Zarówno ja, jak i wielu innych komentatorów ma wrażenie, że cała heca z ekshumacjami od początku służyła temu, aby ponownie mówiło się o Lechu i Marii Kaczyńskich. Zostały wydane kolejne publiczne pieniądze, rodzinom zafundowano traumę, przy okazji jeszcze bardziej je zantagonizowano. Poruszono Rosję, poruszono Tuska, zapowiadając mu obcięcie politycznej głowy. Wszystko tylko po to, aby po otwarciu sarkofagu pary prezydenckiej dojść do wniosku, że tak, w trumnie znajdują się Lech Kaczyński i Maria Kaczyńska we własnych osobach. I że mają “obrażenia typowe dla wypadków komunikacyjnych”. Co więcej, “ciała są w bardzo dobrym stanie”.
Miało być kameralnie, cichutko, z szacunkiem, przyzwoicie. Tymczasem relację z krypty zaprezentowały wszystkie telewizje informacyjne. Dziś odbędzie się ponowny pogrzeb pary – też kameralny, cichutki i z szacunkiem. „Tylko” z udziałem prezydenta Andrzeja Dudy, premier Beaty Szydło, Marty Kaczyńskiej, najbliższych współpracowniókw nieżyjącej pary i metropolity Stanisława Dziwisza. Z uroczystą mszą w katedrze na Wawelu. Szykuje się kolejne polityczne widowisko, mające na celu wyłącznie umocnienie jednej grupy wpływów i definitywne skłócenie pozostałych. Do tej pory Lech Kaczyński był znakomitym narzędziem, kartą rozgrywającą przeciwników – ale pełnił tę rolę spoglądając z pomników, pamiątkowych tablic i nazw rond. Nie wystarczyło. Trzeba było wyciągnąć go z grobu, by dalej za jego pomocą jątrzyć i skłócać.
I wszystko wskazuje na to, że to nie koniec Orwellowskiego spektaklu. Kaczyńscy dostali nowy sarkofag – “otwierany”. Serio, ma coś w rodzaju drzwiczek. Żeby można było przeprowadzać badania okresowe i znowu wyciągać zwłoki, jeśli komuś przyjdzie do głowy kolejna teoria o wybuchach, trotylu, sztucznej mgle albo jednorożcach-dżihadystach.
Wszystko, co po wygranych przez PiS wyborach dzieje się wokół Smoleńska, jest obrzydliwe – przede wszystkim w stosunku do tych rodzin, które chcą wreszcie przeżyć swoją żałobę w spokoju i milczeniu, bez robienia z ich dramatu ogólnonarodowego serialu, z którego chichocze przy okazji reszta świata. Bez wyciągania trucheł i szukania fragmentów trzewi, aby udowodnić rosyjskim lekarzom pomyłkę i do końca świata powtarzać pytanie “Przypadek..?”. Bez wyciągania kolejnych pieniędzy od partyjnych popleczników w ramach rekompensaty za stres związany z ekshumacjami, których zestresowani wcześniej sami się głośno domagali. Bez hipokryzji, dulszczyzny i rozgrywania politycznego meczu na trumnach.
Dowody na zamach pewnie w końcu się znajdą. A nawet jak się nie znajdą, to znaczy, że komuś zależało na tym, aby doskonale go zatuszować. I znowu będzie wina tego, co zwykle.
Syria, jaką znaliśmy, odchodzi
Właśnie żegnamy Syrię, kraj, który mimo wszystkich swoich olbrzymi funkcjonalnych wad był …
Noooo może nie płaczmy tak bardzo. Niektóre z tych rodzin łykają przy okazji następne miliony z odszkodowań, a nie należy zapominać że w kolejce na swoje czekają już wnuki…
Szkoda, że tam nie leża bracia, byłby wreszcie spokój