Jeżeli ktoś miał jeszcze jakieś wątpliwości, czy Kościół w Polsce jest strukturą jednoznacznie homofobiczną, to dzisiaj powinien się z nimi rozstać.
Zebranie Rady Biskupów Diecezjalnych Konferencji Episkopatu Polski miało miejsce na Jasnej Górze. Wśród wielu poruszanych przez to gremium, liczące 43 biskupów, tematów, była również „profanacje i świętokradztwa, jakie miały miejsce ostatnio w naszym kraju oraz kwestie związane ze środowiskiem LGBT+”, jak podała Katolicka Agencja Informacyjna.
„To sprawy bardzo bolesne dla katolików. Chcemy również się nad nimi zatrzymać i je omówić” – powiedział cytowany przez KAI biskup Miziński.
Omówienie nie było dyskusją nad szeroko rozumianym aspektem tolerancji i przeciwdziałaniu językowi nienawiści, lecz jasnym poparciem słów abp. Jędraszewskiego, który używał własnie mowy nienawiści w stosunku do środowisk lewicowych i LGBT, mówiąc o czerwonej i tęczowej „zarazie”.
Biskupi wyrazili solidarność z kapłanem homofobem. „Modlimy się także za tych, którzy stają się pierwszymi ofiarami tej ideologii [LGBT – przyp. red.], aby mogli osobiście doświadczyć miłości Chrystusa”, głosi stanowisko Rady.
Koledzy kapłani poparli „zdecydowaną postawę” Jędraszewskiego, który, w ocenie biskupów, został zaatakowany za krytykę ideologii LGBT. Dali tym samym do zrozumienia, że nie rozumieją istoty krytyki, która na arcybiskupa spadła.
Biskupi zapowiedzieli też, że w najbliższym czasie powstanie dokument dotyczący nauczania Kościoła wobec LGBT.
Nie należy się raczej spodziewać, że uwzględni on stanowisko w tej mierze papieża Franciszka. Nie pierwszy raz różni się ono diametralnie od stanowiska polskiego episkopatu.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
Póki co kościół ma prawo do własnego zdania i nie musi się ono podobać organizacjom LGBT. NA tym polega demokracja – każdy ma prawo do własnego zdania i jego obrony.
A kochana lewica nie zaprasza do dyskusji a ciska gromy w najlepszym stylu średniowiecznych kaznodziejów.
I przywoływanie wypowiedzi papieskich, jakby prywatne zdanie szefa szefów Watykanu miało jakieś znaczenie. Czyżby nie wiedział pan Maciuś I że oficjalnym zdaniem Watykanu słowa papieża stają się dopiero po opublikowaniu ich co najmniej w formie listu pasterskiego?
W innym wypadku słowa papieża są tym samym co gadka prezydenta Trumpa na jakimś wiecu wyborczym czy posiedzeniu G7, jedyną róznicą jest ubiór obu postaci.