Odbywające się dziś w Turcji wybory prezydenckie i parlamentarne stały pod znakiem oskarżeń o oszustwa wyborcze jeszcze przed zakończeniem głosowania. Ubiegający się o ponowną kadencję prezydent Recep Erdogan, który rządzi krajem już od 15 lat, pozostaje faworytem, ale może stracić większość w parlamencie. Kampanię wyborczą zdominowały kwestie gospodarcze.
Erdogan ma za sobą atuty: jest najpotężniejszym przywódcą kraju od czasów założyciela republiki Mustafy Kemala. Zmienił Turcję poprzez realizację megaprojektów infrastrukturalnych, wyzwolił ekspresję religijną w kierunku wzmocnienia roli islamu w państwie i uczynił z Ankary kluczowego aktora dyplomatycznego, nie tylko w regionie.
Ale to, co dla jednych jest zaletą, jak kurs na religię, dla innych stanowi zagrożenie dla kruchej demokracji. Krytycy Erdogana zarzucają mu „skrzywienie autorytarne”, szczególnie po nieudanej próbie zamachu stanu dwa lata temu i późniejszych masowych czystkach w armii i administracji. Erdogan poprzez referendum konstytucyjne wzmocnił jeszcze władzę przyszłego prezydenta. Odpadł mu jednak atut gospodarczy, którym kiedyś chwaliła się jego partia AKP: lira turecka leci na łeb na szyję, a inflacja stała się już dwucyfrowa.
Ponad 56 milionów Turków wybiera dziś prezydenta spośród sześciu kandydatów, ale liczy się tylko dwóch. Oprócz Erdogana na poważnego kandydata wyrósł socjaldemokratyczny deputowany Muharrem Ince. To on obudził opozycję, ogłuszoną ostatnimi porażkami i dominacją pro-Erdoganowych mediów. Jego przemówienia wygłaszane w całym kraju elektryzowały tłumy, co sprawiło, że Erdogan nie musi być tak pewien swego, jak głosi. Druga tura wyborów prezydenckich wcale nie jest wykluczona.
Przebudzenie opozycji przeciw Erdoganowi doprowadziło do dość niesłychanej koalicji wyborczej w części parlamentarnej wyborów: Socjaldemokraci (CHP) zjednoczyli się z partią Iyi (nacjonaliści) i Saadet (islamiści). Ponadto determinującym czynnikiem tych wyborów będzie wynik prokurdyjskiej partii HDP – jeśli zdobędzie więcej niż 10 proc. głosów (co pozwala wejść do parlamentu), AKP może stracić większość.
W tym kontekście obawa fałszerstw wyborczych dominuje w niedzielnych doniesieniach, szczególnie w regionach południowo-wschodnich, zamieszkałych przez Kurdów, gdzie władza – jak oskarżają Kurdowie – już miała popełnić oszustwa. Z drugiej strony nigdy bodaj w historii tureckich wyborów nie było tylu obywatelskich obserwatorów procesu głosowania. Sam Ince, po zagłosowaniu w swojej miejscowości Jalowa na północnym zachodzie kraju, pojechał od razu do Ankary ogłaszając na Twitterze: „Będę chronił własnym życiem wasze karty wyborcze”.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
Jeśli Turcja wystąpi z NATO i sprzymierzy się z Rosją, Chinami i Iranem – wybory będą warte każdego oszustwa ;)