Sea-Watch, statek niemieckiej organizacji humanitarnej pływający pod banderą holenderską, który wyminął wczoraj włoską blokadę Lampedusy i podpłynął do portu, ciągle czeka na możliwość zejścia na ląd 42 uratowanych migrantów przebywających na pokładzie już od ponad dwóch tygodni. Tymczasem rząd włoski chce aresztować całą załogę i zająć statek.

Ratownicy z Open Arms, Morze Śródziemne, 2019. wikimedia

„Czekaliśmy całą noc, nie mogliśmy czekać dłużej. Nie można bawić się rozpaczą ludzi w potrzebie” – tłumaczyła organizacja Sea-Watch wpłynięcie do portu w Lampedusie, najdalej wysuniętej na południe włoskiej wyspie na Morzu Śródziemnym. Teraz policja pilnuje, by nikt ze statku nie podpłynął do brzegu. Wicepremier i minister spraw wewnętrznych Matteo Salvini jest zdecydowanie przeciwny przyjęciu uratowanych, chyba, że zostaną od razu przewiezieni do Holandii lub Niemiec.

W Brukseli komisarz europejski ds. migracji Dimitris Avramopoulos poinformował, że jest kilka krajów, które obiecały ich przyjąć, lecz żadne rozwiązanie nie może ruszyć z miejsca, dopóki migranci pozostają na statku. Salvini przepchnął niedawno przez parlament poprawkę do ustawy o bezpieczeństwie, która specjalnie zakazuje Sea-Watch wpływanie na włoskie wody terytorialne. „Jestem gotowa iść za to do więzienia” – oświadczyła wczoraj wieczorem kapitan Carola Rackete, według której wszystko jest zgodne z międzynarodowym prawem morskim.

Salvini argumentuje, że uratowani migranci powinni byli zostać wysadzeni w Trypolisie, stolicy Libii, skąd wypłynęli. Jednak prawo morskie mówi o możliwości przyjęcia uratowanych jedynie w „bezpiecznym porcie”. Według klasyfikacji ONZ, Trypolis nie jest bezpiecznym portem, gdyż miasto jest oblężone. W Libii trwa wojna domowa potęgująca jeszcze chaos w tym kraju. Oprócz więzienia, załoga statku ryzykuje we Włoszech mandat w wysokości 50 tys. euro i zajęcie statku. Wczoraj na Facebooku ukazało się wezwanie do zbiórki na te koszta, dotychczas zgromadzono już 130 tys. euro.

Sprawa Sea-Watch pozostaje na razie nierozwiązana, a szykuje się inny problem: statek humanitarny Open Arms hiszpańskiej organizacji Proactiva Open Arms popłynął wczoraj w kierunku wybrzeży libijskich, mimo zagrożenia mandatem w astronomicznej wysokości 900 tys. euro. Rzecznik organizacji oświadczył dzisiaj, że jej „zadaniem jest ratowanie ludzi, robienie wszystkiego, co możliwe, by żadne życie nie zostało stracone”.

 

 

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej

Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…