matce, która nosi w swoim ciele uszkodzony zarodek, a potem płód – to Jarosław Kaczyński będzie nakazywać, w jaki sposób przeżyć ma ona śmierć swojego dziecka, kiedy i w jakich okolicznościach ona nastąpi. Małe ciałka bez oczu i mózgów obnoszone są jak trofea przez ideologów cierpienia, całkowicie zawłaszczone. Ludzie, mający usta pełne frazesów o przywracaniu godności, pozbawiają żałobników prawa do decyzji o czasie i sposobie pożegnania – choć to na ich życiu owa śmierć odciśnie największe piętno. Wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego o konieczności urodzenia i ochrzczenia wszystkich dzieci jest w istocie komunikatem: ta śmierć to sprawa publiczna, to sprawa polska, wasze trupy to nasz kapitał.
Śmierci znanych czy zasłużonych są kartami przetargowymi od lat. Ten i ów wykorzysta okazję, by opluć, znieważyć, będzie toczył boje gdzie pochować, jakie relikwie utoczyć, komu i kogo wolno czcić, a kto nie ma prawa kultywować pamięci. Czyim nazwiskiem nazwać ulicę i skwerek, pod czyim domem urządzać demonstracje, kim straszyć oponentów (“Lech Kaczyński nigdy by się na to nie zgodził!”).
Polska jako kraj zanurzony w tradycji katolickiej, szczególną ostrożność powinna zachować przy dotykaniu płyty nagrobnej i czyjejś osobistej żałoby. Okazuje się jednak, że w ostatnich latach politycy poczuli się z tego zwolnieni. W 2000 r. Maria Janion wydała książkę “Do Europy – tak, ale razem z naszymi umarłymi”. W 2016 roku nie wchodzimy już do Europy z dziedzictwem historycznych wojen, ale z arsenałem politycznej broni, którą stanowią historie prywatnych śmierci, zaprzęgnięte przez rządzących do nieustającej kampanii wyborczej.
Syria, jaką znaliśmy, odchodzi
Właśnie żegnamy Syrię, kraj, który mimo wszystkich swoich olbrzymi funkcjonalnych wad był …